W mediach widać i słychać górników z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, którzy protestują i domagają się odwołania prezesa. Ale co z tymi, którzy głosu nie mają, a są zdania, że kopalnie powinny wrócić do pracy i sprzeciwiają się zaostrzeniu strajku? Rozmawiamy z górnikiem, który twierdzi, że związkowcy "prowadzą pracowników JSW na śmierć".
Władze Jastrzębskiej Spółki Węglowej podają, że strajkuje 18 proc. załogi. Co z resztą? Jakie są nastroje wśród szeregowych pracowników?
Chcę zacząć od tego, że nikt ze mną nie steruje, nikt mi pod stołem nie płaci, bym wypowiadał się przeciwko związkom zawodowym. Jestem jednym z z tych pracowników JSW, którzy tworzą milczącą większość. Ta większość chce zakończenia strajku, a nie powie o tym głośno, bo każdy taki głos będzie odbierany jako zdrada. Dlatego w mediach nie słychać nikogo poza zwolennikami protestów i związków. Dyskusje trwają na Facebooku i niech pan sobie zobaczy, jak traktowani są ci, których nazywa się “łamistrajkami”.
Pod koniec stycznia w JSW przeprowadzono referendum strajkowe. Za akcją protestacyjną odpowiedziało się 98 proc. załogi. To o jakiej “milczącej większości” mowa?
To referendum odbyło się w zupełnie innych warunkach. Po pierwsze, bardzo wiele osób było za strajkiem, ale dziś jest przeciwko, bo widzi, że strajk jest źle prowadzony. Teraz w załodze słychać wezwania do tego, by przeprowadzić referendum w sprawie kontynuacji strajku. Dlaczego związki tego nie zrobią? Czego się boją? Że okaże się, że to wszystko zmierza do upadku spółki?
No właśnie. JSW grozi upadłość. Górnicy to rozumieją?
Tak, do tej pory nie było o tym mowy, ale teraz to jest realny scenariusz. Strona związkowa jakoś o tym nie wspomina. Dodatkowo stawia jeden postulat - odwołania prezesa Zagórowskiego. Zwykli pracownicy liczyli na poprawę sytuacji, a teraz wszystko zmierza do pogorszenia. Niedługo nie będą mieli do czego wracać.
“Panowie związkowcy, proszę przekazać pracownikom, co Panowie im powiedzą, kiedy dojdzie do upadłości przedsiębiorstwa? Zdajecie sobie sprawę, że strona właścicielska nie odpuści? Zabrnęliście w ślepy zaułek, z którego nie ma wyjścia” – pisze na Facebooku jeden z pana kolegów.
I tak jest. Panowie związkowcy, trochę odpowiedzialności, bo przecież wszyscy widzą, że prowadzicie górników na śmierć! Oni wmówili pracownikom, że chodzi o większą sprawę, a tak na prawdę sprowadzili wszystko do konfliktu personalnego z prezesem. Z prezesem, który przecież rządzi nie od dziś.
Kiedy spółka przynosiła zysk, nikt nie podnosił rabanu. Dzisiaj związkowcy mówią o jakichś umowach z firmami doradczymi, o kupnie hotelu i tak dalej, a przecież to wszystko się działo już wtedy. Hotel remontowano na przykład dwa lata temu. I gdzie wtedy byli związkowcy? Siedzieli cicho, a dziś to wyciągają. Prezes nagle zły, bo trzeba oszczędzać.
Jak sami zainteresowani odpowiadają na takie argumenty?
Nie przyjmują ich. Jako że w normalnej dyskusji odbijamy się od ściany, dużo komentarzy tego typu pojawia się w internecie, np. na profilach na Facebooku. Tyle że jak ktoś próbuje podważać sens strajku, dostaje w odpowiedzi zalew obrazków z prezesem przerobionym na Hitlera, zdjęć, które mają udowadniać, że "kolejne ZOMO" pacyfikuje strajkujących górników i tego typu materiałów. Jakby wszyscy zostali zaślepieni tym strajkowym nastrojem. Nie ma w tym żadnej logiki. Logika podpowiada przecież, że scenariusz może być następujący: prezes nie ustąpi, górnicy będą strajkować, wydobycia nie będzie przez kolejne dni, co w końcu doprowadzi do upadku. Efekt? Górnicy zostaną bez pracy, a prezes pójdzie pracować gdzie indziej.
A co z postulatami, które nie dotyczą prezesa? Co z "czternastkami", dodatkami?
Spora część pracowników JSW zdaje sobie sprawę, że są nie do utrzymania w sytuacji, gdy ceny węgla drastycznie spadają. W liście naszego kolegi do liderów związkowych, którego fragmenty pan cytuje, zwrócono uwagę na ciekawą rzecz – koszty związane z funduszem płac były podnoszone każdego roku i dziś wynoszą 51 proc. kosztów firmy. Strajkujący oburzają się, że prezes zarabia ponad milion złotych rocznie, a jedna "czternastka" dla całej załogi kosztuje ponad 240 mln zł.
No ale cóż, najwyraźniej lepiej iść w zaparte i kręcić na siebie sznur. Wszystko idzie w najgorszym możliwym kierunku. Może się okazać, że górnik będzie mądry po szkodzie, czyli po upadłości, kiedy związki zostawią nas na lodzie. Oby nie.
Nastał kapitalizm, gospodarka wolnorynkowa i nikt się już z górnikami nie będzie cackał. Proszę nie wmawiać górnikom, że walczą o coś więcej niż o wasze wyjście zwycięsko z personalnej potyczki z prezesem Zagórowskim. Porównania do górników walczących z ustrojem w 89 to policzek wymierzony w naszych dziadków i ojców. Zatrzymaliście się Panowie myśleniem na latach 90.
Pracownik JSW do związkowców
Negocjacje z wami wyglądają od lat następująco - albo spełnicie nasze żądania albo organizujemy referendum strajkowe. Podobnie wyglądają pracę nad ujednoliconym UZP [Układ Zbiorowy Pracy]. Albo podpiszecie się pod naszą propozycją (czyt.wszystko zostaje po staremu na naszych zasadach) albo niczego nie podpisujemy. Czy mieliście już Panowie Szereda, Brudziński, Kozłowski chwilę refleksji, że w chwili obecnej jesteście odpowiedzialni za ponad 26 tysięcy miejsc pracy a summa summarum pewnie około 100 tysięcy biorąc pod uwagę firmy okołogórnicze? Wasze żądania wywołują śmiech politowania w Warszawie.
Pracownik JSW do związkowców
Ustępstwa na jakie poszliście podpisując Protokół rozbieżności to efekt rzędu 130-150 mln. Te 150 mln na które łaskawie się zgodziliście już poszło się "bujać" bo szanowni Panowie związkowcy nie lubią jednego faceta z Warszawy nazwiskiem Zagórowski. Co dalej Panowie Związkowcy, na co czekamy?