Pamiętacie fryzurę Rachel z "Przyjaciół"? Była najczęściej kopiowanym uczesaniem na świecie. A sama Jennifer Aniston, którą publiczność za rolę Rachel pokochała - stała się na lata ambasadorką pięknych, stylowych włosów. Wyznaczała trendy w uczesaniach i jej miodowy blond i proste, dobrze obcięte włosy są marzeniem wielu kobiet. Które dziś wydaje się być na wyciągnięcie ręki...
Ponieważ Aniston poszła o krok dalej i współtworzy markę produktów do pielęgnacji i stylizacji włosów Living Proof (ang. żywy dowód). Ich mottem jest zdanie: My jesteśmy nauką. Ty jesteś tego żywym dowodem.
Na pewno Jennifer Aniston jest godną ambasadorką i rzeczniczką marki, bo jak mało która gwiazda włosy ma zawsze jak spod igły. Jej perfekcyjne długie, proste pasemka w serialu "Przyjaciele" stały się taką samą ikoną, jak pieprzyk Cindy Crawford czy brwi Cary Delevingne.Aktorka do ostatniej roli w filmie "Cake"obcięła włosy niemal o połowę, co wywołało falę komentarzy fanów, że się poświęca i oszpeca dla roli... Jej włosy są tak charakterystyczne i piękne, że stały się jej znakiem rozpoznawczym, a każda metamorfoza komentowana była i jest równie często co perypetie w związkach Jenn.
Nic więc dziwnego, że zaproponowano ją, aby dołączyła do marki Living Proof. Która ma zupełnie nowe podejście do kosmetyków do włosów i samej pielęgnacji i stylizacji w ogóle. Odrzuca tradycyjną chemię, która obciąża włosy i niestety z czasem je wysusza i niszczy, a sięgnęła po nowoczesne cząsteczki. Jako posiadaczka prawdziwego "siana" na głowie, którego żaden nawet z najwyższej półki szampon i odżywka nie są w stanie ujarzmić, postanowiłam poszukać dowodu na dobrą jakość kosmetyków Living Proof na własnej głowie.
Pod lupę wzięłam Perfect Hair Day (gra słowna z bad hair day): zapach, konsystencję, jakość włosów tuż po umyciu, to jakie są w dotyku po wysuszeniu i na jak długo pozostają świeże (na opakowaniu przeczytałam, że dłużej niż po zwykłych kosmetykach do pielęgnacji.) Zapach jest zaskakujący, bo bardzo roślinny, więc działa na mnie pobudzająco jak sok z cytrusów czy espresso. Szampon jest dość gęsty, a odżywka ma konsystencję pasty do włosów, w związku z czym są niezwykle wydajne i wystarczy niewielka porcja, żeby włosy dokładnie umyć i odżywić. Kosmetyki zawierają porcję olejków, które pielęgnują już podczas kąpieli. Co czuję dotykając jeszcze mokrych włosów. Nie są szorstkie czy tępe w dotyku, ale miłe.
Po wyczesaniu ich szczotką, dodaję jeszcze kroplę produktu do stylizacji 5 w 1 - w mniejszym opakowaniu (swoją drogą opakowania to mistrzostwo świata, są satynowe w dotyku, szare, minimalne). Efekt po wysuszeniu włosów: gładkie, miękkie, pełne objętości i błyszczące. I rzeczywiście zdecydowanie dłużej świeże. Nawet w sezonie zimowym, kiedy codziennie przykrywam je czapką.
Na czym polega fenomen Living Proof? Na nauce, którą twórcy marki stosują w praktyce. Zamiast korzystać z dotychczasowych technologii, poszli o krok dalej i wykorzystali te najnowsze. Jak chociażby dwie cząsteczki o kosmicznie brzmiących nazwach: OFPMA, która jak mówi informacja prasowa:"tworzy wyjątkowo lekką tarczę wokół każdego pasma, wygładzając i chroniąc jednocześnie ich strukturę. Pomaga utrzymać właściwy poziom nawilżenia nadaje im zdrowy blask" oraz "PBAE układa mikroskopijny wzór pogrubiających punktów na każdym pasmie włosów gwarantując trwałość fryzury i objętość, która nie znika po dotknięciu włosów."
Wszystko się zgadza. Podoba mi się, że nie jest to kolejna ściema marketingowa z cyklu: znana twarz promuje drogie kosmetyki, tylko naprawdę dobry produkt. Bez siarczanów, parabenów i silikonów. Okazuje się, że bez takiej chemii też można zrobić kosmetyk, który wydobędzie piękno z włosa. Może moja fryzura nie jest idealna jak u Jennifer Aniston - nad jej wizerunkiem pracuje sztab ludzi, jak choćby wieloletni przyjaciel i fryzjer Chris McMillan, który niedawno dołączył do teamu Living Proof - ale nawet bez wygładzania włosów na szczotce wyglądają świetnie. Taki dowód na jakość pielęgnacji jest dla mnie wystarczająco przekonujący.