Francję czeka nowy start, dobrobyt, wzrost gospodarczy, a to wszystko bez wyrzeczeń obywateli i rządu - zapowiada Francois Hollande, nowy prezydent Francji. Brzmi pięknie, ale większość pomysłów socjalisty jest, według ekspertów i komentatorów, utopijna. Wyborcy znowu ślepo uwierzyli w gruszki na wierzbie?
Najbardziej spektakularne postulaty Hollande'a to: obniżenie wieku emerytalnego do 60 lat (z 62 lat); stworzenie 150 tysięcy nowych miejsc w pracy w sektorze publicznym, w tym 60 tysięcy dla nauczycieli; zmniejszenie deficytu budżetowego z jednoczesnym zwiększeniem wydatków socjalnych. I wszystko to podlane ogromnym, bo 75 proc. podatkiem dochodowym dla najbogatszych. Dla wyborców zmęczonych zaciskaniem pasa brzmi to pięknie. Ale według ekspertów - tylko brzmi.
Mało realnie
- Te postulaty są niespełnialne - ocenia prof. Marek Góra, ekonomista, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej i były doradca Aleksandra Kwaśniewskiego. - Trzeba patrzeć na nie z dużym dystansem. Jak chociażby podatek dla najbogatszych. To pomysł trudny
do wprowadzenia, a do tego nieefektywny - mówi prof. Góra.
Tomasz Lis o Hollandzie i jego obietnicach napisał tyle, że "będzie miał szansę zostać dobrym prezydentem Francji, jeśli szybko zapomni o dużej części swego programu." Zdaniem Jacka Saryusza-Wolskiego, polskiego europosła z Platformy Obywatelskiej, "obietnice polepszenia losu Francuzów bardzo szybko spotkają się z twardą rzeczywistością." Zaś zapewnienia o życiu bez wyrzeczeń należy włożyć między bajki, bo w obecnej koniunkturze gospodarczej to po prostu niemożliwe. Saryusz-Wolski w wywiadzie dla naszego serwisu stwierdził też, że wątpi, by Hollande miał - zgodnie z zapowiedziami - odmówić ratyfikacji paktu fiskalnego UE.
- Politycy obiecują, ale rzadko swoje obietnice spełniają, chcą tylko zachęcić wyborców - dodaje prof. Góra.
Czemu więc Francuzi - społeczeństwo z kilkuset letnią tradycją demokratyczną, rozwinięte, wyedukowane - uwierzyło w nierealną wizję Hollande'a? Zostali oszukani czy chcieli być oszukani?
Anty-Sarko
Sukces Hollande'a wielu komentatorów tłumaczy jednym: Francuzi głosowali przeciwko Nicolas Sarkozy'emu. Nagłówki niektórych zachodnich mediów krzyczą nawet, że to kryzys, w postaci niezadowolenia obywateli, głosował przeciwko byłemu już prezydentowi.
- W oczywisty sposób tak było. Sarkozy to postać idealna do prowadzenia czarnej kampanii przeciwko niemu - ocenia dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Zdaniem naszego rozmówcy, Sarkozy sam stworzył taki image.
- To jego zamiłowanie do bogactwa, brak wiarygodności, prezentował się trochę jak Król Słońce - przypomina Chwedoruk.
- Wielu ludzi nie lubiło Sarkozy'ego, bo w jakiś sposób odciął się od ludu - zauważa prof. Marek Góra. Rafał Chwedoruk dodaje do tego, że mąż Carli Bruni reprezentował finansjerę, ale udawał, że tego nie robi, co czyniło go niezbyt wiarygodnym. Według profesora Góry, Sarkozy by wygrał, gdyby w poprzedniej kadencji wizerunkowo się tak nie pogrążył.
Czemu Francuzi dali się ponieść
W Polsce politycy kuszą wyborczą kiełbasą. We Francji, można by rzec, Hollande skusił swoich zwolenników winem, serem i bagietkami, czyli ogólnie pojętym dobrobytem. To właśnie luksusów zaczęło bowiem brakować Francuzom w ostatnich latach.
- To kraj tradycyjnie i od wielu lat cieszący się dobrobytem. Jego mieszkańcy przyzwyczaili się do tego, że jest im dobrze i niczego nie brakuje - zauważa prof. Marek Góra. Jego zdaniem, dla Francuzów dobrobyt niemalże "rośnie na drzewach". - Dla nich to naturalny stan świata, który ktoś zepsuł i tylko trzeba to przywrócić. Hollande im to obiecał, chociaż nie da się tego zrobić i wrócić do stanu sprzed 10 lat, ale za to łatwo w to uwierzyć - tłumaczy profesor ekonomii. Dodaje też, że w takim przypadku mieszkańcom Francji trudno było wyzbyć się złudzeń, a zdrowy rozsądek przegrał, górę wzięły emocje.
Doktor Rafał Chwedoruk podsumowuje to krócej. - Jeśli już wyborcy mają komuś wierzyć, i mają dwóch niezbyt wiarygodnych polityków do wyboru, to wolą tego, który opowiada ładniejsze bajki z lepszym zakończeniem, niż tego, który opowiada bajki o zaciskaniu pasa - ocenia politolog.
Obietnice nadal nas kuszą
Chociaż często obywatele deklarują, że już więcej nie uwierzą kłamliwym politykom, to i tak potem w wyborach na nich głosują. Nawet, jeśli kandydaci - tak jak Hollande teraz - głoszą wizję niemalże utopijną. Co więcej, dr Chwedoruk nie uważa, by wiara Francuzów była bezpodstawna.
Francja bowiem jest kolebką współczesnej polityki i tam "wiara w zdolność polityków do zmiany jest bardzo silna" - uważa Chwedoruk. Politolog wskazuje też, że partia, z której wywodzi się Francois Hollande, ma bardzo silną tradycję socjalistyczną. - To nie jest tak, że on spadł gdzieś z nieba i używa demagogii z kosmosu. Swoją wizję opiera o udane eksperymenty lewicy z lat 90. - przypomina nasz rozmówca. Do tego dochodzi fakt, że Hollande jest wiarygodny, w przeciwieństwie do Sarkozy'ego.
- Poza tym, Hollande już coś zmienił w Europie: ton dyskusji o polityce - dodaje przewrotnie dr Chwedoruk.
Przyszłość to "wielka niewiadoma"
Chociaż analiz i komentarzy po wygranej Hollande'a pojawiły się dziesiątki, jeśli nie setki, to żadne z nich nie prognozują jak potoczy się los Francji i tym samym - Europy. - Wynik tych wyborów to wielka niewiadoma, głównie gospodarcza. Francję i cały kontynent czekają trudne czasy - ocenia profesor Góra.
Rafał Chwedoruk podkreśla, że w czerwcu we Francji czekają obywateli jeszcze wybory parlamentarne, które ostatecznie zdecydują o kształcie rządu tego kraju. - Nie ulega wątpliwości, że Hollande nie będzie eksperymentatorem. Ale nie powinniśmy mówić o strachu wobec zmian, a raczej bać się neoliberalnych ekonomistów, którzy głosząc swoje poglądy, głównie bronią swojej grupy interesów - dowodzi politolog.
Polski "Forbes" w jednym z artykułów sprzed kilku miesięcy ogłosił, że w polityce nadchodzi zmierzch romantycznych humanistów, którzy obiecują, a zaczyna się era gospodarczych technokratów, operujących konkretami i liczbami. Jak widać po ostatnich wydarzeniach, teza ta się nie sprawdza - nadal wolimy w Europie wierzyć w piękne obietnice, niż brutalne wyliczenia. A może właśnie dzięki temu optymizmowi dajemy szansę wariackim, z pozoru, pomysłom, które w efekcie prowadzą do rozwoju?
Szalonego entuzjazmu nie widziałem w oczach dziesiątków tysięcy socjalistów, maszerujących od Port Royal w pierwszomajowym pochodzie. Bo socjaliści nie chcieli zmiany, dokładniej, chcieli głównie jednej zmiany - zmiany lokatora Pałacu Elizejskiego. W tych wyborach naprzeciw Sarkozy'ego stanął antySarkozy. Nazywał się Hollande, ale mógłby się nazywać inaczej. Hollande nie był Sarkozym, więc należało poprzeć Hollande'a. I popierano. CZYTAJ WIĘCEJ