Internetowe kramiki oferujące gadżety z wizerunkiem polskich gwiazd to nic nowego. Breloki, kubki, koszulki. Jest wszystko. O wszystkich. Brakowało jednak jednego - jakości. Syn Maryli Rodowicz postanowił to zmienić. Pierwszą klientką Jędrka Dużyńskiego jest jego mama. Efekty robią dobre, być może najlepsze wrażenie.
Suweniry po polsku
Zanim pokażemy wam projekt o nazwie równie ładnej, co jego efekty, czyli Marylove, warto wspomnieć o gadżetach, które dziś polscy artyści oferują swoim fanom. Niemal każda gwiazda na swojej oficjalnej stronie prowadzi sprzedaż “pamiątek”. Można kupić kubeczki, koszuleczki, misie czy plakaty. Jest wszystko. Dla wszystkich. Niestety, przeważnie to towar produkowany masowo, gdzieś w Chinach, sprowadzany do kraju nad Wisłą i jedynie brandowany znanymi nazwiskami. W efekcie możemy kupić bylejakość, płacąc do tego naprawdę duże pieniądze. Za co płacimy? Właśnie za nazwiska, które, jak wszyscy wiemy, są na wagę złota. I tak, szklanka z nadrukiem czy kubek ze zdjęciem podobać się może, ale… może tak stać się małym dziełem sztuki. Dowód? Proszę bardzo.
Marylove
Jędrek Dużyński, postanowił zadbać o wizerunek Maryli Rodowicz - ikony polskiej piosenki, a prywatnie - swojej mamy. Jędrek wykorzystał coś, co od lat wielu ma gigantyczny potencjał - imię i nazwisko artystki. Ba, Maryla Rodowicz to dziś marka, którą możemy kojarzyć z cechami takimi, jak - jakość i zaufanie. W końcu - najwyższa półka jeżeli chodzi o polskich artystów. Nie wykorzystać umiejętnie tego wizerunku to, przyznacie, strata ogromna. Dlatego powstała marka Marylove - internetowy sklep z gadżetami poświęconymi Maryli Rodowicz. Co różni te suweniry od reszty projektowanych na potrzeby polskich gwiazd? Jakość.
– W Polsce artyści nie mają takiego statusu jak za granicą, zwłaszcza na zachodzie. Wciąż są u nas dużo bardziej przystępni, nie są tak nieosiągalni jak np. w Stanach. Tam jest wręcz kult artysty. W Polsce, z tego co obserwuję nawet po mojej mamie, Maryli, gwiazdy nie wzbudzają takiego zainteresowania na ulicy. To się oczywiście zmienia, artyści i zespoły stają się markami, które mają realne przełożenie na pieniądze. Ale jeszcze parę lat musi upłynąć, zanim dotrze do nas ten szał. Dlatego kuję żelazo póki jest gorące.
Za projekty odpowiedzialna jest Justyna Niedzińska, o której sam Dużyński mówi "Bardzo uzdolniona grafik po ASP" która wykorzystuje nie tylko zdjęcia ikony piosenki, ale także frazy najpopularniejszych piosenek. I tak, do kupienia mamy świetnie prezentujące się koszulki z archiwalnymi fotografiami czy te z dobrze nam wszystkim znanymi słowami “Niech żyje bal”. Są także kubki czy torby. Największą popularnością cieszy się ta z hasłem “I < 3 Maryla”. Ceny? Od 50 do około 100 złotych. Warto jednak wydać więcej, gdy w cenie mamy dobry projekt i materiały.
Dobrze zaprojektowany biznes
Marylove to nie tylko “fanowski” projekt, ale… także niezły biznes. Dużyński pomysł podpatrzył na Zachodzie, gdzie wykorzystywanie wizerunku gwiazd przy tego typu projektach to norma. W Polsce to nisza, którą wypełnią nie tylko gadżety z Marylą Rodowicz, ale także inne designerskie kramy internetowe gwiazd.
Błogosławieństwo matki
Pomysłem zachwycona jest sama Maryla Rodowicz, ale potrafi być także krytyczna. Ma, jako klient, wpływ na efekt końcowy, czyli na ostateczny wygląd gadżetów. Jak zdradza w rozmowie ze mną Jędrek, musi bacznie słuchać zarówno artystów, jak i przyszłych klientów marki:
– Maryla jest krytyczna wobec niektórych projektów i wtedy je zmieniamy albo modyfikujemy, żeby ostatecznie była zadowolona i mogła się podpisać pod tym swoim nazwiskiem. Jako JD Productions muszę trafić w gust klientów i też zyskać akceptację artystów, bo koniec końców to oni firmują moje produkty swoimi nazwiskami, a na moich barkach jest ich sprzedaż.
Warto zajrzeć na Marylove.pl i na własne oczy, dosłownie, przekonać się, że to małe dzieła. Oby więcej takich inicjatyw i dobrze zaprojektowanych biznesów.
Marylove to przede wszystkim początek większego przedsięwzięcia, czyli sklepów dedykowanych artystom, które łączy moja firma JD Productions. Zauważyłem mieszkając m.in. w Stanach, że jest to wielki rynek, kompletnie nie zagospodarowany w Polsce. Pamiętam, że kiedyś na wykładzie na uczelni w Chicago uczyłem się o Spice Girls, że zostało założone przede wszystkim, żeby sprzedawać marchendise (czyli kubki, koszulki, gadżety), a nie tylko płyty. Oczywiście Stany są innym rynkiem, nie wszystko co tam się sprawdza, sprawdza się w Polsce, ale po pierwszym miesiącu istnienia sklepu Marylove, mogę śmiało wysnuć tezę, że jesteśmy dużym rynkiem z olbrzymim potencjałem.