Sztuczny pot, sztuczne światło, sztuczny orgazm. Kręcenie scen seksu w filmach fabularnych nawet dla doświadczonych aktorów jest krępujące. I nic nie zmienia, że ekipa to profesjonaliści – nie jest to sytuacja, w której chce się trwać ujęcie za ujęciem.
W kinach pojawi się w piątek ekranizacja "Pięćdziesięciu twarzy Greya". W filmie jest 20 minut scen ocierających się o BDSM (bondage i sado-maso), ale ocierających się na tyle bezpiecznie, żeby film mogli z obejrzeć także niepełnoletni.Aktorzy Jamie Dornan i Dakota Johnson mówią, że to była ciężka praca, którą trzeba było wykonać na długo przed pierwszym klapsem.
Seks w kontrakcie
Sceny, w których grali zostały wcześniej bardzo mocno zaplanowane i to z wielomiesięcznym wyprzedzeniem na spotkaniach z udziałem prawników i agentów gwiazd.
W wysokobudżetowych produkcjach często jeszcze w momencie, gdy projekt jest dopiero w pierwszej fazie realizacji, wybrani do ról aktorzy mają już w kontrakcie zagwarantowane wszystko ze szczegółami. Ustalenia dotyczą na przykład tego, czy nie zostanie pokazane ich ciało od pasa w dół, tego, że sutki będą zakryte i czy w rozbieranych scenach wystąpi dubler. Można sobie tylko wyobrazić, jak bardzo rozbudowana musiała być ta część kontraktu przy okazji "Pięćdziesięciu twarzy Greya".
Aktorzy pytani o to, jak kręciło im się takie sceny, odpowiadają najczęściej w ten sam sposób, że drugi aktor pozwolił im czuć się komfortowo, że ekipa była mała, więc scena nie sprawiła im aż takiej trudności. Rzeczywistość jest jednak trochę inna, przecież symulowanie seksu przed kamerą, przed obcymi ludźmi i z obcym kolegą albo koleżanką musi być naprawdę krępujące.
"Proszę, zaczynajcie"
Krępujące nie tylko z punktu widzenia aktora. Co to znaczy, że towarzysząca im ekipa jest mała? Najczęściej na planie będzie dźwiękowiec, operator, reżyser i asystenci skupieni za monitorem. Potem materiał zobaczy jeszcze kilku montażystów. Łącznie ze sceną będzie miało do czynienia 20 osób.
Angelina Jolie mówiła, że po latach grania zrozumiała w trakcie kręcenia swojego filmowego debiutu "Krainy miodu i krwi", jak bardzo krępujące dla reżysera jest poproszenie aktorów o rozebranie się i kierowanie sceną. Reżyserkę zaskoczyło wtedy to, że podchodziła do tych scen tak pruderyjnie.
W profesjonalnych produkcjach, kiedy kończy się taka scena wymagająca małej ekipy, do studia wchodzi asystent ze szlafrokami dla aktorów i dopiero potem może wejść reszta ekipy.
A jak cała sytuacja wygląda z punktu widzenia aktorów?
Kilka lat temu Michael Fassbender zagrał we "Wstydzie", w dramacie o uzależnieniu od seksu. Mówił wtedy, że dla niego najważniejsze jest zapewnienie partnerce komfortu. Scenę dokładnie z nią omawiał, pytał gdzie kobieta stawia granice i tak dalej. To pozwalało kontrolować sytuację po tym, jak reżyser krzyknie "akcja". Jednocześnie sprawiało, że praca nad sceną była sprawniejsza i mogła skończyć się szybciej.
Skarpeta i małe naklejki
Tak naprawdę w wielu scenach aktorzy nie muszą być całkiem nadzy. Ubrania zdejmują w zależności od tego, pod jakim kątem akurat kręcona jest scena. Do tego dochodzi jeszcze światło, które też wcale nie musi być najmocniejsze. Za mistrzów w takim aranżowaniu scen łóżkowych uchodzi stacja HBO. Można to zaobserwować w serialach "Gra o tron" czy w "Rzymie".
Nawet jeżeli w scenie aktorzy muszą być "nadzy", mogą założyć specjalne nakładki na części intymne. Te męskie wyglądają trochę jak beżowe skarpety i w slangu filmowych tak właśnie się je określa ("cock socks"). Kobiety mogą nakleić sztuczne waginy lub malutkie, silikonowe naklejki na sutki.
Léa Seydoux i Adèle Exarchopoulos, które zagrały w 6-minutowej scenie seksu w filmie "Życie Adeli", mówiły, że granie w tym filmie było dla nich bardzo trudne, nie ze względu na pokazywanie ciała (obie nosiły właśnie sztuczne waginy), ale ze względu na okazywanie emocji. – Kiedy trzeba na potrzeby jednej sceny przez sześć godzin udawać przeżywanie orgazmu... Nie powiem, żeby to było dla nas łatwe – mówiła później w wywiadzie dla "The Independent" Adèle Exarchopoulos.
Scena łóżkowa, ujęcie pierwsze. Akcja!
Jak wygląda takie włączanie i wyłączanie gry aktorskiej w czasie kręcenia sceny łóżkowej, dobrze pokazuje "making of" filmu "Stretch" z Brooklyn Decker i z Patrickiem Wilsonem.
Początkowe zażenowanie zmienia się stopniowo w poczucie lekkiej nudy i wykonywanie czysto praktycznych czynności na planie. Patrick Wilson w przerwie między ujęciami nie może ruszyć się z miejsca, jego plecy spryskiwane są sztucznym potem, czyli wodą z atomizera.
Jak technicznie by do tematu nie podejść, seks w filmach jest często nieodłącznym elementem opowiadanych historii, ważnym elementem życia bohaterów scenariusza.
Wokół dobrze nakręconych scen seksu budowane są legendy. Mówi się, że są one rejestracją prawdziwego stosunku. Tak było z zagraną w latach 70. przez Donalda Sutherlanda i Julie Christie sceną w horrorze "Nie oglądaj się teraz". Julie Christie zapytana o to po latach odpowiedziała "Nie ma takiej opcji, by libido przejęło kontrolę. Seks przed kamerą to naprawdę ciężka praca".
Nikt nie chce, żeby dziewczyna pomyślała, że się wykorzystuje sytuację. Staram się trochę powygłupiać, żeby sytuacja stała się swobodniejsza, a potem po prostu zaczynamy pracę. Im mniej ujęć takiej sceny tym lepiejCzytaj więcej