Stalin miał osobistą awersję do Polaków, pragnął ich zlikwidować po to, by zastraszyć własny naród, a przy okazji chciał wziąć odwet za porażkę pod Warszawą w 1920 roku – mówi w rozmowie z naTemat prof. Mikołaj Iwanow, historyk z Uniwersytetu Opolskiego, autor wydanej właśnie w Polsce książki „Zapomniane ludobójstwo”.
Pańska książka, poświęcona tzw. operacji polskiej przeprowadzonej przez NKWD w drugiej połowie lat 30. XX wieku, nosi wymowny tytuł „Zapomniane ludobójstwo”. No właśnie, to temat w Polsce zupełnie nieznany...
Kiedy prawie 20 lat temu po raz pierwszy dotknąłem tego tematu, byłem przekonany, że informacja o potwornej zbrodni stalinowskiej wywoła w Polsce burzę emocji, że będzie to jak „nowy, nieznany Katyń”. Tym bardziej, że w „wielkim terrorze” stalinowskim zginęło co najmniej pięć razy więcej Polaków niż w Katyniu i innych miejscowościach, gdzie rozstrzeliwano polskich oficerów oraz pozostałych „niedobrych” Polaków. Nic podobnego. Minęły dwie dekady, a nadal wychodzi książka pod tytułem „Zapomniane ludobójstwo”. Jak długo jeszcze ta potworna zbrodnia będzie zapomniana?
Kto był odpowiedzialny za przygotowanie i przeprowadzenie operacji? Kogo Sowieci uznali za „wrogów ludu”?
Głównym odpowiedzialnym za tę zbrodnię był oczywiście sam Stalin. Świadomie nasilał on psychozę polskiego zagrożenia wojennego, gdyż Polska była mu potrzebna jako swoisty straszak, uzasadniający rozpętywanie kolejnych, narastających fal terroru.
Do tego dochodziły także osobiste uprzedzenia Stalina wobec Polaków i zadawnione antypolskie nastroje w społeczeństwie rosyjskim i sowieckim. Likwidacja polskiej „piątej kolumny” stała się jednym z najważniejszych elementów terroru stalinowskiego długo przed Katyniem i masowymi represjami wobec Polaków obywateli II Rzeczypospolitej. NKWD na polecenie Stalina wykryła ponad 100 tys. "polskich szpiegów". W rzeczywistości ludobójstwo Polaków było potrzebne w celu zastraszenia własnego narodu i II RP. Był to również swoisty odwet za porażkę 1920 roku pod Warszawą.
„Operację polską” przeprowadzono na podstawie rozkazu nr 00485 z 2 października 1937 r., wydanego przez komisarza ludowego spraw wewnętrznych Związku Sowieckiego Nikołaja Jeżowa. Rozkaz ten wyszczególniał następujące kategorie Polaków podlegających represjom: „emigranci polityczni, wymienieni więźniowie polityczni z Polski […], byli członkowie PPS i innych polskich partii politycznych [...], wszyscy pozostający w ZSRS jeńcy wojenni armii polskiej [...]. A także najbardziej aktywny miejscowy antysowiecki i nacjonalistyczny element polskich rejonów autonomicznych”.
Jaka była skala zbrodni? Jak i gdzie mordowano Polaków?
Przeprowadzona w latach 1935-1938 tzw. „polska operacja” NKWD przeraża nawet doświadczonego badacza swych rozmachem i bezwzględnością. Rozstrzelano w tym okresie 111 tys. Polaków, obywateli sowieckich, czyli co siódmego mającego w swym paszporcie zapisaną narodowość polską. Polacy w tym okresie stanowili mniej więcej 0,6 proc. ludności Kraju Rad, natomiast wśród ofiar terroru stalinowskiego było ich prawie 15 proc.
Zniszczenie polskości na tzw. dalszych Kresach w okresie międzywojennym stanowiło kolejny etap konsekwentnej polityki „odpolonizowania” tych terenów prowadzonej przez Rosję carską nieprzerwanie na przestrzeni całego XIX wieku. Antypolska polityka caratu i stalinowskie niszczenie narodu miały wyraźnie wspólny cel – doprowadzić do powstania zupełnie nowej sytuacji narodowościowej, do przekształcenia niegdyś licznych Polaków-Kresowiaków w kategorię wyłącznie historyczną.
Wymagana przez centralę NKWD skala antypolskich represji była tak wielka, że miejscowe oddziały sowieckiej bezpieki musiały w wielu wypadkach korzystać po prostu z książek telefonicznych, wybierając z nich polskie i polskobrzmiące nazwiska ewentualnych „przestępców” politycznych. Zdumiewa również niezwykła, nawet na tle całokształtu „wielkiego terroru”, surowość represji antypolskich. Uniewinnienie w przypadku osoby o polskim rodowodzie było rzeczą wyjątkowo rzadką, prawie niespotykaną. Ze 143 810 aresztowanych w wyniku przeprowadzenia „operacji polskiej”, represji udało się uniknąć zaledwie 3975 osobom.
Helena Trybl, sędziwy świadek tego bez wątpienia ludobójstwa, matka byłego premiera Ukrainy Jurija Jechanurowa, która ocalała z tej polskiej gehenny, określa ten okres w sposób następujący: „Być Polakiem w roku 1937 w ZSRS było mniej więcej tym samym, co być Żydem w III Rzeszy w okresie Holocaustu”.
Kiedy i w jakich okolicznościach o "operacji" dowiedziały się polskie władze? Czy Sowieci ukrywali zbrodnie, podobnie jak mord katyński, przez lata?
Informacja o zbrodni Stalina na Polakach na pewno dochodziła do Warszawy. Pisała o tym również prasa polska. Niestety musimy uznać, że pod wieloma względami polska dyplomacja nie spisała się najlepiej w niesieniu pomocy prześladowanym Polakom. Strach przed możliwą inwigilacją kraju przez agenturę komunistyczną i trudna sytuacja ekonomiczna paraliżowały działania polskiej dyplomacji.
Gwoli usprawiedliwienia polskiej dyplomacji musimy odnotować, że z nadejściem „wielkiego terroru” jej możliwości opiekuńcze skurczyły się prawie do zera. Polska ambasada w Moskwie, a w szczególności polskie konsulaty, przekształciły się w oblężone twierdze. Każdy krok polskich dyplomatów był śledzony przez NKWD. Dlatego w większości przypadków polska dyplomacja była z konieczności tylko biernym obserwatorem ludobójstwa.
Czym charakteryzował się tzw. wielki terror w Związku Sowieckim i jakie były jego skutki?
Terror od początku, od pierwszych dni po zwycięstwie Wielkiej Rewolucji Październikowej w 1917 roku, towarzyszył sowieckiemu systemowi władzy. Od początku również aż do upadku komunizmu w 1991 roku, terror (jego rozmaite formy) stanowił podstawowe narzędzie rządzenia w tym totalitarnym państwie. W ZSRS stał się on czymś zupełnie zwyczajnym, towarzyszącym człowiekowi sowieckiemu od kolebki aż do śmierci. To spowszechnienie terroru prawdopodobnie stało się najbardziej niebezpieczną jego cechą.
„Czerwony terror” okresu rewolucji i wojny domowej, represje antychłopskie okresu kolektywizacji, „klasowy” terror stosowany wobec przedstawicieli resztek arystokracji i klasy posiadającej w okresie międzywojennym, „wielki terror” z lat 1937-1938, terror wobec ludności ziem przyłączonych do ZSRS w latach 1939-1940, terror okresu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, terror powojenny stosowany wobec własnych obywateli, jak i przeciwko obywatelom krajów tzw. obozu socjalistycznego – to wszystko daleko niepełna lista ohydnych przestępstw kryminalnych popełnionych na własnym narodzie i na narodach innych krajów.
Komunizm to zbrodniczy system, który jak dotąd nie miał swej Norymbergi, który nie poniósł kary za swoje zbrodnie. Terror antypolski był częścią składową sowieckiego systemu rządzenia.
Odpowiedzialny za akcję, poprzednik dobrze znanego Polakom Ławrentija Berii na stanowisku szefa NKWD Nikołaj Jeżow, zwany „krwawym karlikiem”, słynął z okrucieństwa. Jakie były jego losy?
Po tym, jak kaci z NKWD wykonali swą brudną robotę, Stalin zrozumiał, że „wielki terror” wychodzi spod jego kontroli, zaczyna żyć własnym życiem, zżerając więcej niż to była polecone przez niego i dlatego zdecydował znaleźć kozła ofiarnego. Ofiara ta miała oczyścić głównego zbrodniarza.
Jeżowa rozstrzelano w 1940 roku. Przed śmiercią przyznał się, że był „polskim agentem”, a także japońskim i angielskim. Jedyny przywilej, który miał po aresztowaniu - nie był katowany. Wiedział, że opór wobec śledczych nie ma najmniejszego sensu. Podpisał wszystko…
Czy fakt, że jest Pan z pochodzenia Rosjaninem, miał wpływ na zajęcie się zbrodniczą działalnością NKWD w stosunku do Polaków?
Kiedy rozpocząłem prace nad tematem, jeszcze istniał Związek Sowiecki. W ZSRS nikt nie miał „zielonego pojęcia” o jakichś Polakach, o ich tragicznych losach. To wyraźnie ułatwiło mi pracę. Nikt nie podejrzewał, że Rosjanin zajmuje się tak drastycznym problemem. Jeszcze żyło wielu świadków „ludobójstwa Polaków”. Notowałem ich opowieści. Ale początkowo nawet ja nie byłem w stanie uwierzyć w skalę tej zbrodni. Dopiero po ujawnieniu dokumentów z archiwów sowieckich stało się jasno, że było to ludobójstwo.
O jakich białych plamach mówimy jeszcze w przypadku stosunków polsko-sowieckich? Co mogą kryć rosyjskie archiwa?
Istnieje mnóstwo „białych plam”. Gdzie są teczki personalne rozstrzelanych w Katyniu? Czy był rozkaz Stalina dla Armii Czerwonej zatrzymać się u bram Warszawy w sierpniu 1944 roku i pozwolić Niemcom wymordować powstańców Warszawy? Jaki udział miała Moskwa w decyzji o wprowadzeniu „stanu wojennego”? To są jedynie niektóre „białe plamy” … Jest ich na pewno więcej.
Wiedzę o tragicznych skutkach „operacji polskiej” popularyzuje m.in. rosyjskie Stowarzyszenie Memoriał, któremu niedawno groziło rozwiązanie. Jak Pan ocenia jego rolę?
Jest to organizacja unikatowa. Walczy o prawa człowieka w Rosji w warunkach dalekich od demokratycznych. W sprawie upamiętnienia ofiar „operacji polskiej” wykonuje zadanie, które powinien realizować polski IPN. Zbiera i dokumentuje imiona ofiar, prowadzi badania tej zbrodni. W Polsce natomiast realizacją tego zadania nadal zajmuje się kilka „zwariowanych” osób. I nie widzę perspektyw, aby to się zmieniło.
Czy obserwując działania Putina dostrzega Pan nostalgię za Związkiem Sowieckim? Jaką przyszłość Rosji Pan widzi?
Władimir Putin nie raz już mówił o tym, że dla niego rozpad Związku Sowieckiego to tragedia osobista. Jego obecna polityka to swoista forma nostalgii za ZSRS. Dlatego przyszłość Rosji niestety widzę czarno. Pogorszenie sytuacji ekonomicznej i wyraźny spadek materialnego poziomu życia ludności doprowadzi prawdopodobnie do „moskiewskiego Majdanu”. Jak pisał Dostojewski „rosyjski bunt jest straszny”. Może on doprowadzić do rozpadu tego kraju. Modlę się, aby tak się nie stało.