Do swojego nowego programu „Skandaliści” zaprosiła Jerzego Urbana. Ten przyszedł przebrany za biskupa. I zapalił na wizji papierosa. Na autorkę programu Agnieszkę Gozdyrę spłynęła fala krytyki. „Upadek”, „dno”, „Celebrity Splash” publicystyki – pisze część dziennikarzy. Krytykują i zaproszenie do programu Jerzego Urbana, i formułę programu. Co na to gwiazda Polsat News?
Zaprosiła Pani do „Skandalistów” Jerzego Urbana, bo jest kontrowersyjny czy dlatego, że to błyskotliwy rozmówca?
Zdecydowanie z tego drugiego powodu. Wybierając gości nie kieruję się powszechnymi gustami. Wiem, że żyjemy w kraju, gdzie stadne myślenie nakazuje dużej grupie ludzi pewnych osób nie zapraszać, nie podawać im ręki czy czuć do nich mniej czy bardziej udawaną obrazę. Staram się takimi gustami nie kierować, zarówno przy „Tak czy nie”, jak i „Skandalistach”. Wiele razy byłam krytykowana za zapraszanie osób, które zdaniem wielu nie powinny być zapraszane. Ja nie mam takiego kryterium. Nie mam listy osób, które należy zapraszać i takiej, których zapraszać nie należy. Kieruję się własnym instynktem i pomysłami.
Artur Zawisza po raz kolejny zachował się u Pani w programie nieładnie – w „Tak czy nie” obrażał Rafalalę, w „Skandalistach” – Urbana. Nastawia się Pani na konfrontację, nie na rozmowę?
Rozmowa jest konfrontacją. Możemy uprawiać zawody w mówieniu równoległym i zapraszać osoby, które się ze sobą zgadzają, więc jest miło i sympatycznie. Nie będę tego krytykować, jest to jakiś format. Tu formuła jest inna. Obaj panowie doskonale wiedzieli, kto będzie drugim gościem w programie. Chcieli rozmawiać, chcieli siedzieć obok siebie.
Poza tym nie sądzę, żeby Jerzego Urbana można było obrazić, bo sama po sobie wiem, że to głównie od nas zależy, czy ktoś nas obrazi, czy nie. Jedni są bardziej obrażalscy, drudzy mniej. Ja należę do tej drugiej kategorii. To także kwestia wykształcenia w sobie odporności i wyhodowania grubej skóry.
A propos grubej skóry – często znajduje się pani pod ostrzałem krytyki, często pozamerytorycznej. „Skandalistów” niektórzy dziennikarze określają jako „Celebrity Splash” polskiej publicystyki. To Panią bawi? Razi? Dołuje?
Już jakiś czas temu wyrobiłam sobie postawę, żeby robić swoje. Jeśli ktoś mnie prosi o komentarz – mówię, co myślę. Ale staram się nie odnosić personalnie, by nikogo nie dotknąć. Pierwszą rzeczą, jaką powinnyśmy robić w naszym zawodzie, jest zajęcie się własną robotą. Staram się to robić na co dzień.
Jakiejś fali hejtu się spodziewałam, bo wiem, w jakim kraju żyję i zdaję sobie sprawę, w jakiej branży pracuję. Mam świadomość, że jeśli pojawia się coś nowego, co burzy schematy, to wywołuje jakiś opór. Od soboty spływają na mnie obelgi – zostałam już „kurwą”, „dziwką”, „szmatą” i otrzymałam życzenia śmierci.
Inni gratulują.
Dostaję mnóstwo e-maili i wpisów na Twitterze, z których wynika, że wiele osób na taki program czekało. Że łamie sztampę. Oraz że ci, którzy go krytykują, nie bardzo rozumieją to, co oglądają. I tu chyba dochodzimy do sedna. Być może krytycy zapomnieli, jaki jest tytuł programu oraz że polega na przełamywaniu schematów.
Chodzi o prowokację?
O zmuszenie do myślenia w inny, nietypowy sposób. I tak – czasami będą to takie rzeczy, maski i gesty, które będą budzić protest. Tak będzie.
Skoro o maskach i przebraniach mowa. Ta kilka razy opadła – kiedy Jerzy Urban mówił o swojej żonie czy kiedy z uwagą słuchał tego, co ma do powiedzenia na jego temat Andrzej Rozenek.
Taki jest cel programu. Janusz Korwin-Mikke też uparcie powtarzał, że on nie jest człowiekiem, tylko politykiem, ale w którymś momencie został przeze mnie złapany i przyznał, że ludzkie cechy jednak ma. Dlatego zawsze na początku programu mówię, że będziemy się starali zdzierać maski. Wiem, że przyjdą ludzie, którzy są mega inteligentni, bardzo biegli w chowaniu się za tymi maskami, dlatego zawsze będę ich starała się prowokować do tego, by pokazali swoje prawdziwe oblicze. Jerzy Urban i Janusz Korwin-Mikke też mają ludzkie odczucia. Ten znienawidzony przez Polaków Urban był kiedyś bardzo zakochany i musiał bardzo starać się o swoją żonę.
Jeśli maski, to i szczerość. Także ta w obnażaniu poglądów przez dziennikarzy. To jeden z powodów, dla których jest Pani krytykowana o określana jako „nieobiektywna”, między innymi przez Cezarego Gmyza.
Ciekawe, że akurat on to mówi. Bo on przecież żadnych poglądów nie ma i nigdy nie daje im wyrazu.
Myślę, że w Polsce myli się dwie rzeczy – obiektywizm i posiadanie poglądów. To, że każdy myślący człowiek ma poglądy, to jest abecadło. Posiadanie poglądów i ich ujawnianie nie jest kwestią tego, że ktoś jest nieobiektywny. Chodzi o zapraszanie do programu ludzi o odmiennych punktach widzenia, dawanie im możliwości wypowiedzenia się, walki na argumenty. To jest kwestia obiektywizmu, zaś udawanie, że ktoś nie ma poglądów, jest nieszczere wobec widza.
W Polsce być może bierze się to z obciążenia komunizmem, kiedy media były w służbie, może dlatego cały czas nie potrafimy się z tego wyzwolić. Wydaje nam się, że jeśli ktoś prezentuje jakieś poglądy, to jest w służbie PO czy PiS-u. Nie – jedni są bardziej konserwatywni, inni liberalni. To, że ja jestem określana jako osoba o liberalnych poglądach nie oznacza, że sprzyjam tej czy innej partii. To kwestia zbioru poglądów. Niebezpieczne, że to wszystko nam się miesza. Ja świadomie zdecydowałam się na publicystykę, a nie czytam serwisów informacyjnych – publicystyka to gatunek z definicji subiektywny.
Napisała Pani na Twitterze, że zrobiłaby wywiad z Goebbelsem i Hitlerem. I znowu – fala oburzenia.
To hipokryzja. Gdyby żył Hitler czy Goebbels, wszyscy staliby w kolejce. Oriana Fallaci starała się o wywiady z największymi dyktatorami. To kwestia otwartości myślenia i zerwania ze schematami, do czego zawsze będę namawiać.