W poniedziałek doczekaliśmy się pierwszej wielkiej afery tegorocznej kampanii przed wyborami prezydenckimi. Jak na wybory AD 2015 przystało, polityczny skandal rozgorzał w internecie i dotyczył sposobu, w jaki politycy wykorzystują nowe technologie. Poszło dokładnie o to, czy Andrzej Duda przemówienie czytał z... promptera, monitora czy też przemawiał z pamięci.
Pierwotne źródło gorącej dyskusji na ten temat leży jednak w licznych zachwytach prawicowej prasy, iż Andrzej Duda był w swoim inauguracyjnym wystąpieniu znacznie bardziej żywiołowy i dynamiczny niż Bronisław Komorowski. Pierwszą mowę po ogłoszeniu decyzji o ubieganiu się o reelekcję urzędujący prezydent wygłosił bowiem z kartki.
"Gdyby przeciętny wyborca miał porównanie, po jednej stronie zobaczyłby zmęczonego, usypiającego Komorowskiego, wygłaszającego swoje mdłe przemówienie z kartki; po drugiej młodego, energicznego Dudę, mówiącego bez kartki (dyskretny prompter był ukryty w blacie mównicy, ale Duda nie korzystał z niego zbyt często) o tym, że ma za wiele energii, aby bezczynnie siedzieć pod żyrandolem" – pisał popularny prawicowy publicysta Łukasz Warzecha.
I zdradził w ten sposób swojego nowego politycznego idola, bo ten zamierzał przekonywać, że zawsze przemawia bez żadnych pomocy. Używając tego argumentu w poniedziałek kpił z Bronisława Komorowskiego, iż ten może na debatę z nim przyjść nawet z odpowiedziami wypisanymi na kartce. Ten żart zdziwił nieco dziennikarza RMF FM i TVN24 Konrada Piaseckiego. "Duma z używania promptera?" - pytał na Twitterze.
Szybko liczni sympatycy i politycy Prawa i Sprawiedliwości z oburzeniem zaprzeczali temu, iż ich kandydat wspomagał się podczas ostatniego wystąpienia nowoczesną ściągawką. O tym przekonywał też on sam...
Zarzucając Konradowi Piaseckiemu kłamstwo zapewniał, że w miniony weekend nie używał żadnych pomocy, a całą dyskusję na temat tego jego kpin z kartki Bronisława Komorowskiego uznał za żenującą.
Jak się okazało kilka chwil później, wszyscy uczestnicy tej budzącej spore emocje zainteresowanych polityką internautów dyskusji nieco mijali się z prawdą i zarazem nieco racji mieli. Łukasz Warzecha w swoim tekście pomylił bowiem prompter z ekranem wbudowanym w mównicę. Wielu podkreślało więc, iż Andrzej Duda nie skłamał zaprzeczając wykorzystywaniu promptera, bo to nie jest rodzaj typowego monitora. Sam kandydat PiS przysięga również, że ekran w mównicy uznał za zwykły "czarny pulpit" i niczego z niego nie wyczytał...
"Fakt, że połowa PiS na czele z kandydatem, szefem KW i europosłami ruszyła do boju prompterowego z moją skromną osobą, niezwykle łechce moje ego. Acz budzi pewien niepokój o to, czy oby na pewno partia trafnie dobiera priorytety w trudnym czasie kampanii wyborczej" - podsumował cały ten spór Konrad Piasecki.