
Swoją przygodę z eksploracją miejsc zapomnianych, zwaną inaczej urban exploration, bądź urbexem, zacząłem trzy lata temu. Przeglądałem fora oraz strony internetowe w poszukiwaniu jednego, ciekawego motywu do zdjęć. Zaintrygowały mnie znalezione w internecie fotografie mrocznych, ciemnych zakamarków starej fabryki. Od tamtej chwili wiedziałem, co chcę robić, co będzie moim motywem przewodnim.
REKLAMA
Nie minęło dużo czasu, kiedy wyruszyłem na moją pierwszą, samotną wówczas eksplorację do opuszczonej ciepłowni przy bocznicy PKP w moim rodzinnym mieście. Do dziś pamiętam tę wyprawę. Był to typowy jesienny, pochmurny dzień, który dodatkowo budował klimat całej eksploracji. Tego dnia zrozumiałem, że to jest to, co chcę robić – zwiedzać i uwieczniać piękno miejsc, których czas dawno przeminął, o których już zapomniano.
Wtedy również podjąłem inną, ważną decyzję. Postanowiłem wykonywać zdjęcia wyłącznie... telefonem. Na początku robiłem je Nokią 808 PureView, ale obecnie, od niemal roku, fotografuję Nokią Lumia 1020 na statywie.
Wielu pewnie zada pytanie, dlaczego wybrałem z pozoru tak prosty aparat, mogąc nabyć nawet najprostszy „kompakt”. Głównym powodem była mobilność – któż z nas, w dzisiejszych czasach nie nosi ze sobą smartfona? Kolejnym, nie mniej ważnym, powodem była chęć udowodnienie ludziom, że nawet telefonem można wykonać dobrą fotografię, ponieważ jestem zdania, że to człowiek robi zdjęcia, a nie aparat. Postanowiłem założyć projekt Fotokomórka, mający na celu przybliżyć tematykę fotografii mobilnej.
Miałem już jasno wytyczony cel – chcę zwiedzać i fotografować telefonem miejsca niedostępne dla większości, o istnieniu których, często wie tylko garstka ludzi. Wiele osób fotografuje piękne krajobrazy, naturę czy bardzo popularne zabytki. Ja postanowiłem pokazać ludziom, że z pozoru brzydkie i zaniedbane budynki mogą fascynować i budzić emocje. Mało kto zdaje sobie sprawę, że w murach tych miejsc kryje się kawał naszej historii, nierzadko legendy i tajemnice. Staram się poznać przeszłość danego miejsca, poczuć klimat tamtych lat, kiedy obiekt tętnił życiem.
Bardzo często, dzięki pozostawionym przez ludzi dokumentom, zdjęciom czy innym pamiątkom, można starać się zobaczyć w wyobraźni czasy świetności konkretnego miejsca. Bywają sytuacje, kiedy ciężko jest mi wyobrazić sobie, że ruiny pałacu, które zwiedzam, zamieszkiwała lata temu rodzina magnatów, a w zniszczonej sali operacyjnej byłego szpitala, wykonywane były zabiegi chirurgiczne... Niekiedy jedynym sposobem uzmysłowienia sobie, jak dużemu zniszczeniu uległ budynek, jest porównanie stanu obecnego ze zdjęciami archiwalnymi, których często szukam w internecie.
Najchętniej odwiedzam wszelkiego rodzaju obiekty industrialne: browary, zakłady przemysłowe, kotłownie, młyny czy kopalnie. Dostrzegam swoiste piękno tych miejsc, gąszcz rur, zaworów, liczników. To wszystko tworzy nierozerwalną całość i buduje przerażający, postapokaliptyczny klimat, rodem z gry komputerowej czy filmu katastroficznego. Interesują mnie również opuszczone kompleksy medyczne, m. in.: szpitale, przychodnie oraz prosektoria.
Muszę przyznać, że zwiedzanie tego typu miejsc jest szczególnie emocjonujące, zwłaszcza gdy przekracza się próg sali operacyjnej czy pomieszczenia ze stołem sekcyjnym, gdzie panuje przerażająca cisza. Tak na prawdę to gotowa scenografia dla większości horrorów. Dreszczu emocji dodają również mrożące krew w żyłach historie odwiedzanych miejsc, w których zdarzały się niekiedy wielokrotne morderstwa. Do najciekawszych miejsc, jakie widziałem, z pewnością mogę zaliczyć: opuszczone więzienie, cmentarzysko samolotów, porzucone zabytkowe samochody, salę balową czy niemiecki szpital wojskowy.
Początkowo zwiedzałem w pojedynkę i zaczynałem od stosunkowo łatwych do zdobycia obiektów w mojej okolicy. Swoją pasją starałem się zarazić znajomych, jednak z miernym skutkiem. Kiedy odwiedziłem wszystkie znane mi miejsca, zacząłem szukać kolejnych celów wypraw w internecie. Przekopywałem różnego rodzaju serwisy, fora i blogi poświęcone opuszczonym miejscom. Z perspektywy czasu i obecnego doświadczenia muszę przyznać, że jest to dość skuteczny sposób na odkrycie nowych obiektów, choć nie jedyny.
Jednak samotne zwiedzanie wiązało się z niezwykle dużym ryzykiem, gdyż w razie wypadku nie byłoby nikogo kto mógłby mi pomóc, a zaznaczyć trzeba, że eksploracje są niebezpieczne. Zacząłem zatem szukać na forach i portalach społecznościowych ludzi, których również fascynują przygody i zwiedzanie zapomnianych miejsc. Okazało się, że takich zapaleńców jak ja, jest całkiem sporo. Obecnie eksploruję w stosunkowo małej grupie, w której dobrze się znamy i regularnie wyjeżdżamy w teren. Z pełnym przekonaniem muszę przyznać, że gdyby nie zamiłowanie do urbexu, nie poznałbym tylu wspaniałych ludzi, dzięki którym każdy wyjazd to przygoda.
Eksploratorzy miejsc opuszczonych bardzo często, niesłusznie, posądzani są o wandalizm i niszczenie budynków. Od razu muszę zaznaczyć, iż ktoś, kto kocha zwiedzanie tego rodzaju obiektów, nigdy nie przyczyni się do jego dewastacji. Sam mam niezwykły szacunek do miejsc opuszczonych. Mimo iż spędziłem dziesiątki godzin na poszukiwaniach celów wypraw, przejechałem tysiące kilometrów i zobaczyłem ponad setkę różnego rodzaju budynków w Polsce i Europie, to uważam, iż jest to dopiero początek przygód. Moim największym marzeniem, a zarazem planem na ten rok jest wycieczka do zamkniętej strefy w Czarnobylu.
Więcej zdjęć autorstwa Bartosza Malaka można znaleźć na stronie lub fanpage'u.