Mieszko I, pierwszy poświadczony źródłowo władca z dynastii Piastów, stworzył podwaliny pod polską państwowość, ale nie wziął się znikąd. A dokładnie mógł przywędrować z Moraw - twierdzi w rozmowie z naTemat prof. Przemysław Urbańczyk, mediewista archeolog z Polskiej Akademii Nauk i Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, autor książki „Mieszko I Tajemniczy”.
Im dalsza historia, tym mniej źródeł, mniej wiemy....
Albo i więcej, paradoksalnie. W dzisiejszych czasach już właściwie nie uprawia się mediewistyki z punktu widzenia tylko jednej dziedziny nauki. Szczególnie w przypadku czasów tak odległych, czyli X wieku, tym bardziej w Europie Środkowo-Wschodniej. Tu źródeł klasycznych, czyli pisanych, mamy bardzo niewiele. Szanse za znalezienie nowych są wręcz zerowe.
Trzeba albo sięgać do tego, co się działo u sąsiadów, albo, a raczej i, wspomagać się odkryciami archeologów. A ci praktycznie co roku coś nowego odkopują.
Cały czas poruszamy się jednak w sferze domysłów.
Chciałem to właśnie powiedzieć. Trzeba zastrzec, że może nigdy nie dojdziemy do pewności, jak było. Mamy tak mało precyzyjnych informacji. Budujemy więc kolejne hipotezy, kolejne pokolenia mediewistów formułują kolejne interpretacje ogólnie dostępnych informacji i zapewne tak będzie dalej. Tak jak kiedyś ktoś mądry powiedział: każde pokolenie od nowa pisze historię i tak też jest w przypadku naszych najwcześniejszych dziejów.
Skąd zatem wziął się ród Piastów?
Do czasów przedmieszkowych nie mamy właściwie żadnych źródeł pisanych. Dysponujemy wyłącznie początkiem kroniki Galla Anonima, gdzie zapisano legendę o tym, jak to oracz Piast przejął władzę od złego księcia Popiela. Po czterech pokoleniach urodził się Mieszko I, nasz pierwszy historyczny władca, potwierdzony przez rozmaite źródła.
Dyskusja na temat jego pochodzenia trwa od dawna. Jedna z koncepcji zakłada, że Piastowie wywodzili się z naszych ziem, co więcej - jeśli wierzyć Gallowi - pochodzili spod Gniezna. Byli tubylcami, wybitnymi postaciami, które uporządkowały chaos w wielkopolskich puszczach i stworzyli stopniowo państwo polskie.
Na ile było to jednak możliwe?
No właśnie, w tym jest problem. Przecież Wielkopolska była oddalona od wszystkich ówczesnych ośrodków cywilizacyjnych, skąd mogły przyjść jakieś impulsy dotyczące tego, jak i po co zorganizować państwo. W przypadku zachodu mówimy o królestwie, a później cesarstwie wschodniofrankijskim (niemieckim), biorąc pod uwagę wschód - o Rusi Kijowskiej, a także Wielkiej Morawie, a potem Czechach na południu. Z kolei patrząc na północ - o Skandynawii, gdzie procesy państwotwórcze także było zaawansowane.
Jeśli spojrzymy na mapę, widzimy, że Wielkopolskę dzieli od tych obszarów co najmniej kilkaset kilometrów. Nie było rozbudowanych kontaktów z tymi rejonami. Trudno sobie wyobrazić, że nagle pojawił się jakiś geniusz, który wiedział jak zbudować i, co bardziej zastanawiające, w końcu zbudował państwo. Wielu zapewne próbowało, ale jemu z jakichś powodów się udało.
W tym momencie przechodzimy do drugiej koncepcji, o której wcześniej celowo nie wspomniałem. Jeżeli protoplaści Piastów nie byli autochtonami, musieli skądś przywędrować. Historia zna takie sytuacje, głównie dotyczy do Skandynawów, którzy stworzyli m.in. państwo ruskie (zapoczątkowali dynastię Rurykowiczów), byli aktywni w Irlandii, Anglii, Szkocji, na Islandii, dopłynęli aż do Grenlandii.
Dodając do tego enigmatyczne źródło „Dagome Iudex”, a raczej wszystko to, co wokół niego, postawiono hipotezę, że na obecne ziemie polskie przybył jakiś Skandynaw i to on, tak jak na Rusi, założył ze swoją drużyną tu państwo. Nie mamy jednak w Wielkopolsce żadnych zabytków, które można powiązać z tym rejonem Europy przed samym końcem X stulecia. A jakiś ślad materialny po tych przybyszach musiałby się zachować.
Słowem koncepcja, jakoby Mieszko mógł być wikingiem jest do obalenia?
Tak. Nie ma poważnych argumentów na poparcie tej hipotezy.
Skąd zatem przywędrowali Piastowie?
Pozostaje tylko południe – Wielka Morawa (państwo wielkomorawskie) albo Czechy. To pierwsze było silnym i stabilnym państwem słowiańskim, rządzonym przez dynastię Mojmirowiców. Upadło w 905 roku wskutek najazdu Madziarów, których dziś nazywamy Węgrami.
Już kilkanaście lub dwadzieścia kilka lat później, bo w latach 20. lub na początku lat 30. X wieku, zaczyna się w Wielkopolsce proces budowy dużych, specyficznie skonstruowanych grodów. Mówimy o Poznaniu, Gnieźnie, Ostrowie Lednickim, Gieczu czy Grzybowie. Wyznaczają one obszar ok. 5 tys. km kwadratowych i niewątpliwie zbudowano je według jednego wzorca. Świadczy o tym zastosowanie nowatorskiej – jak na ówczesne czasy – konstrukcji hakowej, która pozwalała z drewna i ziemi wznosić potężne grody.
Usystematyzujmy: ktoś się pojawia w Wielkopolsce po upadku Wielkiej Morawy. Ktoś, kto tworzy podwaliny nowego państwa, ma wiedzę organizacyjną i charyzmę. Ma też władzę, która pozwala mu zrealizować ambitne plany. Dodatkowo, co według mnie bardzo istotne, Mieszko I dał swojemu synowi na imię Świętopełk, a to było dynastycznie imię Mojmirowiców.
Wydaje mi się, że złożenie tego wszystkiego w jedną całość pozwala uprawdopodobnić pogląd, że Piastowie byli uciekinierami z Wielkiej Morawy. Mogli przedostać się tylko na północ. Na południu byli Węgrzy, na zachodzie Czesi, z którymi Morawianie mieli na pieńku. Jedyny rozsądny kierunek ucieczki to Wielkopolska, przez Ołomuniec i tzw. Bramę Krakowską. Taka interpretacja, przynajmniej z archeologicznego punktu widzenia, ma sens.
Ale burzy cały dotychczasowy sposób patrzenia na genezę polskiej państwowości...
Fakt, ale my mamy jakieś kompleksy, bo nie chcielibyśmy pochodzić od Czechów, Słowaków czy Morawian. Zawsze uważaliśmy, że jesteśmy od innych narodów lepsi. W tym czasie nie było jednak innego kierunku. Imię Świętopełk jednoznacznie wskazuje na inspiracje z Moraw. Proszę bardzo, niech ktoś obali tę hipotezę i zbuduje lepszą. Powtarzam, hipoteza normańska nie ma żadnych podstaw.
Gdy nagle w latach 60. X wieku Mieszko pojawia się na scenie międzynarodowej, od razu wszyscy zauważają, że jest władcą silnym, a nawet w jakimś sensie aroganckim. Wysyła bowiem poselstwo do Pragi i żąda – jak pisze Gall – ręki księżniczki czeskiej. Czesi byli już dawno chrześcijanami, należeli do świata Europy Łacińskiej, do Zachodu. Z drugiej strony ten barbarzyńca z wielkopolskich puszcz. To, że wysłał poselstwo nie dziwi, ale to, że dostał rękę Dobrawy, już tak. Czyli jednak w tej Pradze musieli wiedzieć, że Mieszko nie wypadł sroce spod ogona, że miał porządne pochodzenie i warto było ten nowy sojusz zawrzeć. Był on oczywiście antysaski.
Decyzja o ślubie była zatem częścią planu politycznego?
Dopóki Dobrawa żyła, Mieszko był lojalnym sojusznikiem Czechów. Po jej śmierci od razu zmienia politykę, zwraca się ku Sasom i żeni margrabianką Odą. To była arystokracja z najwyższego szczebla. I od razu wręcz pojawia się konflikt polsko-czeski, starcia o Śląsk. Efektem jest całkowite przeorientowanie polityki na Zachód.
Zastanawiające jest, jak wiele polski władca wiedział o hierarchii władzy w Europie. Spójrzmy na rok 967, kiedy Mieszko pokonał banitę saskiego Wichmana, który był bliski krewniakiem cesarza Ottona I. Polski książę wysłał cesarzowi miecz poległego Wichmana. Jakaż doskonała orientacja w polityce kontynentalnej? Ktoś w tej Wielkopolsce wiedział, że w Rzymie przebywa cesarz i że warto mu wysłać miecz, który był symbolem honoru rycerskiego.
Już rok później, prawdopodobnie z Rzymu (i to mogła być reakcja na „przesyłkę” Mieszka) przybywa do Polski biskup Jordan. Piastowie dostali więc swój Kościół, na który Czesi musieli wciąż czekać, choć zostali schrystianizowani już pół wieku wcześniej. Sprytna polityka Mieszka odniosła sukces.
Zmysłem politycznym odznaczał się też Bolesław Chrobry.
Odziedziczył strategię po ojcu, a wręcz doprowadził ją do perfekcji. Zbliżył się z cesarstwem, rządzonym przez młodziutkiego, kilkunastoletniego Ottona III. Bolesław spotykał się z nim wcześniej, kiedy ten był dzieckiem. Później obaj walczą z Połabianami. Do tego w roku 1000 cesarz przyjeżdża do Gniezna, pielgrzymując do grobu św. Wojciecha. To była bezprecedensowa wizyta.
Zanim jednak Chrobry objął władzę, zawarł w ciągu trzech lat trzy małżeństwa. Najpierw z nieznaną z imienia margrabianką saską, potem z jakąś Węgierką, pewnie z rodu Arpadów. Ta urodziła mu syna Bezpryma. Potem wreszcie z Emnildą, z którą spędził potem prawie 30 lat. Widać, jak Mieszko szukał dla swego syna najlepszych aliansów. Z drugiej strony, jakby spojrzeć na mapę, mariaże były przemyślaną polityką dynastyczną, zmierzającą do okrążenia Czech.
Swego czasu wysunięto koncepcję, jakoby Chrobry koronował się na króla już w 1000 roku...
Mocno wsparł ten pogląd niemiecki badacz Johannes Fried, który doszedł do tego wniosku na podstawie przedstawień cesarza i dwóch innych władców (Bolesława Chrobrego, Stefana Węgierskiego?) na jednej z miniatur pochodzących z epoki. Nie wiemy jednak, na ile to przedstawienie rzeczywistych osób, a na ile jedynie alegoria władzy cesarskiej.
Gall z kolei pisze, że cesarz zdjął swój diadem cesarski i założył Bolesławowi. Może coś w tym było, może został wykonany jakiś gest, obietnica. Wymagana była jednak zgoda Kościoła, korona powinna być poświęcona. Być może Otto III po prostu nie zdążył tego sformalizować, bo umarł już w 1002 roku. W każdym razie nikt Chrobrego nie nazywał królem do 1025 roku. Poza samym zainteresowanym, którą wybił monetę między 1015 a 1020 rokiem, na której widniał napis „Bolesław król”. On się tym królem czuł, aczkolwiek formalnie koronował się dopiero w 1025 roku.
Po niespodziewanej śmierci Ottona władzę w Niemczech objął książę bawarski Henryk. Już w trakcie koronacji zaczął się konflikt z Chrobrym, którego próbowano pozbawić życia. Od tego czasu obaj panowie szczerze się nie lubili. Zaczął się okres długich wojen, z których polski król w większości wyszedł zwycięsko.
Chrobry był zarówno w Pradze, jak i Kijowie. Mieliśmy wtedy naprawdę sporo do powiedzenia?
W 999 roku umarł książę Bolesław II Pobożny, brat wujeczny Chrobrego. Na tron czeski wstąpił Bolesław III Rudy, który okazał się niebywałym okrutnikiem. Panoszył się tak, że Czesi wezwali na pomoc polskiego księcia, który przybył do Pragi w 1003 roku.
Chrobry był potężnym władcą, który dawał szanse stawienia oporu ekspansji cesarstwa. Był przecież pół krwi Przemyślidą, bo jego matka była Czeszką. Poza tym nosił imię Bolesław, takie, jakie przez dekady nosili władcy Czech. Ale tak szybko jak Chrobrego zaproszono, tak szybko próbowano go odprawić. Prawdopodobnie chodziło o to, że polski władca odmówił złożenia hołdu lennego królowi Henrykowi II. A Czechy były lennem saskim. Cały zatarg był niezwykle skomplikowany, ale Chrobry przez rok rzeczywiście był władcą nie tylko Polski, ale i Czech.
Sytuacja z Kijowem także świadczy o rozmachu polityki Chrobrego. Ten uderzył na Ruś w 1018 roku, z posiłkami saskimi, bo akurat wtedy zawarł pokój z cesarstwem. Zdobył Kijów, wszyscy znamy tę legendę, jak to Bolesław ponoć mieczem uderzył w Złotą Bramę. Według tradycji Szczerbcem, a więc mieczem koronacyjnym polskich władców. Ten jednak, który znajduje się dziś w Krakowie, na pewno nie pochodzi z początku XI wieku. Pojawia się dużo później i to nim był koronowany, jako pierwszy zresztą, Władysław Łokietek.
Chrobry był niewątpliwie władcą wybitnym, ale chyba zbyt ekspansywnym, bo skłócił się prawie ze wszystkimi sąsiadami. Z Sasami, Czechami, Rusią. Nie miał konfliktu jedynie z Węgrami. Zmarł wkrótce po koronacji, a skorzystali z tego faktu jego liczni wrogowie. Władzę przejął Mieszko II, który od razu się koronował. Ten świetnie wykształcony król, władający m.in. greką i łaciną, pojął za żonę Rychezę. To już był ród cesarski, najwyższe kręgi europejskie.
Wróćmy do czasów panowania Mieszka I. Przyjęcie chrześcijaństwa to proces niezmiernie długi, trwający latami. Dlaczego jednak utarło się, że Polska przyjęła chrzest w jednym roku, a nawet w jednym dniu?
Mówi się niekiedy, że wtedy wszyscy się ochrzcili, bo, jak piszą kronikarze, „za ulubionym władcą poszły wszystkie członki jego państwa”. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. Przyjęcie chrześcijaństwa to proces, który trwał stulecia. Dużo może nam w tej materii powiedzieć właśnie archeologia.
Wiemy, że nie ma w Polsce ewidentnych chrześcijańskich pochówków przed przełomem X i XI wieku. Czyli kilkadziesiąt lat po tym tzw. chrzcie Polski. Oczywiście to nie był chrzest państwa, a obrządek, w którym wziął udział Mieszko I i jego najbliższe otoczenie. Nawet po śmierci Chrobrego nie było w Polsce zbyt wielu cmentarzysk chrześcijańskich, które upowszechniają się dopiero mniej więcej w połowie XI stulecia. Groby ciałopalne mamy w Polsce nawet w XIII wieku.
Dowodem na siłę pogaństwa na polskiej ziemi były wydarzenia, do których doszło kilka lat po objęciu tronu przez Mieszka II. Mowa o tzw. reakcji pogańskiej. Nastąpiła seria ataków z zewnątrz, i ze wschodu, i z zachodu. Państwo upadło, płonęły kościoły. Władzę objął Bezprym, pierworodny, choć może nieślubny, syn Chrobrego.
We Wrocławiu archeolodzy stwierdzili, że na zburzonym wale grodu biskupiego zbudowano świątynię pogańską – drewno zachowało się tak dobrze, że jego datacja wykazała datę 1031 roku. Wszystko się zgadza.
A ile tych kościołów mogło wówczas być?
Niewiele, tych kamiennych zaledwie kilka. Były pewnie też kościoły drewniane, ale niemożliwa jest ich lokalizacja.
W tych trudnych czasach miałby panować, jak twierdzą niektórzy badacze, Bolesław Zapomniany?
Ta postać pojawia się w Kronice Wielkopolskiej z XIV wieku. Jej autorzy nie dysponowali żadnymi pewnymi informacjami. Wiedzieli natomiast, że wcześniej na przemian nadawano imiona Mieszko i Bolesław. Tutaj była luka – Mieszko II, a potem Kazimierz Odnowiciel. Podejrzewam, że kronikarze zrobili nieopatrznie Bolesława, zwanego Okrutnym, z Bezpryma, który został w końcu wypędzony.
Po drugie przydomek okrutny został wzięty z Czech, gdzie rządził Bolesław Srogi (po czesku „ukrutny”). To, że Mieszko II mógł nazwać swego pierworodnego syna Bolesławem – bardzo możliwe. Tylko, że on mógł on nie dożyć wieku dorosłego. Znaczna liczba dzieci umierała wówczas za młodu. Był za to z całą pewnością Kazimierz, który jednak nie mógł koronować się na króla. Insygnia królewskie wywiozła z Polski wcześniej jego matka, Rycheza.
Za to inny król Polski, Bolesław Szczodry, był „bohaterem” czarnej legendy. Zasłużył na nią?
Podobnie jak jego pradziad, prowadził wojny ze wszystkimi sąsiadami. Bardziej jest jednak znany z zatargu z biskupem krakowskim Stanisławem. Gall napisał, że hierarcha okazał się zdrajcą. Prawdopodobnie chodziło o zakres władzy, o to, kto był ważniejszy. Faktem jest, że biskup został zabity, wkrótce zaczął się jego kult. Bolesław został wypędzony, musiał pokutować. Tron przejął jego młodszy brat Władysław Herman.
Godne odnotowania, że w dynastii wczesnopiastowskiej nad wyraz często występował problem przekazania władzy, bo zawsze była grupa pretendentów do tronu. Chrobry miał dwóch przyrodnich braci, których od razu wypędził. Po jego śmierci mieliśmy Mieszka II, Bezpryma i najmłodszego Ottona. Potem był Kazimierz Odnowiciel (jeden kandydat), ale po Hermanie mamy znowu dwóch – Zbigniewa i Bolesława.
Konflikty dynastyczne trwały, ale linia piastowska utrzymała się na tronie. Legenda „władców przyrodzonych”, jak to napisał Gall, była tak silna, że właściwie nie było dyskusji, że Polską może rządzić ktoś z innego rodu. To Piastowie rozstrzygali wszystko między sobą.
Skąd się wzięło i jak odczytywać imię Mieszko?
Językoznawcy nie wiedzą, co oznacza. To imię zupełnie nowe, przeciwnie do typowo słowiańskich, np. Bolesława czy Władysława. W źródłach saskich pisano „Misico” czy „Misica”, co uważam za transkrypcję imienia, którego proweniencji można szukać w Biblii. Z kolei żydowski podróżnik Ibrahim Ibn Jakub pisał o władcy bez użycia samogłosek - „Mszkh”. Dotąd wszyscy rozwijali ten zapis na Meszko, Mieszko. Ale np. w Starym Testamencie jest władca Meszek z rodu Jafeta. To imię, które zostało wtórnie spolszczone, wywodzi się zatem prawdopodobnie z tradycji biblijnej.
Jest jeszcze kwestia tajemniczego dokumentu „Dagome Iudex”, spisanego w Rzymie najpewniej w roku 992, czyli w roku śmierci Mieszka. Niektórzy łączą z nim skandynawskie imię Dagobert. Gdybyśmy mieli jakieś znaleziska archeologiczne, można by to wszystko powiązać. Ale nie mamy.
Jeszcze jeden stary spór. O to, które miasto było pierwszą stolicą Polski?
Ta dyskusja trwa już dobrych kilkadziesiąt, jeśli nie sto lat. Spór głównie między Gnieznem a Poznaniem o palmę pierwszeństwa podzielił polskich badaczy. Napisałem kiedyś, że właściwie powinno się przerwać tę dyskusję, bo nie było wówczas czegoś takiego, jak stolica. W żadnym państwie – może z wyjątkiem Bizancjum, którego sercem był Konstantynopol, czy też Kalifatu Kordobańskiego ze stolicą w Kordobie. To były jednak zupełnie inne cywilizacje.
Z punktu widzenia archeologii, najstarszym, centralnym grodem był Poznań. Zbudowano go w końcu lat 20. X wieku i tam były pierwsze inwestycje w monumentalną architekturę kamienną. Tam prof. Hanna Kóčka-Krenz odkryła palatium, czyli kamienny pałac i przylegającą doń małą kapliczkę. W sąsiedniej części grodu poznańskiego zaczęto pod koniec życia Mieszka I budować ogromną katedrę – jej patronami są święci Piotr i Paweł. Świątynia do dziś tam stoi, aczkolwiek w innej wersji. Takie budowle na miarę europejską były tylko w Poznaniu.
A chrzest w Gnieźnie?
Nie mamy pojęcia, gdzie. Nie dysponujemy źródłami. Nie wiadomo też do końca kiedy. Nawet data 966 nie jest pewna. Thietmar pisał, że może wtedy, a może w 968 roku. A to wówczas właśnie, dwa lata po 966 roku, przybył do Polski biskup Jordan. Nasze roczniki powstały dopiero w połowie XI wieku, czyli prawie 100 lat po fakcie, więc trudno uznać je za w pełni wiarygodne.
Zapewne Mieszko ochrzcił się około Wielkanocy, ale podawanie szczegółowych dat to spekulacje. Z drugiej strony trudno kontestować jednak datę 966, bo się już do niej przyzwyczailiśmy.
Na dodatek za rok mamy kolejną ważną rocznicę, 1050-lecie „chrztu” Polski.