Symbol współczesnej Warszawy, dla jednych - dowód na wieloletnią sowiecką dominację, dla drugich - sztandarowy przykład siermiężnej komunistycznej architektury; jeszcze inni widzą go głównie jako miejsce wydarzeń kulturalnych. Pałac Kultury i Nauki, wzniesiony na cześć Józefa Stalina wielki gmach, wciąż budzi mieszane uczucia. Dokładnie osiem lat temu uznano go za zabytek.
– Symbol niezrównanej siły idei internacjonalizmu proletariackiego, głoszonej i realizowanej niezłomnie przez wielką Partię, stworzoną i wychowaną przez Lenina, umacnianą i rozbudowywaną w historycznym procesie walk rewolucyjnych przez jego kontynuatorów i uczniów, kroczących dziś na czele przodujących sił ludzkości w walce o sprawę pokoju, postępu, demokracji i socjalizmu – tak o to "zwięźle" o Pałacu wypowiadał się 21 lipca 1955 roku przywódca Polski Ludowej Bolesław Bierut. Okazja była nie byle jaka - oddawano właśnie do użytku dar od "bratniego narodu". Tak właśnie Sowieci zdecydowali się pomóc Polakom w odbudowie ich stolicy. Ci drudzy chcieli metra, a dostali Pałac im. Stalina...
Pałac w liczbach
Niezwykły podarunek miał stanowić wieczysty dowód "braterstwa polsko-radzieckiego". Propaganda na każdym kroku przekonywała, że zwykli obywatele, bracia-Rosjanie, obdarowali zrujnowaną po wojnie Warszawę, ale to głównie komunistycznym dygnitarzom zależało na zbudowaniu w mieście nad Wisłą "pomnika" sowieckiemu dyktatorowi.
Dokładnie 1176 dni potrzebowano na wzniesienie budynku, który przewyższał wszystkie istniejące dotychczas w Warszawie. Przedwojenny słynny "Prudential" miał "zaledwie" 66 metrów, Pałac - prawie 231. Górował nad okolicą i czyni to do tej pory, bo takie było założenie jego budowniczych. Ma 44 piętra, a na nich 3288 pomieszczeń o łącznej powierzchni 123 tysięcy metrów kwadratowych. Popularna legenda miejska mówi, że pod Pałacem wybudowano system podziemnych korytarzy prowadzących do schronu przeciwatomowego...
Pewne jest natomiast to, że aby zrealizować wizję architektoniczną Lwa Rudniewa, stanowiącą połączenie art deco, historyzmu i rzecz jasna realizmu socjalistycznego (socrealizmu), potrzebnych było 40 milionów cegieł i 26 tys. ton stali. Do tego pokłady kamienia i betonu. I siła tysięcy ludzkich rąk.
Sowiecki dar
W budowie Pałacu, poza ok. 4 tys. polskich robotników, uczestniczyło w ciągu trzech lat 6 tys. budowniczych przybyłych ze Związku Sowieckiego. Wśród nich zarówno inżynierowie, jak i zwykli "ludzie pracujący".
Każdego dnia fotografowie i operatorzy kamer uwieczniali pracę na budowie. Chodziło o przedstawienie ideału socjalistycznej organizacji pracy, pokazanie, że dla realizacji wspólnego celu ludzie skłonni są do wielu wyrzeczeń. W pocie czoła pracowali w imię wyższego dobra, a mimo to pozowali do zdjęć z uśmiechem na ustach. Na budowie nie mogło zabraknąć kultury przez duże "K" - byli tacy, którzy słuchali muzyki poważnej, jeszcze inni w przerwie czytali klasyków literatury...
"Goście" ze Związku Sowieckiego mieszkali na Osiedlu Przyjaźń na Jelonkach, gdzie mieli do dyspozycji m.in. kino i basen. Ich bezpieczeństwa strzegła specjalna, pięcioosobowa grupa operacyjna Urzędu Bezpieczeństwa "Jelonki". W ciągu trzech lat trwania budowy Pałacu zginęło w wypadkach kilkunastu sowieckich budowniczych. Wszyscy spoczęli na Cmentarzu Prawosławnym na Woli.
"Koszmarny sen pijanego cukiernika"
Pałac oddano do użytku w przeddzień rocznicy Manifestu PKWN, a protokół przekazania "daru" podpisali ambasador Związku Sowieckiego Pantelejmon Ponomarienko i szef PRL-owskiego rządu Józef Cyrankiewicz. O doniosłości chwili informowała "Trybuna Ludu" i "Życie Warszawy". Tylko jednego dnia monumentalny gmach zwiedziło ok. 20 tys. osób.
Warszawska ulica długo jeszcze dyskutowała o nowej budowli. O sensowności jej wzniesienia rozprawiali nawet literaci - Jan Brzechwa już wcześniej przekonywał, że PKiN "będzie trwał tak jak miłość do dziecka, będzie trwał tak jak przyjaźń radziecka". Władysław Broniewski był bardziej sceptyczny określając sowiecki dar mianem "koszmarnego snu pijanego cukiernika". A co na to warszawiacy? Jak zwykle podzieleni, 60 lat temu nie brakowało głosów krytyki pod adresem budowniczych. "Co nam obca przemoc dała, nocą rozbierzemy" - śpiewano...
Centralne miejsce w stolicy
W czasach Polski Ludowej PKiN i otaczający go Plac Defilad były centralnym miejscem w Warszawie. To na nim znajdowała się trybuna, z której przywódcy jedynej słusznej partii pozdrawiali tłum idący w pochodach pierwszomajowych oraz przy okazji innych państwowych uroczystości.
Tam też, pod Pałacem właśnie, miał swą genezę "polski październik 1956 roku", znany też pod nazwą odwilży gomułkowskiej. 24 października tego roku na cześć nowego pierwszego sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki wiwatował 400-tysięczny tłum warszawiaków, zgromadzony na Placu Defilad.
PKiN "zagrał" w wielu PRL-owskich filmach i serialach, w jego murach gościli światowi przywódcy - z Nikitą Chruszczowem na czele. Były też inne spektakularne wydarzenia, m.in. występy takich sław jak Jan Kiepura, Marlena Dietrich czy The Rolling Stones.
***
Dziś Pałac jest codziennym miejscem pracy setek osób i celem wycieczek szkolnych czy turystycznych. W murach PKiN mieszczą się obecnie dwa teatry, uczelnia wyższa (Collegium Civitas), remontowana właśnie Sala Kongresowa czy też Muzeum Techniki. Niektórym budowla wciąż kojarzy się z falą samobójstw, zapoczątkowaną przez pewnego Francuza w 1956 roku.
Dla przybywających do stolicy po raz pierwszy ogromny budynek jest jednak przede wszystkim doskonałym punktem orientacyjnym ułatwiającym poruszanie się po ogromnym mieście. Od 2007 roku, kiedy doceniono jego "duże wartości poznawcze", jest zabytkiem. Od tej pory raczej nie grozi mu zburzenie.
Reklama.
Konrad Rokicki o Pałacu Kultury i Nauki
Przez wiele lat funkcjonowała pogłoska, że Pałac Kultury został wybudowany zamiast metra. Plotka wzięła się stąd, że kiedy rząd radziecki zaproponował Polakom pomoc w odbudowie stolicy, rząd polski wysunął propozycję, żeby ZSRR pomogło wybudować linię metra bądź dzielnicę mieszkaniową, bo były to wówczas najpilniejsze potrzeby. Rząd radziecki odpowiedział na to: "Wybudujemy wam nowoczesny wieżowiec".Czytaj więcej
Karol Małcużyński, „Trybuna Ludu”, 24 grudnia 1952
Były różne dary — owszem. Od pradawnych lat składali je sobie monarchowie, książęta, magnaci. Posłowie z dalekich krajów przywozili podarki królom i wielmożom, by ich skaptować, olśnić. Ale żeby jeden naród drugiemu... prostym ludziom — tego jeszcze nie było. (...) Że za nic?... że jako dowód i wyraz przyjaźni?... po to, żeby bratniemu narodowi pomóc? — kroniki dyplomacji nie znały takich wartości, które miały równoważyć wielkie inwestycje.