Kamil Durczok wydał oświadczenie w sprawie skandalu obyczajowego, którego stał się bohaterem.
Kamil Durczok wydał oświadczenie w sprawie skandalu obyczajowego, którego stał się bohaterem. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Reklama.
Kamil Durczok
w specjalnym oświadczeniu

Po opuszczeniu szpitala, gdzie przebywałem przez ostatnie 10 dni i gdzie zgodnie z zaleceniami lekarzy byłem pozbawiony dostępu do informacji, poznałem skalę emocji wokół mojej osoby. W moim przekonaniu, wszystkie negatywne reakcje zostały wywołane publikacjami i atakiem tygodnika. Wobec przekroczenia granic prawnych i etycznych postanowiłem podjąć zdecydowane działania. Do sądów skierowane będą stosowne pozwy, a do prokuratury odpowiednie zawiadomienia (...).

Kamil Durczok sporo uwagi w tym dokumencie poświęca także mocno nadszarpniętemu wizerunkowi prowadzonych przez niego do niedawna "Faktów" TVN. Ich dotychczasowy szef podkreśla, że tworzy je "zespół wspaniałych ludzi", których darzy wielką sympatią.
"Mam świadomość, że dopóki nie odzyskam dobrego imienia naruszonego przez oszczerstwa WPROST, wywołane przez tygodnik zamieszanie utrudnia normalną pracę moim koleżankom i kolegom z Redakcji. Nie mogę pozwolić na taką sytuację. Dlatego dziś oddałem się do dyspozycji Zarządu TVN. Niezmiennie jestem także gotów i liczę na możliwość spotkania z członkami specjalnej niezależnej komisji powołanej w celu zbadania zarzutów dotyczących mobbingu i molestowania w TVN" - napisał Kamil Durczok.
Przypomnijmy, że kilka dni temu "Gazeta Wyborcza" donosiła, iś wybuch afery obyczajowej odbił się tak źle na zdrowiu Kamila Durczoka, iż ten musiał przez dłuższy czas przebywać w jednym ze szpitali na Śląsku, gdzie przez wiele dni miał lekarski zakaz przeglądania prasy. Głównie z tego powodu okazji do przesłuchania go nie miała podobno powołana w TVN komisja weryfikująca prawdziwość podejrzeń na temat przypadków mobbingu i molestowania seksualnego, które opisywał tygodnik "Wprost".
"Wyborcza twierdziła, że z docierających z TVN nieoficjalnych informacji ma wynikać, że wśród pracowników tej stacji znalazły się kobiety, które potwierdzają, iż Kamil Durczok rzeczywiście traktował je w sposób mogący zostać oceniony jako mobbing lub molestowanie. Wśród dziennikarek oskarżających go o molestowanie nie ma podobno jednak tej kobiety, której relację opisywał "Wprost" w pierwszym z serii kontrowersyjnych materiałów.
Źródło: Onet.pl