Ewy Kopacz nie słychać, choć krzyczy. Kolejne wystąpienia i wywiady szefowej rządu przemijają bez echa. Jedyną reakcją jest wyłapywanie kolejnych wpadek i zastanawianie się po co tak właściwie premier zabrała głos. Kopacz nie tylko brakuje oratorskich talentów swojego poprzednika, ale i kogoś, kto podpowie o czym i jak powiedzieć.
Ofensywa w sprawie ratowania kopalni zmusiła Ewę Kopacz do zwiększenia swojej aktywności medialnej. Dlatego szefowa rządu rozmawiała z dziennikarzami w Sejmie, udzieliła wywiadu w TVN24 i wygłosiła orędzie w telewizji publicznej. Całkiem sporo jak na jeden tydzień.
Krzyk (rozpaczy)
Tylko co z tego wynika? Szefowa rządu mówi dużo, przytacza dane i rzuca liczbami, ale to jak rzucaniem grochem o ścianę. Odnoszę wrażenie, że Kopacz wychodzi z założenia, że im więcej będzie mówiła, tym więcej osób przekona. Że im głośniej będzie powtarzała swoje argumenty, tym będą one uznane za bardziej wiarygodne.
Ostatni przykład to wywiad dla TVN24. Kamil Durczok, człowiek ze Śląska z dobrym rozeznaniem tematu zadawał szefowej rządu trudne i rzeczowe pytania. Kopacz tymczasem odpowiadała banałami, co wyglądało na próbę przykrywania niekompetencji. Bo to bardzo szczytne i godne pochwały, że pani premier zależy, że się stara, że rozmawiała z górnikami 12 godzin. Ale kogo to przekonuje?
Fala krytyki
Wyborcy nie poprą gigantycznych zmian w górnictwie tylko dlatego, że pani premier na tym zależy. Jeśli jednak szefowa rządu zdobędzie się na konkret myli się albo mówi nieprawdę. Tak jak z zapewnieniem, że w ustawie nie pada słowo “likwidacja”. Wystarczy funkcja wyszukiwania by sprawdzić, że to słowo w różnej formie pojawia się tam 30 razy. Jedyne co zyskała przewodnicząca Platformy Obywatelskiej wywiadem to fala krytyki.
Dlatego Kopacz woli unikać konkretów. Tak jak przy pytaniach o członkostwo w Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym, przybudówce PZPR z czasów komuny. - Nie przypominam sobie, też się zdziwiłam - powiedziała dziennikarzom. Trudno o bardziej groteskową odpowiedź. Dopiero w niedzielnym wywiadzie u Moniki Olejnik przyznała, że według dokumentów była w ZSL, ale nie pamięta tego.
Po co?
Tymczasem otoczenie Kopacz tego nie dostrzega. Dzień po wspomnianym wywiadzie Kopacz postanowiła powtórzyć swoje argumenty. Nie zmieniło się nic poza kanałem telewizyjnym. W TVP wyemitowano orędzie premier, które powtarzało wątki i argumenty przewijające się dzień wcześniej. Po tak wyjątkowej formie komunikacji z wyborcami należy jednak oczekiwać, że będzie komunikowała coś ważnego, a przede wszystkim nowego.
Tymczasem Kopacz zaczyna: "chcę jeszcze raz przedstawić argumenty przemawiające za zmianami, które proponujemy". Tyle, że nieprzekonanych nie przekona się powtarzając im to samo. Znowu, i znowu, i znowu. Tym bardziej, że Kopacz słabo radzi sobie w warstwie retorycznej. Nawet w tak kontrolowanych warunkach, jak nagrywanie orędzia wygląda na spiętą, a jej głos nie brzmi naturalnie.
"Można nad tym pracować"
Natomiast wywiad telewizyjny czy radiowy to już katastrofa. Na dłuższą metę trudno znieść podniesiony głos Kopacz, która chce powiedzieć jak najwięcej, zanim dziennikarz znowu jej przerwie. To sprawia wrażenia, jakby krzyczała. Widz, zamiast na treści skupia się na tym, żeby skończyła. - Pani premier brakuje spokoju, stonowania - przyznaje dr Bartłomiej Biskup, politolog z INP UW.
- To może sprawiać wrażenie, że chce przekrzyczeć rozmówcę. Mogłaby popracować nad tym, to nie jest trudne. Można to zrobić oglądając siebie z ekspertem, analizując wystąpienia, spokojnie zdarzyłaby to naprawić przed kampanią wyborczą - ocenia ekspert ds. marketingu politycznego.
Puste słowa
Jednak najważniejsza jest treść, a tutaj też nie jest dobrze. - Brakuje dalszego ciągu w tej komunikacji. Coś zostało zapowiedziane i oczekiwalibyśmy realnych działań i opowiedzenia o nich - wskazuje dr Biskup. - Z drugiej strony dzisiaj politycy generalnie posługują się ogólnikami, żeby nie można ich było na niczym złapać, więc albo projekty rządu są za słabe i nie ma o czym mówić albo nie przygotowali pani premier i takimi ogólnikami próbuje to przykryć - wyjaśnia politolog.
Kopacz nieustannie porównywana jest ze swoim następcą, to naturalne. - Tusk ma większe doświadczenie, a do tego odpowiednie cechy osobiste, komunikacyjne, był zwierzęciem medialnym - mówi dr Biskup. - Każde wystąpienie coś w sobie miało. Widać, że pani premier ma mniej doświadczenia i inną osobowość polityczną. Może jeszcze trochę się obawia, niepewnie czuje, nie chce popełnić gafy - diagnozuje rozmówca naTemat.
Ewa "Przepraszam" Kopacz
I o ile udaje się ich unikać w wywiadach (głównie, przez opowiadanie dookoła - to ważna umiejętność u polityka), robi je przy innych okazjach, choć to raczej błędy strategiczne. Takie, jak nadmierne ocieplenie wizerunku przez wywiad w kolorowym piśmie i cukierkowo-świąteczną rozmowę w TVP.
Nie udało się tego zatrzeć konferencją prasową z okazji 100 dni rządu. Kopacz znowu mówiła dużo. Nawet za dużo, bo nikt nie był w stanie wyłapać z tego jakiejś myśli przewodniej, głównego przekazu. To zaskakujące, że osoba zajmująca się polityką od tylu lat nie wie, jak działają media i opinia publiczna. Z tego słowotoku przebił się jedynie plan naprawy sytuacji w górnictwie, choć i tak tylko dzięki protestom samych górników, a nie umiejętnemu przekazaniu pomysłu.
Za to całkiem duże doświadczenie ma Kopacz w przepraszaniu - zarówno za siebie, jak i za innych (Sikorskiego, Arłukowicza, pełnomocniczki). Co rusz powtarza, że jest je przykro, że bardzo się stara, że dopiero zaczyna. To znacznie osłabia jej wizerunek lidera. Oczywiście czasem z ust polityka takie słowo musi paść, ale nie tak często. Poza tym są na to inne sposoby - można przeprosić nie przepraszając.
Czy leci z nami pilot?
Ilość medialnych występów nie przekłada się w jakość. Tak jak w kampanii samorządowej. Kopacz jeździła, spotykała się z wyborcami i działaczami. Ale znowu: co z tego? Przekonywanie przekonanych jest bez sensu, a media szybko przestały transmitować przemówienia premier. Zupełnie inaczej niż podróż Tuskobusa, która sama w sobie była wydarzeniem, a każde spotkanie przynosiło akcent, który mógł stać się elementem materiału telewizyjnego czy tekstu prasowego. U Kopacz wiało nudą.
Dlatego Kopacz poza czytaniem wszystkich dokumentów powinna popracować też nad swoim przekazem. Nie sama, od tego są ludzie. Iwona Sulik, rzecznik rządu i główna kreatorka publicznego obrazu lidera PO wyraźnie sobie z tym nie radzi. Dlatego jeśli PO chce myśleć o wygraniu jesiennych wyborów parlamentarnych musi nie tylko zacząć realizować swoje plany, ale też nauczyć swoją szefową o nich opowiadać. Bez krzyczenia.