Jarosław Kuźniar poinformował, że odchodzi z TVN24. Najprawdopodobniej poświęci się w całości własnemu biznesowi, czyli portalowi goforworld.com. Kilka miesięcy temu rozmawialiśmy z Kuźniarem o tym projekcie. Już wówczas sugerował, że nie ma na nic czasu.
Masz masę pracy, a mimo to szukasz kolejnego zajęcia.
Właśnie nie wiem do końca jak to jest, ale postanowiłem ostatnio skrócić noc z czterech godzin do trzech. Jak dotąd, na adrenalinie, bo mam nowy projekt i chcę go dobrze zrobić, jakoś się to wszystko udaje. Ale pewnie bateria gdzieś prędzej czy później się wyczerpie. Dziś jeden z widzów napisał: nie mogłem spać, wstałem i włączyłem Kuźniara. Zastanawiam się gdzie on ma ładowarkę do tego telefonu, bo nie może być cały czas podłączony do niego. Ale czy współcześnie da się inaczej? Nie wiem właśnie...
Ale cztery godziny snu codziennie to już jest naprawdę mało.
Cztery godziny to już jest ta lepsza wersja. [śmiech]
Z której właśnie zrezygnowałeś.
Wiesz co... Ta moja dodatkowa aktywność, nie ujawniona przeze mnie tak głośno jak teraz trwa już trzy lata. Pierwsze pieniądze z "X-Factora", które były większe niż co miesiąc z TVN24, postanowiłem zainwestować. Myślałem że będzie szybszy zwrot z tej inwestycji, ale uznałem, że sama nauka tego biznesu jest dla mnie ciekawsza niż zysk.
Działasz sam?
Nie, poszedłem wtedy do ludzi, którzy pozwolili mi napisać biznes plan biura podróży. Miało to być miejsce dla osób, którzy znudzą się lataniem na wakacje samolotem, gdzie jest 200 osób i powiedzą: Wie pan co, my już nie chcemy w 200, tylko w 20 osób, albo nawet sami. Nie wiemy tylko, jak się za to zabrać. I my wtedy piszemy im własny plan, aby bez otwierania przewodnika wiedzieli gdzie dolecieć, zamieszkać itd. To będzie dla nich uszyte.
Czytałem kiedyś wywiad z szefem Rainbow Tours. Twierdził, że Polacy boją się ruszyć w świat, bo często nie znają języka angielskiego, a będąc za granicą, musieliby o coś dopytać. Rzeczywiście, część osób szuka wycieczek, gdzie przewodnik rozłoży parasolkę i powie: za mną! Mnie to męczy.
A sam nie byłeś nigdy na takiej wycieczce?
Raz, zaraz po tym jak przyjechałem do Warszawy. Pracowałem wtedy w Programie Trzecim i pojechałem na zorganizowaną wyprawę z biurem podróży na Cypr. Teraz jest to oczywiste i sam muszę mówić swoim klientom, że za pokój jednoosobowy jest dopłata. Ale wtedy pomyślałem: Wow! 890 i lecę na Cypr. I wylądowałem w pokoju z facetem, który kiedyś montował w tym kraju windy, miał wypadek i wrócił na proces.
Przemysł turystyczny w Polsce przez całe lata przyzwyczajał ludzi do tego, że nic nie muszą. Wszystkie reklamy biur podróży sprowadzają się do tego, że masz piękny basen, dzieci nad tym basen, a ty pijesz w barze. Ja chciałbym, aby to było bliższe podróży niż wakacjom.
Biuro podróży masz od trzech lat. Ale idziesz dalej - otwierasz portal.
Biuro podróży było i jest. Mam też plan, aby prowadzić grupy turystyczne. Wyobrażam to sobie, że z nimi jadę jako przewodnik, opowiadacz historii i zabieram ze sobą kogoś, kto żył w danym miejscu parę lat. Najbliższy taki wyjazd będzie na Syberię i pojedzie z nami Michał Książek, który na Syberii mieszkał. Zna język jakucki, zna język rosyjski. Ma stamtąd żonę, studiował tam. Taka osoba opowie nam o rzeczach, o których nigdzie nie przeczytamy, chyba że w jego książce. Nauczy nas tego świata w głębszy i fajniejszy sposób.
Mam też fajnego kandydata na wyprawę czerwcową na Islandię. Będzie to Tomek Wasilewski z TVN Meteo, który jest geografem i zna każdy kawałek ziemi. Gdy wszyscy myśleli o tym kraju w kontekście wulkanów i uziemionych samolotów, Tomek rozumiał, dlaczego to tak działa. Chciałby, aby to były podróże, które dają ludziom wiedzę.
Co znajdziemy na twoim portalu?
Chcę, aby to było miejsce w sieci do czytania o podróżach, do inspirowania się podróżami. Abyś mógł wejść na tę stronę i dowiedział się o świecie najwięcej jak możesz, a później sam pojechał go oglądać. Chciałbym, aby ostatecznie był to portal podróżniczy. Myślę, że w ciągu miesiąca - dwóch będzie tam zakładka video. Mam zgodę szefa, aby osobiście przeprowadzać rozmowy z podróżnikami. Każdą wyprawę, którą zrealizujemy pokażemy na zdjęciach i filmie. Chciałbym też, aby to była przestrzeń, w której będą publikować ludzie z fajną podróżniczą historią. Mogą to zrobić u nas, a ja gwarantuję im grupę odbiorców, do których potrafię dotrzeć.
A nie będzie tak, że na wycieczkę pojadą twoi fani? Będą chcieli spędzić "tydzień z Kuźniarem", niezależnie czy na Islandii czy Syberii.
Nie wiem, czy zgłosiłoby się więcej fanów czy antyfanów. Wszyscy będą mogli się zapisać na taką wyprawę. Trochę jeździłem sam po świecie i wydaje mi się, że można pokazać ludziom, iż można inaczej.
Ktoś dziś do mnie napisał: Panie Jarku, jakie ma pan wysokie ceny. Ktoś inny był zdziwiony, że podróż po USA wyczyściła mu portfel. Podróż nie zawsze może być tania, ważne by nie dać się oszukać. Ułatwiamy to. Na przykład na Islandię można dostać się tanio, ale to nie jest akurat najdroższy wydatek, bo paliwo, życie - wszystko tam jest drogie. Pewne rzeczy, które są poważniejsze, głębsze, inne, bardziej indywidualne, zawsze kosztują więcej.
Czy przed wysłaniem ludzi w dane miejsce, jedziesz tam najpierw sam i je sprawdzasz?
Nie zawsze tak się da zrobić. Ale pomagają nam ludzie, którzy są stamtąd. Dwa lata temu byłem w Jakucku z Tomkiem Wasilewskim. Chciałem zobaczyć, jak to jest, gdy za oknem jest minus 55 stopni. To była wariacka podróż dwóch facetów, ale gdy masz grupę, nie możesz tego zrobić na wariackich papierach. Wiem, jak boli mróz, i jak wygląda zamarznięta Lena. Ale jak zacząłem o tym szeptać, że może taką wyprawę zrobilibyśmy dla grupy, to ktoś się odezwał, że zawsze chciał pojechać w tym kierunku ale np. koleją transsyberyjską. Później znalazłem właśnie Michała Książka. Dostałem od niego sugestie, później usiedliśmy nad tym razem i układamy plan.
Bez takiego człowieka jedziesz i cały czas masz ten sam krajobraz, tym bardziej zimą. Masz biały ocean. A taki człowiek mówi, że teraz mijamy granicę Europy i Azji, że tędy wracali syberyjscy zesłańcy. Taka wycieczka nie musi być jedynie piciem na pokładzie transsyberii, choć to fajnie napić się z Rosjanami czy handlować kabanosami.
Dla kogo będzie ten portal i wyprawy? Dla ludzi z korporacji, którzy mają pieniądze i szukają jakiegoś oderwania, ale niekoniecznie nad basenem w Hurghadzie?
Niekoniecznie. Na Syberię jedzie na przykład sympatyczna pani doktor z uniwersytetu. Celuję w osoby, które chcą przeżyć "coś innego" w innej grupie. To jest w jakimś sensie wyrwanie się. Praca w korporacji polega na robieniu wielu rzeczy bardzo automatycznych, a tutaj nie ma czasu na takie rzeczy. Trzeba ze sobą rozmawiać. To nie wyjazd integracyjny, na który jedziemy aby się razem napruć i leżeć po rowach w Jakucku, tylko czegoś się dowiedzieć.
Mówiąc o tym jesteś strasznie nakręcony, strzelasz słowami jaki z karabinu. Tak cię kręci ten nowy projekt, czy to jeszcze efekt poranka w TVN24, który przed godziną skończyłeś?
Siedzimy przy stole, więc nie widzisz, że cały czas moje nogi chodzą pod stołem. Mi to pozwala się skoncentrować, ale moich współpracowników szlag przez to trafia.
Z tego co wiem takich niekontrolowanych odruchów trzeba unikać.
No ale jak to zrobić... Mam tyle rzeczy na głowie, że nie kontroluję tego. A co do bycia nakręconym, podoba mi się to, że pracuję w mediach od tylu lat i niby dużo wiem, ale teraz okazuje się, że stworzenie strony internetowej, która przez lata była witryną biura podróży, jest wyzwaniem. Uczę się nie tylko technologii, ale i biznesu. Nadszedł w końcu czas, kiedy muszę się zamknąć i kogoś posłuchać, bo część z tych nowych rzeczy to dla mnie czarna magia.
Za godzinę mam spotkanie z Tomaszem Sekielskim, który też otwiera własny biznes. To przypadek? Macie dość dziennikarstwa?
W moim przypadku dwie pasje będą się uzupełniały. Materiały w portalu będą miały charakter dziennikarski - filmy i wpisy. Mam też nadzieję, że przyjdzie moment na rynku medialnym, że liczba osób, które usiądą przed komputerami, by obejrzeć fajny film podróżniczy, będzie taka sama, jaka byłaby przed telewizorem. Przecież już dziś telewizję oglądamy na tabletach i komórkach.
Czyli nie znikniesz z anteny, aby w całości poświęcić się własnemu biznesowi?
Nie [śmiech]. Ja jestem ósmy rok od czwartej na nogach dzień w dzień. To jest fizycznie bardzo wykańczające, dlatego jeśli tylko mogę oddać się czemuś innemu, co zmusza mnie do myślenia o innych rzeczach, kontrolowania pracowników itd, nabieram oddechu. To daje mi siłę, by iść rano do roboty. Może bardziej zmęczony, ale innymi rzeczami.
Nie chciałbym znikać z telewizji. To jest coś, co już tak długo trwa, i chciałbym to jakoś łączyć. Jestem po rozmowie z szefem i wiem że to nam się uda zrobić. Wiadomo, że czasem będę musiał ruszyć w jakąś wyprawę i przez chwilę nie będzie mnie na antenie, ale to jednocześnie korzyść dla telewizji. Będę przywoził materiały, które będziemy mogli pokazywać naszym widzom.
Co do Tomka Sekielskiego, to jest bardzo podobna sprawa. Pisze książki i stwierdził: kurcze, dlaczego nie zrobić z tego czegoś jeszcze dla ludzi. Wydawał książki u innych, a teraz będzie u siebie. To podobne myślenie do mojego.
A jak ci się nie uda?
W cenie są ludzie, którym coś się nie udało, bo są mądrzejsi o te doświadczenia. Ja mniej ryzykuję, bo gdybym musiał ze swojego podróżniczego biznesu wykarmić rodzinę, to pewnie byłbym w większym stresie i popełniał więcej błędów. A ja mam do tego dystans, bo zarabiam w telewizji. O biznesie podróżniczym mówi się, że jest trudny. Wydawniczy też, a jednak to robimy.
Czyli to nie jest kryzys dziennikarstwa?
Nie, dlaczego? Myślę że takie działania uwiarygadniają dziennikarza. Jak jedziesz do Brazylii to czytasz, że są tam niebezpieczne fawele, a na miejscu dotykasz tego wszystkiego i okazuje się, że to wygląda zupełnie inaczej. Powrót do studia telewizyjnego i opowiadanie o tym ma wartość. To nie kryzys, a raczej szukanie czegoś co sprawi, że nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że wszystko jest robione po wierzchu.
Widzisz tą kolejkę do sushi? Niesamowite...
Widzę. My też czasami zamawiamy do redakcji. Ty nie?
Nie każdy jest tym dziennikarzem, o którym myślimy... Pozdrawiamy go serdecznie. Ale dwa piętra pod nami jest punkt sprzedaży sushi, do którego jest ogromna kolejka. Ja nie jadłem nigdy sushi w Polsce.
Serio?
Próbowałem w Japonii. Planowałem, że pójdę na słynną licytację tuńczyka i zobaczę, jak to w rzeczywistości działa. Zrobiłem to zaraz po przylocie. Wstałem o czwartej, pojechałem na targ i pukam do bram, a okazało się, że trafiłem na święto. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, ale na szczęście już o czwartej były tam otwarte bary sushi. Kupiłem pół litra japońskiego piwa i porcję sushi.
Dostałeś się wreszcie na tę licytację?
Tak, trzy dni później. Czekałem godzinę na wejście, a sama licytacja trwała jakieś 20 minut. W Polsce nie miałem okazji by spróbować. Tym bardziej nie możemy odstawać, musimy tam iść! [śmiech]
Powiedz, co z twoją przyszłością w zawodzie. Do końca życia chcesz prowadzić poranki? To trudny i meczący format.
Rozmawiałem o tym ostatnio z szefem. Ale nie ma sensu robić niczego nowego dziś, bo ludzie coraz częściej oglądają telewizję rano niż wieczorem. Tendencja jest taka, że otwierasz playera na tablecie i samemu robisz ramówkę. A rano ludzie traktują telewizję jak radio, są z nami dłużej, bliżej. Mam wzrost oglądalności. Mojemu Zespołowi udało się zbudować przestrzeń, której mimo fizycznego zmęczenia, nie ma co porzucać.
Ale wszystko się nudzi, nawet jak jest dobre. Tak jak sernik, który mam przed sobą. Gdybym jadł go codziennie, w końcu przestałby mi smakować. Nie masz tak?
Ja nie wiem, gdzie jest ta granica. W amerykańskim radiu jest taka zasada, że masz ludzi, którzy rano rozkręcają ci dzień. To są twoi najważniejsi ludzie, więc wykorzystujesz ich maksymalnie, ale w którymś momencie musisz im odpuścić. Dać żyć. Zmieniasz im porę pracy, a po jakimś czasie oni wracają rano. U nas to trudno zrobić, bo widz się przyzwyczaja i trudno go zostawić. Ja mało sobie wyobrażam siedzenie cały dzień w firmie, żeby wieczorem mieć swoje 20 minut.
Teraz wychodzę z roboty o 10.00, robię swoje w goforworld, a później o 15:30 odbieram córkę z przedszkola. Gdy ona się położy, wracam do swoich spraw. Nie mogę za bardzo myśleć o swoim planie dnia, bo jak zaczynam to robić, wszystko zaczyna się jakby rozjeżdżać. A jak robisz to trochę mechanicznie, to wszystko jakoś działa.
Masz jakiś format telewizyjny, o którym marzysz?
Myślę, że fajnie byłoby wykorzystać publiczność w studiu do rozmów politycznych. Takich, które pasują do TVN24. Aby to było zderzenie polityków i widzów.
Trochę jak program "Młodzież kontra".
Nie chciałbym, żeby to była młodzież, bo głosy samej młodzieży wykoślawiają obraz. Z nimi jest tak, jak z głosowaniem na Korwina. W sondażu powiedzą, że zagłosują, później tego nie zrobią, wcześniej zagłosują na Palikota, aby go za chwilę znienawidzić. Zrobiłbym w studiu ciekawy miks pokoleniowy, żeby było jak najwięcej interakcji. Nie wiem kiedy nam się to uda zrobić, ale może do tego dojdziemy.