
W piątek, 13 lutego wyleciał ostatni w tym półroczu samolot z Antarktydy. Następny, ze względu na bardzo silne podmuchy wiatru i mrożącą paliwo w bakach temperaturę, będzie mógł przylecieć dopiero w listopadzie. Zaczyna się zima. Bez światła słonecznego i w temperaturach mocno minusowych przez najbliższe dziewięć miesięcy będzie na stacjach antarktycznych przebywać kilkaset osób. Będą sami na powierzchni 13,2 mln kilometrów kwadratowych.
Większość pracowników naukowych przebywa na najzimniejszym kontynencie latem, między listopadem a marcem. W zimie zostają przeważnie tylko osoby, które dbają o nieprzerwane techniczne funkcjonowanie stacji.
Nawet polskim polarnikom na wyspie Księcia Jerzego czasem trudno jest odkopać się z zalegających wokół stacji zasp. – Ale czasem zimą trzeba sprawdzić na przykład jak działają w innym budynku agregaty – mówił w Programie Pierwszym Polskiego Radia Zbigniew Sobierajski, kierownik 38. polskiej wyprawy na stację.
Jak przeżyć w tych nieludzkich warunkach? Najlepszym sposobem wykluczenia zagrożeń jest zminimalizowanie ryzyka. Polarnicy, w tym także Polacy, poddawani są bardzo dokładnym badaniom medycznym. Są one podobnie intensywne do tych, jakie przechodzą potencjalni kosmonauci.
Sytuacja, choć niełatwa, jest trochę bardziej komfortowa, niż kilkadziesiąt lat temu. – Pamiętam wyprawę z przełomu 1978 i 1979 roku, kiedy to przeprowadzono w naszej bazie pięć operacji wyrostka robaczkowego. Głównie operowani byli polscy rybacy, którzy zapuścili się w te rejony. Dostarczyli nam potem mnóstwo pysznych ryb – mówił w Polskim Radiu polarnik, prof. Andrzej Gaździcki.
Przed operacją nie spałem całą noc, cholernie mnie boli. Burza śnieżna wyje jak setki szakali. Nie ma żadnych symptomów zbliżającej się perforacji wyrostka, ale nie opuszcza mnie przeczucie, że to nastąpi niedługo. Muszę przemyśleć dokładnie jedyne możliwe wyjście: zoperowanie się samemu. To prawie nie do wykonania, ale nie mogę rozłożyć rąk i się poddać Czytaj więcej
