Na stronie The Guardian rozgorzała ostatnio dyskusja o kostkach. A dokładniej, czy odsłanianie ich zimą bliższe jest bycia stylową czy wyziębiania organizmu? Ikony mody - Kate Moss, Carine Roitfeld, Alexa Chung... każda z nich zniesie wszystko, byleby wyglądać świetnie o każdej porze roku. Ale też i na polskich ulicach coraz częściej spotykamy ludzi, którzy mimo mrozu i śniegu odsłaniają tę część ciała. Po co?
Owszem, pokazywanie zgrabnych kostek jest seksowne. Gdy masz na sobie szpilki i wąskie spodnie długości 7/8, dżinsy zwinięte w pinrolle i ładne, sportowe buty. I kiedy jest lato albo późna wiosna, świeci słońce, trawa się zieleni i wszystko wokół kwitnie.
Podwijanie nogawek i noszenie przykrótkich spodni, zwane przez złośliwych "modą dla powodzian", może wyglądać naprawdę efektownie. Wszystko zależy od typu spodni, rodzaju obuwia, figury. Tak jak więc głosiły wszelkie wyrocznie mody - kobiety zaczęły podwijać rurki i boyfriendy oraz eksperymentować z długościami spodni. I ze szpilkami, i ze sneakersami, i z ciężkimi butami. Z mody tej korzystają też i mężczyźni. Podwinięte dżinsy i piękne, sportowe buty - białe albo totalnie kolorowe, robią ogromne wrażenie i są kwintesencją miejskiego stylu.
Ale nie zimą.
Kiedy za oknem minus milion stopni Celsjusza i zawieja śnieżna, kiedy na da się wyjść z domu bez odśnieżenia chodnika, kiedy zamarzają włosy. Niestety, Polska to nie są zagraniczne ciepłe kraje, gdzie taki trend może robić wrażenie w listopadzie, grudniu albo lutym. Tutaj przez większość czasu zimą bardziej pożądane jest jednak ubieranie się na cebulę niż odsłanianie kostek. A jednak na ulicach można często spotkać ludzi, którzy dają się ponieść takiej modzie i nie są to jedynie kobiety w zgrabnych szpilkach.
Kontrast jest niesamowicie zabawny, gdy na przystanku pośród tłumu zauważasz dwa typy ludzi. Pierwszy to ten, któremu wiecznie zimno: wielka czapka, szalik zaciągnięty aż pod oczy, kożuch, grube spodnie, długie buty, rękawiczki, w których ledwo można ruszać palcami. I typ drugi: ten, który udaje, że jest mu ciepło, ale czerwony z zimna nos i kichnięcia co parę minut zdradzają jednak, że jest zupełnie inaczej. Ubiór ma sygnalizować, że zimę ten typ ma za nic - czasem brak czapki, czasem rozpięta kurtka, najczęściej właśnie podwinięte nogawki spodni i głęboko wycięte buty. Wszyscy spoglądają ze zdziwieniem, a główny bohater sytuacji udaje, że ani trochę nie jest mu zimno.
Warto aż tak cierpieć dla mody? Czy sens jest być modnym, ale wiecznie przeziębionym?
Spróbowałam kiedyś tego trendu z odsłoniętymi kostkami. Temperatura była na minusie - ale co tam, przecież chcę być cool. I wiecie co? Po dwudziestu minutach zwątpiłam. Nie czułam się ani seksownie, ani stylowo. I na pewno tak nie wyglądałam - z sinymi z zimna kostkami, czerwonym nosem i łzawiącymi oczami. Stwierdziłam wtedy, że chyba jednak żadna ze mnie Kate Moss i wolę być niemodna, niż marznąć.