Panowie bez koszulek, panie w bikini, lub po prostu w bieliźnie. Piękna pogoda ma w dużych miastach także swoją brzydszą stronę. Letni dress code słabo się nad Wisłą przyjął. Nie tylko dosłownie nad Wisłą w Krakowie, Warszawie, czy Gdańsku. Także w centrach innych miast. Mamy więc sandały ze skarpetkami, koszmarne szorty, spoconych mężczyzn na głównych ulicach, w tramwajach i autobusach, gołych od pasa w górę.
Kiedyś mężczyzna nie mógł wyjść na miasto bez kapelusza, przed wojną oficer Wojska Polskiego nie mógł zgodnie z regulaminem pchać dziecięcego wózka. Kapelusz nie jest obowiązkowy od dziesiątków lat, ale gdzieś po drodze okazało się, że nieobowiązkowa jest nawet koszula, nawet podkoszulka. Nieobowiązkowe są długie spodnie i to niezależnie od okazji.
Czy świadczy to o braku kultury, czy po prostu o letnim luzie. W końcu może to dobrze, że Polacy nie krępują się w gorący dzień duszącym ubiorem. A Polki po prostu chodzą w bieliźnie zamiast dusić się w stroju.