Rząd zrobił skok na pieniądze Lasów Państwowych, by najpierw wypłacić odszkodowania Żydom, a potem oddać LP w prywatne ręce – trąbią prawicowi politycy i dziennikarze. Dawno nie było sprawy, której interpretacja zawierałaby tyle manipulacji i teorii spiskowych. Wyjaśniamy dlaczego.
Żydowskie lobby
Temat Lasów Państwowych wraca co kilka miesięcy. Za każdym razem z przekazem, że oto rząd ma niecne zamiary i realizuje je w tajemnicy przed opinią publiczną. Ostatnio ta prawicowa retoryka otarła się o granicę absurdu – tygodnik “wSieci” odgrzał plotkę sprzed kilku lat, według której rząd PO chce sprzedać zarządzającą 7,6 mln hektarów polskich lasów jednostkę, by pieniądze przeznaczyć na odszkodowania dla Żydów za utracone w naszym kraju mienie.
“Komorowski stwierdził, iż premier Tusk zmusi niepokornych ministrów, […] by ‘dołożyli się do rekompensat’, sprzedając państwowe lasy i nieruchomości” – brzmi cytowana przez tygodnik notka ambasadora USA w Polsce z 2009 roku.
Pierwszy problem z tą tezą jest taki, że w notce, na której ją oparto, nie ma słowa o żydach. Ambasador pisał o “restytucji prywatnego mienia”, a to może, ale nie musi ich dotyczyć. Dla wielu komentujących jest to jednak bez znaczenia, skoro można stwierdzić, że “Żydzi biorą nasze lasy”.
Drugi problem to brak jakichkolwiek dowodów, że państwo zamierza się pozbyć LP. Przeciwnie, koalicja PO-PSL próbowała podjąć kroki, by zapobiec prywatyzacji Lasów. Znów – to się nie liczy, bo szczegóły decyzji ws. Lasów ustępują miejsca propagandowym hasłom typu 'skok na Lasy".
Danina od miliardów
A jak to było naprawdę? Historia tej specyficznej awantury zaczyna się w styczniu ubiegłego roku, kiedy Sejm przyjął nowelizację ustawy o lasach, zakładającą, że LP przekażą do budżetu 1,6 mld złotych. Ustawa mówi, że w latach 2014-2015 Lasy będą wpłacać do publicznej kasy 800 mln zł rocznie, a od 2016 roku 2 proc. wartości sprzedanego drewna. Środki te w większości są przeznaczane na budowę i remonty dróg lokalnych, a część z nich idzie na zmniejszenie deficytu budżetu państwa.
Logika rządzących była taka, że skoro LP dysponują tak ogromnym majątkiem (całkowite przychody to ponad 7 mld zł), część część tej kwoty mogą przeznaczyć na cele publiczne. Już wtedy opozycja mówiła, że to rabunek, który zdestabilizuje lasy, doprowadzi do bankructwa, a potem do prywatyzacji. To miał być właśnie ukryty cel PO i ówczesnego premiera Donalda Tuska.
Żeby spisek był jeszcze bardziej ewidentny, prawica co jakiś czas jeszcze bardziej mąci atmosferę wokół LP. "Gazeta Polska Codziennie" napisała dziś, że rząd "zgubił 800 mln zł" przekazane w ramach daniny. To dlatego, że PiS chce wiedzieć, które dokładnie drogi zbudowano za pieniądze z lasów. Władza nie potrafi wskazać? Znaczy, że pieniądze w tajemniczych okolicznościach się rozpłynęły. Na nic tłumaczenia ministerstwa finansów, że uzupełniły ogólną pulę dochodów, które przeznaczane są na realizację wydatków. Gdybym zapytał resort, które drogi wybudowane zostały z wpływów z VAT, też przecież nie dostałbym odpowiedzi.
To, do czego opozycja ma uzasadnione zastrzeżenia, to tryb, w jakim rok temu zmieniano ustawę. Odbyło się to bez głębszych konsultacji i dyskusji. Potwierdzają to też eksperci i aktywiści, którzy jednak - co istotne - w sporze o "rabunek lasów" stają po stronie rządu. Robert Cyglicki z Greenpeace mówił nam, że jego zdaniem Platforma nie planuje prywatyzacji. Nie zgodził się też z twierdzeniem, że wpłata do budżetu zrujnuje finanse LP.
Z kolei znany przyrodnik i dziennikarz Adam Wajrak pisał, że histeria ws. prywatyzacji to "robienie ludziom wody z mógu".
Bitwa o konstytucję i referendum
Na tym wątku sprawa się nie kończy. Jako że PiS przez rok usilnie wmawiało Polakom, że rząd planuje oddać LP w prywatne ręce, rządząca koalicja zaproponowała kilka miesięcy temu zmianę Konstytucji, tak, by zagwarantować, że Lasy nie zostaną sprywatyzowane ("nie będą podlegały przekształceniom własnościowym poza wyjątkami określonymi w ustawie o lasach"). Co zrobili politycy partii Kaczyńskiego? Zagłosowali przeciwko tej poprawce i ją utrącili, twierdząc, że nie daje wystarczającej ochrony.
Co więcej, nagłówki na prawicowych portalach mówiły, że właśnie ta poprawka miała doprowadzić do oddania lasów: "Nocna próba sprzedaży lasów państwowych udaremniona", "Nieudana nocna zmiana konstytucji", "Platforma pod osłoną nocą łupi narodowe srebra". Manipulacja okazała się perfekcyjna, bo najwyraźniej niewielu internautów pokusiło się o lekturę nowelizacji, która przecież niosła odwrotne wnioski.
Pozostaje jeszcze kwestia referendum. Tak, PiS chce, by to obywatele stali się ekspertami od lasów i zdecydowali w referendum o losach tej jednostki. Pytanie miałoby brzmieć: "Czy jesteś za utrzymaniem dotychczasowego systemu finansowania albo funkcjonowania państwowego gospodarstwa leśnego Lasy Państwowe określonego w ustawie z dnia 28 września 1991 roku o Lasach Państwowych, co zabezpiecza dotychczasową rolę tego podmiotu w wypełnianiu potrzeb narodowych?".
Pod wnioskiem o takie głosowanie zebrano już ponad 2,5 mln podpisów. Prawica oburza się, że koalicja PO-PSL nie chce zdać się na "wolę ludu". Ale trudno się rządowi dziwić, bo przy takim temacie i tak zadanym pytaniu referendum byłoby absurdem. No chyba, że zakładamy, że każdy zna ustawę z dnia 28 września 1991 roku.
Opozycji też się w sumie trudno dziwić. Stężenie manipulacji i propagandy jest w tej sprawie jest tak wysokie, że ma pewną większość.
Reklama.
Adam Wajrak
Zaproponowana przez rząd wpłata w wysokości 1,6 mld zł w ciągu dwóch lat nie jest dla Lasów żadnym problemem. To 60 proc. czystego zysku zgromadzonego w ostatnich dziesięciu latach. Natomiast 2 proc. od dochodu ze sprzedaży drewna, które mają płacić w następnych latach, to już śmiesznie małe pieniądze - 100-130 mln zł rocznie. Na same pensje dla swych pracowników Lasy wydają rocznie około 2 mld zł.