
W Polsce dojrzałe aktorki od zawsze miały problem z angażowaniem ich do produkcji teatralnych czy telewizyjnych. Od niedawna jednak zaczyna się o tym mówić głośno i wskazywać palcem winnego - kult młodości. Oczywiście, młodość w show-biznesie zawsze wypierała starość, ale nigdy nie próbowała tej starości… spychać. Dojrzali artyści absolutnie się temu trendowi jednak poddali, nie próbując protestować czy walczyć najnormalniej w świecie o siebie. W efekcie stało się trochę tak, że branża wychowała sobie aktorów-seniorów, którzy, jak grzeczne dzieci, nie pchali się, nie zabierali głosu nieproszeni. W końcu - Nie grali, gdy ich się o granie nie poprosiło. Aż do teraz. Pierwsza o fatalnej sytuacji doświadczonych artystów scen polskich głośno powiedziała Zofia Czerwińska - legenda wśród aktorek, która stworzyła postać Balcerkowej w “Alternatywach 4”. - Nikt nie chce, by mu taka leciwa baba jak ja umarła na planie. Według Czerwińskiej nawet jeżeli rola dla aktorki w wieku 80 lat jest, to mała i słabo opłacalna.
Jeżeli dzisiaj ktoś jest lubiany przez publiczność, to kierownik produkcji potrafi powiedzieć nawet takiej aktorce jak ja, że nie może mi dać dużej stawki, bo musi ją mieć dla takiej i takiej pani. Bo ona ma nośne nazwisko i wypłynęła przez jakiś skandal i ładną buźkę, i z nią się to teraz sprzeda. To jest upokarzające. Oczywiście można się wtedy na taką mniejszą stawkę nie zgodzić, ale przeważnie taka osoba się zgadza i pozwala upokarzać, bo nie ma pieniędzy i z czegoś musi żyć... Czytaj więcej
Ten problem dotyczy nie tylko aktorek, które jak Czerwińska mają 80 lat, ale także tych o wiele lat młodszych. I bardzo popularnych. Temat wraca za sprawą wywiadu Danuty Stenki w “Tygodniku Powszechnym”. To ważny, wręcz potrzebny głos w tej dyskusji, bowiem okładka, jak i tematyka wywiadu poświęcona jest wiekowi aktorki. Jest jednocześnie osobistym podsumowaniem pięćdziesięciu lat gwiazdy, która rozlicza także ostatnie lata swojego życia zawodowego. I mówi wprost - kończąc 50-tkę, ma się świadomość, że wypada się z gry.
marginalizowanie aktorek, ale także aktorów i wszystkich artystów, którzy są nieco starsi, to w Polsce norma. Odsuwani od spektakli, produkcji i wydarzeń, lecz z taką subtelnością, że w sumie ciężko powiedzieć, w którym momencie swojego życia zawodowego stają się niepotrzebni. Oczywiście, można teraz wymieniać teatry i spektakle, gdzie angażuje się dojrzałych artystów, ale dysproporcja w tych dwóch omawianych trendach jest zbyt duża, by móc powiedzieć - nic złego się nie dzieje. Szkoda tych naszych seniorów tym bardziej, w ich wieku i doświadczeniu drzemie ogromna siła.
Mam 62 lata. Jestem osoba biegłą w kontaktach z komputerem, telefonem, tabletem. Mam korespondencję, kontakty, kalendarz zsynchronizowane w kilku urządzeniach. Pracuję posługując się mailem głównie. Wchodzę bez najmniejszych problemów, w każdym miejscu i czasie i zamieszczam zdjęcia i wiadomości na Twitterze, Facebooku, stronie internetowej. Po co to piszę? Żeby powiedzieć, że mimo to, nie radzę sobie z płaceniem należnych rachunków.
– Nadal pracuję w teatrze. Od czasu do czasu film sobie o mnie przypomni i zagram jakąś zabawną czy smutną staruszkę - mówi na koniec Stenka w Tygodniku Powszechnym.