
Pianista. Kompozytor. Artysta, który swoją ostatnią płytę "Sea" nagrał, jak sam mówi, za jednym zamachem. Bo morze mocno w nim siedzi. - Jestem chłopakiem znad morza. Ono mnie definiuje, determinuje styl i charakter poruszania się w muzyce - mówi Sławek Jaskułke w rozmowie o muzyce, zmianach, sile spokoju i o tym, czym różni się granie koncertu w Warszawie od koncertowania w Hongkongu.
REKLAMA
Nowa płyta nosi tytuł "Sea". To morze bardzo w Tobie siedzi?
Oj tak. Trudno, żeby nie siedziało. Jestem chłopakiem znad morza. W sensie i urodzenia i wychowania, więc morze jest naturalnie we mnie od samego początku.
Miejsce urodzenia ma duży wpływ na działania artystyczne?
Może mieć. Często zdarza się że miejsce urodzenia to tylko miejsce, a życie spędzamy w innych rejonach kraju czy świata. To chyba domena pokolenia X. W moim wypadku morze mnie definiuje. Determinuje mój styl i charakter poruszania się w muzyce. Ale to nie był główny zamysł powstania tej płyty. Tak naprawdę czynnikiem decydującym o tym, że ta płyta powstała, było kilka opinii z różnych części różnych części globu na temat mojego muzykowania. Słyszałem zewsząd, że moje granie brzmi morsko lub słychać w nim morską przestrzeń. Zacząłem się nad tym zastanawiać i doszedłem do wiosku, że coś w tym jest.
Może mieć. Często zdarza się że miejsce urodzenia to tylko miejsce, a życie spędzamy w innych rejonach kraju czy świata. To chyba domena pokolenia X. W moim wypadku morze mnie definiuje. Determinuje mój styl i charakter poruszania się w muzyce. Ale to nie był główny zamysł powstania tej płyty. Tak naprawdę czynnikiem decydującym o tym, że ta płyta powstała, było kilka opinii z różnych części różnych części globu na temat mojego muzykowania. Słyszałem zewsząd, że moje granie brzmi morsko lub słychać w nim morską przestrzeń. Zacząłem się nad tym zastanawiać i doszedłem do wiosku, że coś w tym jest.
To prawda, że tę płytę nagrałeś za jednym zamachem? Usiadłeś, zagrałeś - i już?
Tak (śmiech). Kiedy już zdecydowałem , że będę robił płytę morską wiedziałem, że to musi być coś osobistego. Wiedziałem że chcę zrobić muzykę o charakterystyce, która jest mi bardzo bliska. Musiało to być coś, co będzie w zgodzie ze mną, prawdziwe. Takie jak ja. Podjąłem więc decyzję, że nagram to na swoim pianinku, instrumencie w pracowni, ukochanym, na którym gram i piszę muzykę od wielu lat. To nie jest instrument najwyższej klasy. Wręcz przeciwnie – słaba wersja Offberga. W dodatku rozklekotana.
Tak (śmiech). Kiedy już zdecydowałem , że będę robił płytę morską wiedziałem, że to musi być coś osobistego. Wiedziałem że chcę zrobić muzykę o charakterystyce, która jest mi bardzo bliska. Musiało to być coś, co będzie w zgodzie ze mną, prawdziwe. Takie jak ja. Podjąłem więc decyzję, że nagram to na swoim pianinku, instrumencie w pracowni, ukochanym, na którym gram i piszę muzykę od wielu lat. To nie jest instrument najwyższej klasy. Wręcz przeciwnie – słaba wersja Offberga. W dodatku rozklekotana.
Od strony koncepcyjnej pomysł wydawał mi się ciekawy, ale musiałem sprawdzić, jak to będzie wyglądało technicznie. Miałem zarys kompozycji i mniej więcej wiedziałem jaki kierunek obrać, ale musiałem zrobić nagranie próbne, żeby sprawdzić, czy ta realizacja w ogóle do czegokolwiek będzie się nadawała. Nagrałem całość na dwa mikrofony i okazało się, że efekt, który udało mi się uzyskać był piekielnie ciekawy. Dwa tygodnie jeździłem z tą płytą w samochodzie i zastanawiałem się co z nią zrobić. Nagranie było bardzo nieprecyzyjne, surowe, ale prawdziwe. Pomyślałem: cholera, muszę to tak zostawić. I zostawiłem.
Nagranie próbne, ja nie byłem rozegrany, pianinko nienastrojone, nawet kompozycji jeszcze do końca nie znałem....Tak. Tak powstała "Sea".
Jesteś bardzo precyzyjny, nie drażniły Cię te surowości w nagraniu?
Tak, drażniły mnie i to bardzo. Nie grałem wersji płytowych, tylko kolejnego wieczoru w pracowni po prostu sobie muzykowałem. W sensie wykonawczym można się do wielu rzeczy przyczepić, ale w sensie wyrazowym udało mi się osiągnąć coś ciekawego. Uznałem że nie można tego zmarnować. Staram się świadomie podchodzić do wielu spraw i nie mam problemu z samozachwytem - wiem co jest dobre, a co złe. Ta płyta nie jest precyzyjna, ale ma w sobie głębię. Nastrój który udało mi się uzyskać sprawia, że się za nim tęskni. I to był jeden z elementów decydujących.
Tak, drażniły mnie i to bardzo. Nie grałem wersji płytowych, tylko kolejnego wieczoru w pracowni po prostu sobie muzykowałem. W sensie wykonawczym można się do wielu rzeczy przyczepić, ale w sensie wyrazowym udało mi się osiągnąć coś ciekawego. Uznałem że nie można tego zmarnować. Staram się świadomie podchodzić do wielu spraw i nie mam problemu z samozachwytem - wiem co jest dobre, a co złe. Ta płyta nie jest precyzyjna, ale ma w sobie głębię. Nastrój który udało mi się uzyskać sprawia, że się za nim tęskni. I to był jeden z elementów decydujących.
Miałeś poczucie, że przy Twoim pianinku zadziała się magia?
Trochę tak. Zadziało się coś fajnego, choć nie popadałbym w przesadny mistycyzm. Sama możliwość obcowania i zajmowania się muzyką jest na tyle niezwykła, że dodatkowe sztuczne kreowanie magii jest niepotrzebne. Faktem jest, że czasem to się po prostu dzieje. I zadziało się na „Sea”, jednak ważniejsza (przynajmniej dla mnie) jest zwykła, codzienna praca nad muzyką niż zachwycanie się jej nieuchwytną materią.
Trochę tak. Zadziało się coś fajnego, choć nie popadałbym w przesadny mistycyzm. Sama możliwość obcowania i zajmowania się muzyką jest na tyle niezwykła, że dodatkowe sztuczne kreowanie magii jest niepotrzebne. Faktem jest, że czasem to się po prostu dzieje. I zadziało się na „Sea”, jednak ważniejsza (przynajmniej dla mnie) jest zwykła, codzienna praca nad muzyką niż zachwycanie się jej nieuchwytną materią.
Mówiłeś o prawdzie, wierności sobie - artyście nie wolno chodzić na kompromisy?
Wolno, ale nie za często.
Artyści są bardziej ulegli, bo taki jest rynek? Albo kompromis, albo cię nie ma?
Sztuka jest poddana wielu marketingowym założeniom. Można jednak funkcjonować bez przesadnej sztucznej kreacji i kompromisów. Balans i równowaga, to jest chyba dobra recepta.
Sztuka jest poddana wielu marketingowym założeniom. Można jednak funkcjonować bez przesadnej sztucznej kreacji i kompromisów. Balans i równowaga, to jest chyba dobra recepta.
Wkurza cię to?
Jak byłem młodszy, to mnie wkurzało. Dzisiaj już nie. Jestem o kilka lat starszy i mam więcej ważniejszych problemów na głowie. Miałem taki czas, kiedy bardzo mi to przeszkadzało. Dzisiaj już wiem jak funkcjonuje rynek i mogę się temu poddawać lub nie. Wybrałem drogę, w której staram się nie być poddany strategiom marketingowym, nie być od nich uzależniony, ale z nich czerpać. Staram się być uczciwy w robocie.
Jak byłem młodszy, to mnie wkurzało. Dzisiaj już nie. Jestem o kilka lat starszy i mam więcej ważniejszych problemów na głowie. Miałem taki czas, kiedy bardzo mi to przeszkadzało. Dzisiaj już wiem jak funkcjonuje rynek i mogę się temu poddawać lub nie. Wybrałem drogę, w której staram się nie być poddany strategiom marketingowym, nie być od nich uzależniony, ale z nich czerpać. Staram się być uczciwy w robocie.
Leszek Możdżer powiedział kiedyś, że ludzie nie znają się na muzyce. Zastanawiam się więc, czy koncertowanie na świecie różni się od grania w Polsce.
Trudno powiedzieć, co miał na myśli. Nie sposób w życiu znać się na wszystkim. Czasem ludzie potrzebują jedynie emocji, czasem zabawy, czasem czegoś głębszego, a czasem to tylko zwykły snobizm. Ludzie nie muszą się znać na muzyce. Ważne, że mają swoje odczucia i emocje z nią związane. Ja gdzieś tam głęboko mam w sobie olbrzymią warstwę szacunku dla ludzi, którzy przychodzą na koncerty i poświęcają mi swój prywatny czas. Bo to oznacza, że poświęcają czas, w trakcie którego mogliby robić wiele innych interesujących i wartościowych rzeczy. A jeśli już poświęcają czas tobie, to należy się do tego odnosić z szacunkiem.
Trudno powiedzieć, co miał na myśli. Nie sposób w życiu znać się na wszystkim. Czasem ludzie potrzebują jedynie emocji, czasem zabawy, czasem czegoś głębszego, a czasem to tylko zwykły snobizm. Ludzie nie muszą się znać na muzyce. Ważne, że mają swoje odczucia i emocje z nią związane. Ja gdzieś tam głęboko mam w sobie olbrzymią warstwę szacunku dla ludzi, którzy przychodzą na koncerty i poświęcają mi swój prywatny czas. Bo to oznacza, że poświęcają czas, w trakcie którego mogliby robić wiele innych interesujących i wartościowych rzeczy. A jeśli już poświęcają czas tobie, to należy się do tego odnosić z szacunkiem.
Ludzie inaczej odbierają Twoją muzykę w Warszawie i powiedzmy, Hongkongu?
Tak. Są różnice kulturowe. W różnych miejscach moja muzyka jest różnie odbierana. Są różnice w sposobie przeżywania muzyki, np. w Azji ludzie na koncertach jedzą frytki, szeleszczą papierkami i piją napoje gazowane. W Polsce rzeczy nie do pomyślenia. Pamiętam jeden z moich pobytów, podczas którego graliśmy Chopina na pięć fortepianów. W tle słyszałem papierki, ciche rozmowy i jedzenie. Myślałem że coś jest z muzyką nie tak, zastanawiałem się, o co tutaj chodzi?
Tak. Są różnice kulturowe. W różnych miejscach moja muzyka jest różnie odbierana. Są różnice w sposobie przeżywania muzyki, np. w Azji ludzie na koncertach jedzą frytki, szeleszczą papierkami i piją napoje gazowane. W Polsce rzeczy nie do pomyślenia. Pamiętam jeden z moich pobytów, podczas którego graliśmy Chopina na pięć fortepianów. W tle słyszałem papierki, ciche rozmowy i jedzenie. Myślałem że coś jest z muzyką nie tak, zastanawiałem się, o co tutaj chodzi?
Poczułeś się urażony, że tu Jaskułke gra, a oni plotkują?
Urażony? Nie! To było interesujące doświadczenie. Okazało się, że swobodne zachowanie ludzi jest dowodem na to, że muzyka jest ciekawa i godna uwagi. To trochę tak, jak człowiek zaśnie w cudzym domu, na cudzej kanapie. To jest po prostu dowód tego, że się dobrze czujemy.
Urażony? Nie! To było interesujące doświadczenie. Okazało się, że swobodne zachowanie ludzi jest dowodem na to, że muzyka jest ciekawa i godna uwagi. To trochę tak, jak człowiek zaśnie w cudzym domu, na cudzej kanapie. To jest po prostu dowód tego, że się dobrze czujemy.
A Ty co wolisz?
Ja wśród publiczności wolę ciszę. Chociaż ona jest bardzo krępująca, bo zmusza mnie do wewnętrznej dyscypliny. Jak jest absolutna cisza i słychać każdy ruch, to trzeba się pilnować.
Ja wśród publiczności wolę ciszę. Chociaż ona jest bardzo krępująca, bo zmusza mnie do wewnętrznej dyscypliny. Jak jest absolutna cisza i słychać każdy ruch, to trzeba się pilnować.
To jak to jest z tą polską publicznością - zna się na muzyce czy nie?
Mamy coraz lepszy gust muzyczny, a zainteresowanie dobrą muzyką jest coraz większe. Ludzie potrzebują czegoś więcej niż zwykła łupanka, w istnieniu której nie ma zresztą nic złego, bo muzyka ma różne funkcje. W Polsce jest zauważalny trend interesowania się muzyką ambitną i kreatywną. Mamy wielu młodych artystów dobrze poruszających się w świecie dźwięków. Ale mamy również wytwórnie, które coraz częściej interesują się współczesną myślą twórczą na odpowiednim poziomie. To dobry kierunek, mający wpływ również na kształtowanie gustów ludzkich.
Mamy coraz lepszy gust muzyczny, a zainteresowanie dobrą muzyką jest coraz większe. Ludzie potrzebują czegoś więcej niż zwykła łupanka, w istnieniu której nie ma zresztą nic złego, bo muzyka ma różne funkcje. W Polsce jest zauważalny trend interesowania się muzyką ambitną i kreatywną. Mamy wielu młodych artystów dobrze poruszających się w świecie dźwięków. Ale mamy również wytwórnie, które coraz częściej interesują się współczesną myślą twórczą na odpowiednim poziomie. To dobry kierunek, mający wpływ również na kształtowanie gustów ludzkich.
Szukasz w muzyce katharsis?
Oczyszczanie umysłu i emocji to robota dla terapeutów. Zgadzam się, że muzyka może być oczyszczająca, ale ta, jeżeli mogę tak powiedzieć, metafizyka w muzyce - patrząc z perspektywy twórcy - mnie nie interesuje. A problematyka katharsis to sprawa wnętrzna każdego z nas i jego kondycji. Do jego oczyszczania, jak wspomniałem, są potrzebni terapeuci albo samodycyplina i praca nad sobą.
Oczyszczanie umysłu i emocji to robota dla terapeutów. Zgadzam się, że muzyka może być oczyszczająca, ale ta, jeżeli mogę tak powiedzieć, metafizyka w muzyce - patrząc z perspektywy twórcy - mnie nie interesuje. A problematyka katharsis to sprawa wnętrzna każdego z nas i jego kondycji. Do jego oczyszczania, jak wspomniałem, są potrzebni terapeuci albo samodycyplina i praca nad sobą.
Kiedyś Fabio Cavallucci, były dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej, mówił o Polsce jako o raju dla kultury. Zewsząd słychać jednak narzekania artystów na sytuację w Polsce...
Jesteśmy wciąż kształtującym się rynkiem i pewnie w tym kontekście Polska to raj dla kultury. Faktem jednak jest, że to rynek ciężki i obiektywnie mały. Artyści nie powinni jednak narzekać, tylko szukać sposobu zmiany i poprawy sytuacji. To trudne, ale możliwe.
Jesteśmy wciąż kształtującym się rynkiem i pewnie w tym kontekście Polska to raj dla kultury. Faktem jednak jest, że to rynek ciężki i obiektywnie mały. Artyści nie powinni jednak narzekać, tylko szukać sposobu zmiany i poprawy sytuacji. To trudne, ale możliwe.
Robert Brylewski napisał niedawno na Facebooku, że po 30 latach grania bywa, że nie ma na fajki.
Gdyby to działo się ze mną, starałbym się najpierw zajrzeć gdzieś w głąb siebie i zrozumieć, o co chodzi, dlaczego mi nie idzie? Co takiego robię źle? Ciężko mi tę sytuację oceniać. Może rozwiązaniem jest dywersyfikacja swoich działań?
Czyli rozumiesz chałturników?
Chałturzenie to wcale nie jest taka prosta sprawa.
Chałturzenie to wcale nie jest taka prosta sprawa.
Moralnie?
Też. Ale i pod względem rzemiosła.
Też. Ale i pod względem rzemiosła.
Życiowo?
Może być porażające w skutkach. Istnieją zjawiska, które nazwałbym wysublimowanym chałturzeniem. Myślę, że to zabija kreację i rodzi prostytucję.
Może być porażające w skutkach. Istnieją zjawiska, które nazwałbym wysublimowanym chałturzeniem. Myślę, że to zabija kreację i rodzi prostytucję.
Pamiętasz takie momenty w swojej karierze, kiedy czułeś, że się prostytuujesz?
Oczywiście. Ale staram się być prostytutką uczciwą (śmiech).
Oczywiście. Ale staram się być prostytutką uczciwą (śmiech).
Twoja muzyka bywała zbuntowana, awangardowa, trudna w odbiorze. Od płyty "Moments" starasz się wysyłać w świat inny komunikat – jasny i czytelny. Czy to narodziny córki Cię zmieniły?
Dziecko normuje i wyjaśnia wątpliwości. Najpiękniejszy czas w życiu. Wiesz, jak mi moja córcia przychodzi i mówi: tatusiu, tany-tany – co oznacza, że muszę grać wprawki Brahmsa, bo ona lubi do nich tańczyć – to sobie myślę, że warto. To też sprawiło, że odłączyłem się od tych wszystkich zależności i skupiłem na innym wymiarze życia.
Dziecko normuje i wyjaśnia wątpliwości. Najpiękniejszy czas w życiu. Wiesz, jak mi moja córcia przychodzi i mówi: tatusiu, tany-tany – co oznacza, że muszę grać wprawki Brahmsa, bo ona lubi do nich tańczyć – to sobie myślę, że warto. To też sprawiło, że odłączyłem się od tych wszystkich zależności i skupiłem na innym wymiarze życia.
To słychać w graniu.
Tak mówią. Myślę, że dzieci nas dopełniają i to jest przyczyna. A tego nie da się ukryć w muzyce.
Tak mówią. Myślę, że dzieci nas dopełniają i to jest przyczyna. A tego nie da się ukryć w muzyce.
Dojrzałość i spokój?
Przestrzeń, by się zastanowić nad swoimi sprawami i podejmować racjonalne decyzje. Przedtem działałem dość impulsywnie, teraz staram się myśleć dwa razy, zanim podejmę decyzję. Co do jednego nie mam wątpliwości - tak jest lepiej.
Przestrzeń, by się zastanowić nad swoimi sprawami i podejmować racjonalne decyzje. Przedtem działałem dość impulsywnie, teraz staram się myśleć dwa razy, zanim podejmę decyzję. Co do jednego nie mam wątpliwości - tak jest lepiej.
