Nie potrafią samodzielnie wypełnić podania o dowód osobisty, nie radzą sobie z szukaniem mieszkania czy pracy, a nawet jak ją znajdą, mają spory problem z gospodarowaniem miesięcznym budżetem. Czasem się udaje, czasem nie. Ci, którzy się poddają, wracają albo do patologii, w której się urodzili albo do domu dziecka. Bo nawet tam jest lepiej niż w dorosłym świecie.
Dramatyczne dane dotyczące losów pełnoletnich wychowanków domów dziecka przedstawiła Najwyższa Izba Kontroli. Opublikowany dziś raport dotyczy osób, które usamodzielniły się w latach 2010-2012.
Chodzi o ok. 5-6 tysięcy młodych ludzi, którzy co roku opuszczają mury placówek. Część z nich – decydując się na kontynuowanie nauki – pozostaje w pieczy zastępczej. Tym przysługuje miesięczny zasiłek – 500 złotych. Ma starczyć na wszystko – opłacenie mieszkania, jedzenie, naukę. Przy czym mogą go pobierać tylko ci, którzy zaliczają się do przedziału wiekowego 18-25 lat. – Są jeszcze świadczenia dodatkowe, ale to są kwoty wypłacane jednorazowo i oscylują w granicach 1500-6600 złotych w zależności od okresu przebywania w pieczy zastępczej – mówi Jacek Szczerba, dyrektor departamentu pracy, spraw społecznych i rodziny w NIK.
Drzwi do samodzielności
Część z wychowanków – zamiast kontynuować naukę – woli rozpocząć samodzielne życie. I tu właśnie pojawiają się schody. Dodajmy - bardzo strome.
– Wychowankowie domów dziecka, wiele rzeczy potrafią, ale nie potrafią żyć w takim normalnym świecie – mówili w rozmowie z naTemat Katarzyna i Jarosław Klejnoccy, rodzice zastępczy i autorzy książki „Próba miłości. Jak pokochać cudze dziecko”. – Pomijam już fakt, że te dzieci wychowują się często w takim przekonaniu, że im się wszystko należy, bo są z placówki. Nikt nie mówi „jesteś dzielny, mądry to sobie w życiu poradzisz” tylko „jesteś biedny, z domu dziecka, podziękuj za to, co ci ktoś da”. Za nich po prostu wszystko robi instytucja. Mówię m.in. o umiejętności odnajdywania się, uczenia się, wypełniania dokumentów.
Potwierdzają to sami wychowankowie, których anonimowo cytuje na swojej stronie NIK. – Najtrudniejsze było załatwienie mieszkania socjalnego, załatwienie konta w banku, zgłoszenie się do nowej szkoły i załatwienie dokumentów związanych z przyjęciem, wyprowadzka z domu dziecka w sensie fizycznym, czyli transport moich rzeczy, załatwienie zapisania się do nowej przychodni lekarskiej, wyrobienie dowodu osobistego – przyznaje jeden byłych już mieszkańców domu dziecka w Ząbkowicach Śląskich.
Miało być dobrze, a wyszło...
Pomoc w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości miała gwarantować ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej z 2012 roku. Jednak, zdaniem NIK, żadne z jej założeń nie są realizowane prawidłowo. Dla usamodzielniających się młodych ludzi brak pracy i mieszkań. Tu teoretycznie powinny pomagać gminy przyznając potrzebującym np. lokale socjalne , ale tylko teoretycznie. – (…) pojedynczą, drastyczną sytuację stwierdzono w Katowicach, gdzie z powodu niewystarczającej bazy mieszkaniowej, wychowanków pieczy zastępczej odsyłano do noclegowni dla bezdomnych – wylicza Szczerba.
Problem dotyczy też prawnego opiekuna, którego – zgodnie z ustawą – powinien wybrać sobie wychowanek chcący iść na swoje. Wybór często pada na źle do tego przygotowane osoby. A to dlatego, że przepisy nie określają kwalifikacji, jakie taki opiekun powinien spełniać. Nie dają mu też żadnych uprawnień, więc opiekun – nawet gdyby chciał – ze względu na ochronę danych osobowych nie może np. dowiedzieć się jak jego podopieczny radzi sobie w szkole albo czy na czas płaci czynsz i rachunki.
Podobnie wygląda sytuacja z powiatowymi centrami pomocy rodzinie, które nie mają prawa nawet sprawdzić czy przyznane wychowankom świadczenia zostały wykorzystane zgodnie z deklaracjami, jakie zawarto w wnioskach.
Uzależnieni od pomocy
Młodzi ludzie bardzo często nie radząc sobie z otaczającą ich rzeczywistością rezygnują z kolejnych prób i po prostu zmieniają źródło pomocy, z której korzystają. Zamiast domu dziecka, pomaga im pomoc społeczna, a utrzymuje zasiłek dla bezrobotnych.
Upatrywanie skutków takiego stanu rzeczy wyłącznie w złym prawie to jednak zdaniem Moniki Dreger, psycholog i terapeuty, tylko wierzchołek góry lodowej: – Nieustannie słyszy się o przypadkach patologicznych zachowań w domach dziecka, których dopuszczają się opiekunowie lub współmieszkańcy. Więc ci młodzi ludzie w pewnym sensie w tej patologii wzrastają. Nie można więc mówić o „powrocie do patologii”, bo bardzo często oni cały czas w niej tkwili.
– Dzieci wychowywane bez rodziców, ale przez odpowiednich, oddanych opiekunów, mają także inną samoocenę i wiarę we własne siły, zdają sobie większą sprawę ze swoich talentów – dodaje Dreger. – Słowem, mają większe szanse na to, by z sukcesem wejść w dorosłość i stać się samodzielnymi.
Nie musi być źle
– Tym dzieciakom naprawdę da się pomóc, ale potrzebne są konkretne działania, rozwiązania systemowe i – czasem – twarda ręka – przekonuje Adam Wiśniewski z Fundacji Ocean Marzeń, która pomaga w życiowym starcie podopiecznym domów dziecka.
W tej chwili pod opieką Fundacji jest 71 dzieci dzieci z woj. mazowieckiego, lubelskiego, pomorskiego i zachodnio-pomorskiego. – W codziennym życiu młodzież potrzebuje autorytetów, wzorów które mogą naśladować, i są dla nich ważne. Ludzi którzy motywują ich do codziennego działania, pomagają w realizacji, często nie łatwego celu – dodaje Wiśniewski. – My staramy się im to dać, ale nie za darmo. Muszą próbować, pokazywać, że im zależy, walczyć o swoje. To dla nich pewna egzotyka, bo najczęściej dzieci w domach dziecka słyszą „i tak nie dasz rady”. Hasło „dasz radę, spróbuj” działa na nich motywująco. A my jeśli widzimy, że się starają, nawet jak coś nie wychodzi, pomagamy im.
Do Fundacji przychodzą dzieci czasem już dziesięcioletnie. Przychodzą i się uczą, tego jak wygląda praca sternika, co dzieje się podczas rejsu. Po latach, gdy mają już skończone piętnaście lat, mogą jechać na pierwszy kurs żeglarski – spędzają trzy tygodnie na Mazurach, a potem zdają egzamin. Kolejne patenty są – jak mówi Wiśniewski – synonimem ich rozwoju. Nawet jeśli ostatecznie swojej przyszłości z żeglarstwem wiązać nie zechcą.
– Po pierwszym rejsie rezygnuje średnio połowa uczestników, po prostu próbują i widzą, że to nie ich droga – wyjaśnia. – Ci, którzy zostają, są z nami przez kolejne lata, mogą skorzystać ze stypendium i rozpocząć naukę w policealnej Szkole Morskiej w Gdyni. My oczywiście zapewniamy im także mieszkanie.
Po roku nauki młodzi ludzie na dobre zaczynają już swoje zawodowe życie.
Reklama.
RAPORT NAJWYŻSZEJ IZBY KONTROLI
Co czwarta spośród tysiąca badanych osób, których usamodzielnienie przypadło na lata 2010-2011, korzystała z pomocy społecznej. 31 proc. zarejestrowało się w powiatowych urzędach pracy, 14 proc. przerwało proces usamodzielnienia, a kolejne 14 proc. wróciło do patologicznego środowiska, z którego wcześniej trafiło do pieczy zastępczej.
Z ponad 300 badanych osób, które pełnoletność osiągnęły w 2012 roku, co trzecia rejestrowała się w urzędzie pracy, co szósta wracała do patologicznego środowiska. Także co szósta rezygnowała z prób samodzielnego życia wracając do domu dziecka lub do rodziny zastępczej.
RAPORT NAJWYŻSZEJ IZBY KONTROLI
Z ustaleń kontroli NIK wynika, że rzeczywistymi opiekunami usamodzielnienia nagminnie zostawały osoby przypadkowe - bez kwalifikacji do pełnienia tej funkcji i bez możliwości realnego wspierania wychowanka w procesie usamodzielnienia.