Mówią, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Tymczasem to właśnie nazistowskich korzeni dopatrują się krytykanci najmodniejszej fryzury w stolicy. Wygolone po bokach, dłuższe na górze i zaczesane do tyłu albo na bok włosy wciąż nie osiągnęły apogeum popularności. To, co dla jednych jest szczytem mody, dla innych świadczy o ignorancji historycznej, bo podobną fryzurę w dwudziestoleciu międzywojennym nosili młodzi Niemcy zasilający szeregi hitlerjugend. I to jest dopiero ignorancja.
"Najmodniejszą fryzurą mundialu jest tzw. fryzura na hitlerjugend" - informował w ubiegłym roku serwis Wykop. Ale nie tylko Polacy utożsamiają popularny rodzaj cięcia z hitlerowską formacją. "The Hitler Youth haircut" to także temat zagranicznych artykułów. Autor jednego z nich przekonuje, że nie można oddzielać aktualnych trendów od ich historycznych wzorców - "zwłaszcza, jeśli odnoszą się one do historycznego stosowania przemocy i ucisku – czytamy w ounodesign.com.
Warszawiacy bawią się w Hitlerjugend?
Nie tylko Warszawiacy, jak napisał tekstu artykułu w jednym z warszawskich portali, ale i mieszkańcy niemal wszystkich polskich miast noszą tę modną fryzurę. W artykule przywołuje się również anglojęzyczne pojęcie "fashion victims", oznaczające ofiary mody. Są nimi ci, którzy bezwarunkowo gromadzą to, co modne. Nie jest dla nich ważne, czy dany strój, gadżet czy fryzura pasują do ich sylwetki, czy też wyglądają w nich jak postać z kabaretu. Autor artykułu sugeruje, że zjawisko to dotyczy również osób wybierających opisywaną fryzurę.
Nie wiem drodzy czytelnicy czy zdajecie sobie sprawę, ale ciekawostką jest to, że moda ta znana była już w latach 30 i 40. Tak właśnie strzygli się chłopaki z hitlerjugend, a ponadto wszyscy, którzy utożsamiali się z kultem fuhrera. Nic dziwnego w końcu sam Hitler również upodobał sobie ten właśnie rodzaj fryzury. Czytaj więcej
Fragment artykułu o fryzurze inspirowanej hitlerjugend
Zaleca, abyśmy zerknęli do źródłem historycznych, zanim przyjdzie nam do głowy pomysł obcięcia włosów w ten sposób. Internauci odpowiadają, że tego typu fryzura rzeczywiście była popularna w latach 30-tych. Tyle tylko, że niemal na całym świecie. Również w Polsce.
Fryzura 20-lecia
Roman Zaczkiewicz, autor popularnego bloga o męskiej modzie "Szarmant.pl" mówi, że próby porównywania popularnej w Polsce fryzury nie mają historycznego wytłumaczenia. – Gdy spojrzymy na czasy międzywojenne, to nie tylko członkowie formacji Hitlerjugrnd nosili takie fryzury, ale i uczestnicy Powstania Warszawskiego, czy żołnierze Armii Krajowej. Takie fryzury były po prostu modne w dwudziestoleciu międzywojennych – mówi bloger.
Główny bohater serialu zakazane imprerium Jimmy Darmody, który dzieje się w Atlantic City na początku lat 20-tych XX wieku, także nosi taką fryzurę.
Przypisywanie tej fryzury określonej grupie, jest po prostu błędem. Dziś zaś panuje moda na klasyczną elegancję, dlatego obserwujemy również zainteresowanie klasycznymi fryzurami. – Ja bym ją uznał właśnie za jedną z klasycznych fryzur. Wraz ze wzrostem popularności tzw. barber shopów, mężczyźni coraz częściej sięgają również po klasyczne fryzury – mówi Roman Zaczkiewicz.
Powrót do stylu z dwudziestolecia jest zresztą uzasadniony, gdyż był to okres, kiedy mężczyźni dbali o swój wygląd. – Na każdej ulicy znajdował się fryzjer męski, który był wyraźnie oddzielony od fryzjera damskiego. Mężczyźni bardziej dbali wówczas o swoje fryzury, niż teraz – stwierdza mój rozmówca.
Autor bloga Szarmant.pl zauważa również, że liczba fryzur jest skończona, a co za tym idzie, będą one powracać w kolejnych sezonach. – W modzie męskiej jest wyraźna sinusoida. Pojawiają się style sprzed lat, które na chwilę wypadają z mody, aby za jakiś czas znów powrócić do łask. Początkowo jako novum, a później przedziera się do mainstreamu – mówi Zaczkiewicz.
Fruzura z 20-lecia jest wciąż bardzo modna i zdaniem mojego rozmówcy, nie osiągnęła jeszcze szczytu popularności. – Powoli zaczyna docierać do szczytów. To dobry okres dla tej fryzury, bo jest po prostu fajna i mężczyzna dobrze wygląda, gdy jest w ten sposób uczesany – podsumowuje Roman Zaczkiewicz.