
Doktor Magdalena Ogórek ma wykształcenie i warunki fizyczne, by dobrze zaprezentować się w kampanii wyborczej. Ma świetną figurę, symetryczną twarz, urzekający uśmiech, długie włosy, zgrabne nogi – wszystko, o czym marzą kobiety (i mężczyźni też). Jeśli tylko te przymioty miałyby decydować o wynikach wyborów prezydenckich, Magdalena Ogórek wygrałaby je w cuglach. Diament? Tak, ale fatalnie „oprawiony”.
REKLAMA
Nie potrzeba doktoratu, żeby zauważyć, że przedwyborcza wizyta na bazarze, to nie spacer po wybiegu. Biały płaszcz w stylu marki La Mania aż kłuje w oczy na tle szarych, tanich i nijakich kurtek. Można by pomyśleć, że oto do „rezerwatu przeciętności” przyjechała spragniona „egzotyki” zagraniczna gwiazda! Joanna Krupa polityki, a nie wysunięta przez lewicową partię kandydatka na najwyższy urząd w państwie!
Takie stylizacje przecież nijak nie przystają do wartości, które SLD reprezentuje, i na które się od zawsze powołuje. Stroje dr Magdaleny Ogórek wyglądają na drogie, wręcz luksusowe, a ona sam wygląda w nich na panią domu z podwarszawskiego Konstancina-Jeziornej – oazy milionerów. Czyżby porozumiewawcze mrugnięcie okiem do wyborców kawiorowej lewicy? Bo jeśli nie to, to chyba już tylko sabotaż...
A przecież Magdalena Ogórek mogłaby wygrać wszystko, gdyby tylko postawiła na – tak miłą lewicowemu sercu – prostotę. Futerka, płaszczyki i kołnierzyki tylko odciągają uwagę od tego, co najważniejsze – poglądów dr Ogórek – i kierują dyskusję o jej osobie na ślepo zakończone tory.
Co w takim razie zrobić? Chyba już za późno na cokolwiek, ale ku przestrodze warto zauważyć, że wystarczyło wziąć za wzór obecne w polityce od lat kobiety. Pozytywnych przykładów nie brakuje. Kogo mam na myśli? To już zadanie dla spindoktorów dr Ogórek, którzy ewidentnie nie odrobili pracy domowej. Bo gdyby się do niej przyłożyli, mielibyśmy nowoczesną i piękną kandydatkę na miarę nowoczesnej lewicy, a nie przypadkową w tej roli „paprotkę”.