
Abraham Van Helsing – postać literacka i bohater srebrnego ekranu, nieustraszony pogromca wampirów rozsławiony przez irlandzkiego pisarza Brama Stokera. Niewiarygodne, ale człowiek uchodzący za możliwy pierwowzór przeciwnika słynnego Drakuli... żył naprawdę i działał na dzisiejszej polskiej ziemi. Nazywał się tylko trochę bardziej swojsko – Helwing. Zwykłe podobieństwo nazwisk? Niekoniecznie - pisze Adam Węgłowski w swojej najnowszej książce "Bardzo polska historia wszystkiego".
Był Helwing van Helsingiem swoich czasów. W epoce, gdy przyrodnicy i naukowe pisma tłumaczyli m.in. jakim cudem pewnej wieśniaczce mleko "cudownie" przeistoczyło się w wino (okazało się, że do gotującego się dzbana wpadła kora i zabarwiła mleko) albo czy w wilczych sercach żyją żmije (niektórzy świadkowie dawali sobie rękę uciąć, że tak).
Upierzem albo uspierzem nazywa się taki rodzaj martwych ludzkich ciał, które same się w grobie pożerają. Jak tylko jakieś zaczyna się pożerać, to powoduje to powstanie zarazy i ona nie kończy się, dopóki zwłokom nie odtrąci się głowy od tułowia.
Oczywiście w żadnym razie nie można zaprzeczyć, że czasami wykopywano zwłoki nadżarte, zakrwawione i trzymające w ustach całun, o których mogła rozejść się taka pogłoska, ale w żadnym wypadku nie wynikało to z ponadnaturalnych czy czarnoksięskich przyczyn, lecz dlatego, że te godne pożałowania osoby wskutek nieostrożnego lub zuchwałego pośpiechu zostawały pogrzebane żywcem...
