Bezczynność więźniów, których nawet przez kilkadziesiąt lat muszą utrzymywać podatnicy, uderza chyba każdego. W PRL-u niemal wszyscy więźniowie pracowali, ale po 1989 roku już nie muszą. Część społeczeństwa najchętniej wsadziłaby ich na rowery stacjonarne, aby chociaż produkowali prąd. Dlaczego w Polsce pracuje mniej niż co trzeci więzień?
27 proc. z 90 tysięcy, czyli niecałe 25 tysięcy – tylko tylu więźniów pracuje w czasie odbywania wyroku. Tę statystykę nieco polepszył były już szef Służby więziennej gen. Jacek Włodarski. Tygodnik "Newsweek" ujawnił jednak, że zapomniał o zapewnieniu więźniom zapłaty za pomocy przy budowie autostrady A2.
Wśród wyjątków w prawie, które dopuszczają bezpłatną pracę więźnia, nie ma uregulowań pozwalających na nieodpłatne zatrudnianie skazanych przy realizacji przez prywatnych wykonawców zamówień publicznych. Minister Sprawiedliwości przyjął już dymisję szefa SW, który swoje postępowanie tłumaczył własną głupotą.
Jednak pracujący więźniowie to wcale nie taki głupi pomysł. Uznali tak nie tylko internauci, którzy twierdzą że więźniowie nie powinni siedzieć bezczynnie w celach. Problem ten dostrzegły także węgierskie władze. Od pierwszego stycznia praca tamtejszych skazańców nie jest już przywilejem, a obowiązkiem. Będą z niego zwolnieni jedynie chorzy i osoby w podeszłym wieku. Oznacza to, że aż 12 tys. z 18 tys. skazanych będzie odpracowywała część kosztów własnego utrzymania.
Kara, nie nagroda
Dziś praca to dla więźnia nagroda i szansa na kontakt ze światem zewnętrznym. W przeszłości zaś miała ona charakter represyjny. W powszechnym odczuciu więźniowie pracowali za karę. Natomiast stosunek więźniów do pracy była taki sam, jak do samego odbywania kary – wykonywali ją z oporem. Swoje niezadowolenie wyrażali poprzez odmowę pracy oraz protesty.
Józef Grzyb spędził 35 lat życia za kratami wtedy, gdy praca była obowiązkowa. Wspomina czasy, kiedy więzienia miały swoje zakłady pracy, co dawało mu "inny wymiar czasowy siedzenia". Jak mówi, on pracował jeszcze jako niewolnik, ale dzisiejsi skazańcy chcieliby pracować. – Praca dla więźnia to i tak dużo, bo wyjdzie, zakombinuje, zakręci, wtedy ma większe możliwości, kąpiele. Klawisz ma porządek, a i więzień ma czas unormowany – słyszę od swojego rozmówcy.
Po 1989 roku, kiedy państwowe przedsiębiorstwa przeszły na rachunek ekonomiczny, a tym samym musiały stać się wydolne, okazało się, że wiele z tych opartych na systemie "niewolnictwa" jest niewydolnych. – Wówczas wyszło, że zatrudnienie w więziennictwie na poziomie 98 proc. zaczęło drastycznie spadać. Część z tych przedsiębiorstw upadło, w innych redukowano zatrudnienie – mówi psycholog i były szef Służby Więziennej Paweł Moczydłowski.
Powstał problem z bezczynnością w więzieniach, która jest sytuacją bardzo niezdrową. Zarówno pod względem ekonomicznym, bo osadzeni nie wypracowują żadnych środków dla siebie czy rodzin, jak i pod względem bezpieczeństwa. – Zatrudnienie więźniów ma głęboki sens reedukacyjny – mówi Moczydłowski.
Więźniowie chcą pracy
Osadzeni nie godzą się na pracę pod przymusem. Ale bezczynność i więzienna nuda sprawiają, że chcą pracować. Bardzo chętnie zapisują się na kursy, dzięki którym mogą wykonywać pewne zajęcia. Są one bardzo nisko opłacane, ale dzięki nim po opuszczeniu zakładu karnego łatwiej będzie im zdobyć zatrudnienie.
Józef Grzyb, autor książki "Całe życie kradłem" przekonuje, że nie da się zmusić człowieka do pracy. – Zachowują się tak, bo mają pomoc z domu, znają różne grupy zorganizowane, które dostarczają im paczki. Oni kręcą wewnątrz więzienia różne fuchy, chodzą na siłownię, mają dodatkowe inne sprawy, ale za bardzo nie chcą pracować – mówi Józef Grzyb.
Jego zdaniem więźniowie powinni pracować, ale na pewno nie za darmo. – To nie te czasy – mówi. – Za darmo to może więzień pracować kilka godzin na rzecz zakładu, zgodnie z regulaminem. Ale już nie ma niewolnictwa. Jak więźniowi oferuje się pracę, powinien dostać umowę o dzieło – uważa były więzień zakładów w Sztumie, Toruniu, Bydgoszczy, Wrocławiu, Gdańsku, Barczewie, Inowrocławiu i wielu innych.
Więźniowie cieszą się dobrą opinią wśród pracodawców. Trzeba pamiętać, że część prac, które wykonują, to zajęcia pro publico bono. Pomagają przy kataklizmach: powodziach, pożarach, a niekiedy nawet przy odśnieżaniu. – Nie zawsze się o tym mówi i wie, ale to robią więźniowie. Nie uciekają, pracują i dostają podziękowania od lokalnych władz – mówi były szef więziennictwa.
Blokada w zatrudnieniu więźniów pojawia się jednak gdzie indziej. Więźniowie nie są drogimi pracownikami, co wywołuje poczucie zagrożenia wśród związków zawodowych. – Ich pragnienie znalezienia pracy i zaczepienia się jest wykorzystywane przez przedsiębiorców, którzy płacą im bardzo małe stawki. Oni natomiast nie protestują, bo boją się utraty zatrudnienia – zauważa Paweł Moczydłowski.
Rację mają ci, którzy twierdzą, że więźniowie powinni pracować. Nie za darmo, bo zrobienie z osadzonych niewolników nie zda egzaminu. Każdy, także więzień, musi mieć motywację. Jeśli jej nie zapewnimy, 2/3 więźniów będzie dalej odsiadywała wyrok siedząc na pryczy lub na zakładowej siłowni. Przez lata.
Reklama.
Paweł Moczydłowski
Były szef polskiego więziennictwa
Nigdzie na świecie nie wypalił system pracy opary na represjach, bo nie ma pracownika z niewolnika. Samo więziennictwo nie da rady zorganizować takiej infrastruktury, aby pracy dla więźniów było więcej.