
W PRL mieliśmy problem z seksem, bo ten był mocno ztabuizowany. Był sprawą nieco wstydliwą, bo i internet, którego nie było, nie mógł nikogo uświadomić. Co jednak robiono, gdy już nastąpił niechciany akt poczęcia? Aborcję, bo ta od 1956 roku była w Polsce Ludowej zupełnie legalna. I to w tym problem widzi abp Henryk Hoser, dla którego peerelowska ustawa jest przyczyną dzisiejszej "samobójczej polityki".
Fakt, że dokonuje się corocznie nielegalnie co najmniej 300 tys. zabiegów przerywania ciąży, a więc że co najmniej 600 tys. osób rocznie (lekarzy i pacjentek) formalnie popełnia przestępstwo – co jest publiczną tajemnicą – oznacza tolerowanie fikcji, jest przejawem zakłamania w życiu społecznym. Czytaj więcej
Dzisiaj jest niezwykle spolaryzowana - jedni mówią, że to zabójstwo, inni - że prawo kobiety. Brak jest przestrzeni na dialog. A wtedy było nawet miejsce dla głosu zwolenników prawa kobiet do aborcji, którzy uważali, że trzeba ograniczyć liczbę zabiegów. Nie pojawiały się argumenty religijne, chyba że w listach od czytelniczek. Głównie zastanawiano się jednak nad tym, jak wpływa to na zdrowie kobiet, jakie może mieć konsekwencje psychiczne. Teraz jak mamy debatę aborcyjną, to dyskutują księża. Czytaj więcej
Wtedy nie było żadnych środków antykoncepcyjnych, ani pigułek, ani prezerwatyw. Lęk przed zajściem w ciążę towarzyszył każdej kobiecie od chwili, kiedy była 12-letnią dziewczynką. Wtedy aborcja była jedynym wyjściem, które nie spotykało się z potępieniem społecznym. Kiedy prowadziłam swoją koleżankę do lekarza, żadna z nas nie miała żadnej, najmniejszej świadomości, że robimy coś złego. Jestem najdalsza od pochwały aborcji, ale kobiety powinny mieć po pierwsze świadomość, a po drugie - wsparcie. W tę stronę powinno to iść, nie w stronę potępienia. Czytaj więcej
W miarę upływu czasu zorientowałem się i doszedłem do wniosku, że zabijanie dziecka nie jest czymś właściwym. Wstydzę się tych czasów i żałuję. Czytaj więcej
