Pisząc, że Tatarów trzeba deportować z Polski, bo to “zupełnie inna cywilizacja”, Dominik Zdort udowodnił, że cywilizacyjnie najbliżej mu do islamskich fundamentalistów. Wstyd, że on i drukująca go redakcja traktują jak piątą kolumnę tych, którzy przez 600 lat wiernie służyli Rzeczypospolitej, bronili jej niepodległości, a dziś są wzorem patriotyzmu i zaporą przed radykalizmem.
Popis niewiedzy
“Dokąd deportować Tatarów”, “Jeśli żyjąc wśród chrześcijan nie nawrócili się, to może jest się czym niepokoić”, “Mam nadzieję, że opiekują się nimi służby, to to jednak zupełnie inna cywilizacja”. Na tekst Zdorta, w którym padają takie sformułowania, można odpowiedzieć wieloma epitetami. Robią to internauci, nazywając dziennikarza "prawicowym przygłupem" i generalnie traktując z dużym przymrużeniem oka.
Problem jest jednak zbyt poważny, by zbyć go żartami czy wyzwiskami. Oto dziennikarz dużego ogólnopolskiego dziennika wykazuje się zadziwiającą ignorancją, którą dzieli się z czytelnikami i która wzmacnia paranoję u myślących podobnie. Ze sposobu, w jaki patrzy na Tatarów, można wnioskować, że nigdy żadnego nie spotkał, z żadnym nie rozmawiał, a swoją "wiedzę" opiera wyłącznie na kilku faktach z historii i stereotypach o muzułmanach. Nie przeszkadza mu to, by zatruwać dyskusję o terroryzmie i islamie w Europie stekiem uproszczeń i bzdur – takim, który zakrawa na propagowanie nienawiści wobec Tatarów.
Dlatego też warto, by krok po kroku przeanalizować jego tekst. Rozprawić się z nim dając Zdortowi i jemu podobnym lekcję "wiedzy o Tatarach". Lekcję, którą przyswoić powinien każdy, kto wypowiada się o rodzimych muzułmanach w szerszym kontekście islamu i zagrożenia terroryzmem.
Zdrada czy lojalność
Zdort szczerze przyznaje, że osobiście nie czuje "jakiejkolwiek więzi cywilizacyjnej" z Tatarami m.in. dlatego, że urodził się i wychował w środkowej Polsce, gdzie trudno ich spotkać. Zaznacza co prawda, że słyszał o ich wieloletniej lojalności wobec kraju, ale zaraz dodaje, że uczono go w szkole, iż przed laty obecność muzułmanów w naszym wojsku "wywoływała ogromną niechęć Zachodu do ówczesnego państwa polskiego".
Wymienia też inne wypadki, które mają świadczyć o tym, że rola Tatarów w historii Polski nie jest wcale tak pozytywna, jak mogłoby się wydawać.
Najlepiej odnieść się do tego przypominając, skąd wzięli się u nas Tatarzy. Pierwsi tatarscy osadnicy pojawili się w XIV wieku, kiedy książę Witold zaczął sprowadzać ich na Litwę – dając im ziemię i wolność wyznania w zamian za służbę w wojsku. To był początek. W kolejnych latach Tatarzy rozprzestrzenili się po kresach dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a ich liczba wynosiła nawet 20 tys. (dziś 4,5 tys.). Znani z kunsztu walki zaczęli coraz częściej pojawiać się w polskim wojsku i wykazywać się lojalnością. Brali udział we wszystkich wojnach toczonych przez Polskę aż do 1939 roku. Walczyli m.in. z Zakonem Krzyżackim, Rosją, Szwecją, a nawet z Turkami, czyli swoimi braćmi w wierze.
Zdort przypomina marginalne epizody, które powinny ginąć w ogólnym obrazie wiernej służby Rzeczpospolitej. Tak było z "buntem Lipków", który miał miejsce w 1672 roku, przed wojną z Turcją. Wtedy tatarskie chorągwie rzeczywiście zbuntowały się, bo nie wypłacano im żołdu. Zdort nie dodaje już jednak, że dwa lata później Tatarzy wrócili do wojska króla Jana Sobieskiego. Sejm uchwalił też dla nich amnestię.
Trudno zrozumieć, w jaki sposób te wydarzenia sprzed kilku wieków miałyby przemawiać za deportacją Tatarów. Tego dziennikarz "Rz" nie wytłumaczył.
Miękki islam
Jeśli chodzi o kilka tysięcy Tatarów, którzy dziś mieszkają w Polsce, Zdort wykłada się już na całej linii. Jego argumentacja jest mniej więcej taka – każdy muzułmanin to potencjalny terrorysta, więc dlaczego z Tatarami miałoby być inaczej? Jaką mamy pewność, że wśród Tatarów nie wychowa się następny radykał czy nawet terrorysta? - pyta.
"Nie jest tajemnicą, iż bogate państwa arabskie tworzą swoje lobby, wspierają muzułmanów w Europie, finansują tu budowę meczetów i kształcą islamskich duchownych" – pisze. Przekonuje też, że najsłynniejszy polski imam Ahmad Tomasz Miśkiewicz "studiował teologię i uczył się arabskiego" na uniwersytecie w Medynie. "A pewnie nie on jedyny spośród polskich Tatarów przeszedł różnego rodzaju treningi i szkolenia w krajach arabskich".
Prawdziwy absurd. Okazuje się, że w ocenie Zdorta dyskwalifikujący jest już sam fakt, że islamski uczony studiuje teologię i uczy się języka na arabskiej ziemi. Trudno z tym dyskutować – nawet w tyradach największych islamofobów taki wniosek nie pada. To samo tyczy się finansowania meczetów przez "lobby". Akurat w przypadku Tatarów nikt o tym nie słyszał. Publicysta nie zająknął się nawet o źródle tej rewelacji.
Cała reszta przekazu Zdorta opiera się na totalnym niezrozumieniu specyfiki polskiej społeczności Tatarów. Rozważania o ich radykalizacji trzeba włożyć między bajki, bo prawda jest taka, że stanowią oni przykład "europeizacji muzułmanów" w najlepszym wydaniu – takim, które chciałyby widzieć kraje Zachodu chętnie przyjmujące wyznawców islamu. Tatarzy są zasymilowani językowo i kulturowo, a religię zachowują w przestrzeni prywatnej.
Poza tym to w większości nawet bardziej zagorzali wrogowie radykalnego islamu niż "niewierni". Jeśli ktoś wzywa do wewnętrznych reform, to oni. Wystarczy przypomnieć chociażby nasz wywiad z Tatarem Selimem Chazbijewiczem, który mówił, że "cała obyczajowość muzułmańska, w tym ubiór kobiet i sposób ich traktowania przez mężczyzn, to wymysł prymitywnych średniowiecznych teologów".
W tych słowach trzeba szukać prawdy o polskich Tatarach. Nie w twórczości Zdorta, który nie tylko nie czuje "więzi cywilizacyjnej" z polskimi muzułmanami, ale i utracił więź z logiką i wiedzą. A co gorsza, dał temu wyraz publicznie.
Zdaję sobie sprawę, jak ważne były chorągwie tatarskie w XVII-wiecznej Rzeczypospolitej, w wojnach z Rosją i Szwecją, ale nie potrafię zapomnieć o tym, że część oddziałów tatarskich zdradziła Polskę i przystąpiła do armii szwedzkiego króla Karola Gustawa. I pamiętam o tzw. buncie Lipków, Tatarów, którzy opuścili polską armię i przeszli na stronę turecką.