Chciał pracujących sobót, odmówił darmowej zupy pracownikom biur, a nagrody i premie mają być wypłacane, o ile w firmie będą zyski, a nie straty. Jarosław Zagórowski, prezes JSW walczy z groteskowymi przywilejami górników. Polegnie w starciu ze związkowcami?
– Dorwiemy go jak Ala Capone. Jak nie za grube afery, to za małe sprawy – krzyczeli związkowcy pod siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Inni okładali pięściami powieszoną kukłę Zagórowskiego. Kto by się spodziewał, że pretekstem do wybuchu strajku i zamieszek będzie zupa.
JSW szuka oszczędności, więc zarząd zabrał się za cięcie kosztów. Odebrał m.in. przywilej darmowego posiłku pracownikom administracji, w tym także liderom związkowym. Najbardziej zabolało tych ostatnich, którzy wojnę z Zagórowskim prowadzą od jego nominacji w 2007 roku. Prezes, powołując się na rozporządzenie Rady Ministrów, twierdzi, że zupa należy się pracownikom "mającym znaczny wydatek energetyczny" np. podczas pracy fizycznej pod ziemią.
Bo zupa była za słona…?
21 stycznia Zagórowski obciął kolejne przywileje górnicze. Były groteskowe i abstrakcyjne jak na firmę mającą 302 mln zł strat (dane po III kwartałach wrzesień 2013). Według prezesa, związki różnymi protestami sprzed lat wymusiły na zarządzających by 14. pensja zamiast nagrodą z zysku, była stałym elementem rocznego wynagrodzenia. Średnia płaca z JSW to 8,4 tys. brutto miesięcznie, a pracownicy kopalni chcą podwyżek nawet gdy spółka przynosi straty. Górnicy żyją wspomnieniem po czasach węglowej prosperity, kiedy wydobywany w JSW węgiel koksujący kosztował ponad 300 dolarów za tonę. Teraz kosztuje 120 dolarów. Spółki nie stać na wypłatę 170 mln zł ekstra premii. Z tego samego powodu Zagórowski ciachnął wydatki na deputaty węglowe. Zamiast 8 ton darmowego węgla (ewentualnie ekwiwalentu w gotówce) górnicy mieli otrzymać 4 tony, a pracownicy na powierzchni 2 tony.
Problem w tym, że stałe wzrosty płac, nagrody i deputaty gwarantowały wywalczone poprzednimi strajkami tzw. "porozumienia zakładowe". Zagórowski wypowiedział je, a to jak kopnąć gniazdo wściekłych szerszeni.
Oszalał i żąda pracy w sobotę
Gniew ludu wzbudziła propozycja pracy w sobotę. W wolne dni kopalnie i tak muszą być utrzymywane w ruchu, wentylowane itd.. A to koszty. Prezes zaproponował by tak zreorganizować 5-dniowy tydzień pracy, aby część pracowników przychodziła na szychty w soboty - ale z zachowaniem 5 dniowego tygodnia pracy.
Likwidacja dopłat do zwolnień lekarskich. W normalnym zakładzie pracy jeśli zachorujesz otrzymujesz 80 proc. wynagrodzenia. W JSW brakujące 20 procent dopłacał pracodawca. Wykorzystywali to bumelanci przesiadujący na zwolnieniach. JSW opublikowało nawet raport, że te wszystkie dodatki pozapłacowe kosztują 440 mln zł rocznie. Zagórowski usłyszał, że pracownicy nie mogą ponosić kosztów kryzysu w branży oraz skutków złego zarządzania.
Dla związkowców wróg nr 1
– Kopalnie nie są prywatną własnością związkowców – to słowa Zagórowskiego powtarzane wielokrotnie w mediach. Niby prawda, ale w kopalniach JSW związki zawodowe zachowują się jakby były robotniczymi radami, które mają prawo wtrącać się do zarządzania giełdową spółką. W 2008 roku liderzy związkowi żądali, aby 1,5 mld złotych rezerw jakie zgromadziła JSW zamiast na inwestycje przeznaczyć na wypłaty, bo "podrożało jedzenie w sklepach". Zorganizowali 45-dniowy strajk - wówczas najdłuższy w górnictwie.
To wtedy biuro zarządu zostało zamurowane (pustaki przechowuje do dziś, na pamiątkę). Kazał zwolnić z pracy przywódców strajku oraz kilku związkowców. Aktywiści pobili innych górników, którzy chcieli pracować. Jeden z protestujących z okazji przerwy w pracy wnosił już kilkaset butelek wódki do kopalni. Prezes przegrał z kretesem. Sąd uznał, że mimo zarzutów przywódcom strajku należy się ochrona przed zwolnieniem. Wrócili do pracy i zorganizowali przemarsz 1200 osób pod dom prezesa.
Od tamtej pory szef JSW chętnie wypowiada się o wybujałych przywilejach liderów związkowych. JSW ma ich 103 – każdemu spółka płaci wynagrodzenie (zgodnie z przepisami niemal trzykrotność średniej płacy). 23 pozostało w zakładzie pomimo nabycia uprawnień emerytalnych. Według prezesa, siedzą, knują, manipulują ludźmi i do tego zarabiają krocie.
Ile zarabia ten „Pisior z Warszawy”?
To akurat prawda. To za czasów rządów PiS Jarosław Zagórowski został szefem Rady Nadzorczej, a potem prezesem spółki. Trudno jednak odmawiać mu kompetencji, górnictwem zajmuje się od 1996 roku, także jako urzędnik w Departamencie Restrukturyzacji Przemysłu Ministerstwa Gospodarki.
Według raportu rocznego JSW z 2013 roku, Zagórowski zarabia ponad milion rocznie. 960 tysięcy złotych podstawy oraz ponad 180 tysięcy premii. Twierdzi, że to dość skromne uposażenie jak na spółkę wchodzącą do giełdowego indeksu WIG20 wycenianej na 3 miliardy. W ubiegłym roku, odkąd zaczęły się spadki cen węgla, dwukrotnie obniżył o 10 proc. pensje sobie jak i reszcie zarządu. Teraz przewrotnie chce tego samego od górniczych związkowców.
To ostatnia Barbórka?
Aż trudno uwierzyć, że tak stanowczy i asertywny wobec związków prezes okazał się zarazem spolegliwy wobec polityków. Na stronach JSW można obejrzeć galerię zdjęć z Barbórki - gdzie trzyma się pod boki z Elżbietą Bieńkowską (przebraną w górniczy strój) oraz premierem Donaldem Tuskiem. Mieli takie uśmiechnięte miny.
Kiedy rok temu w kłopoty finansowe popadła Kompania Węglowa, to pieniądze JSW pozwoliły na wypłatę wynagrodzeń kolegów górników. Prezes JSW zdecydował wówczas, że kupi jedną z kopalni KW. Mówiło się, że jej wycena, opiewająca na 1,5 mld złotych jak na kondycję całej branży to za dużo. Od tamtej pory kurs akcji JSW spadł o połowę z 55 do 25 złotych. To już niespełna jedna piąta wyceny giełdowej z 2011 roku - gdy wydawało się, że kopalnie to dobry biznes.
Lider związkowy dlatego jest liderem, że ma przynajmniej 150 członków. Jeśli miałby choć jednego mniej, musi wrócić do pracy. A więc włożyć gumiaki i zjechać na dół. Mamy w Jastrzębiu ludzi, którzy już od 20 lat są liderami związkowymi. Oni nie mają alternatywy w swoim życiu zawodowym, więc zrobią wszystko, żeby pracownicy im się nie wypisywali. Bo wtedy będą musieli wrócić do pracy, a to strasznie boli.