
“Bolszewicy wolność od rodziny i tradycji zamieniali na służbę partii i państwu. A na co zamieniają “odzyskaną” wolność współczesne single? Na zaspokojenie materialnych pragnień? Na spełnienie seksualnych fantazji?” – pyta na łamach weekendowej “Rzeczpospolitej” publicysta Konrad Kołodziejski.
Dziś wolność – i to nie tylko na Zachodzie – nie jest zobowiązaniem, lecz wyłącznie prawem. I to prawem niepodzielnym. O ile kiedyś wolnym człowiekiem nazywano kogoś, kto dzielił się swoją wolnością z innymi, o tyle dziś wolnym człowiekiem jest ten, kto gotów jest zniewolić siebie i wszystkich innych, byleby tylko zagarnąć jak najwięcej.
Singiel, żeby być szczęśliwym singlem, musi się ciągle utwierdzać w przekonaniu, że postępuje słusznie. W przeciwnym razie stanie się zwykłym singlem albo – co jest już nawet gorsze od założenia rodziny – stoczy się do pozycji starego kawalera albo starej panny. Dlatego nie wystarczy mu obojętność, on musi z gorliwością neofity walczyć z rodziną na każdym niemal kroku.
To trochę tak jak w przedszkolu, gdzie każdy opowiadał wychowawczyni, kim chce zostać w przyszłości. Ja chciałem być reżyserem filmów przyrodniczych. Jakoś nim nie zostałem. Czy mam teraz żałować, że się nie zrealizowałem? W pewnym wieku człowiek mądrzeje. Albo i nie. (...) Dziś jednak człowiek namawiany jest do tego, aby nigdy nie mądrzał. Szczęśliwe single – bo o nich oczywiście ciągle mowa – twierdzą najczęściej, że zdecydowały się na samotne życie, bo dzięki niemu zdołają się zrealizować.
