
Prześcigające się w wieszczeniu rychłej wielkiej wojny w Europie media w ubiegłym tygodniu praktycznie nie zauważyły faktu, który pozwala przypuszczać, że konflikt na Ukrainie ucichnie szybciej niż wszyscy moglibyśmy się tego spodziewać. Dlaczego? Bo Rosja coraz silniej odczuwa zagrożenie ze strony Państwa Islamskiego, w którym ochotnicy z Zachodu to zaledwie garstka przy grupie tych islamistów, którzy legitymują się rosyjskim paszportem.
Gdy tuż po Nowym Roku Polski Instytut Spraw Międzynarodowych publikował jedną z pierwszych poważnych międzynarodowych analiz wskazujących na skalę zagrożenia, które dla Rosji stanowi Państwo Islamskie, eksperci cytowali dane rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa, z których wynikało wówczas, że po stronie ISIS było "jedynie" od 400 do 800 naszych wschodnich sąsiadów.
Bo choć islamiści grożą, że rozpoczną wkrótce marsz na Rzym, to o wiele łatwiej niż pokonanie Morza Śródziemnego przyjdzie im niepostrzeżony powrót na Kaukaz. Bo panujący tam w minionym roku relatywny spokój wynikał tylko i wyłącznie z tego, że najbardziej krewcy Czeczeni, Dagestańczycy i Ingusze wyjechali na Bliski Wschód. A pozostali skłócili się o wsparcie dla Państwa Islamskiego.
Kilku wysokich rangą dowódców z Dagestanu i Czeczenii wypowiedziało posłuszeństwo emirowi Ali Abu Muhammadowi i złożyło przysięgę kalifowi Ibrahimowi – samozwańczemu przywódcy Państwa Islamskiego. Efektem tych wydarzeń będzie poważne osłabienie Emiratu Kaukaskiego i pojawienie się na Kaukazie ugrupowań zbrojnych uznających formalnie zwierzchnictwo PI, lecz faktycznie działających niezależnie. Nie grozi to co prawda wybuchem konfliktu zbrojnego na dużą skalę, zwiększa jednak prawdopodobieństwo nowej fali zamachów terrorystycznych w Rosji i brutalizacji działań kaukaskich mudżahedinów.
Ekspert OSW wskazuje bowiem, że powrót tysięcy obywateli Rosji walczących dla ISIS nie będzie oznaczał tylko nowego problemu na Kaukazie, który zawsze okazywał się wyjątkowo miękkim podbrzuszem "imperium" rządzonego z Kremla. Islamiści pod flagą Państwa Islamskiego pójdą prawdopodobnie dalej i za cele ataków obiorą nie tylko Grozny, czy Machaczkałę. Równie dobrze mogą uderzyć w Moskwę lub ukochany przez Władimira Putina Sankt Petersburg.
Na skalę tego zagrożenia zwracają uwagę w swoich analizach także Anna Maria Dyner i Kacper Rękawek z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Według nich, przyciągająca rzesze wyznawców Islamu z całego świata idea powołania XXI-wiecznego wielkiego kalifatu dla Rosji stwarza szczególe zagrożenie.
Silnie oddziałuje ona na rosyjskich obywateli zamieszkałych w zdominowanych przez islam republikach Kaukazu Północnego, zwłaszcza Czeczenii i Dagestanie, a nawet Tatarstanie, co może prowadzić do wewnętrznej destabilizacji tych podmiotów Federacji, które niedawno doświadczały wielu aktów islamistycznego terroru.
