W poniedziałek Władimir Putin pojawił się publicznie w Petersburgu, ucinając tym samym plotki mówiące o własnej śmierci. Prezydent Rosji wystąpił przed dziennikarzami po raz pierwszy od 5 marca. W Petersburgu Putin spotkał się z prezydentem Kirgistanu Ałmazbekiem Atambajewem.
Odnosząc się do medialnych spekulacji, Putin powiedział reporterom, że "życie bez plotek byłoby nudne". Atambajew zapewnił zaś dziennikarzy, że gospodarz spotkania jest w "znakomitej formie".
W niedzielę Rosjanie mogli zobaczyć Putina w filmie "Krym. Droga do ojczyzny", który wyemitowano w związku z rocznicą anektowania Krymu. Film został jednak przygotowany wcześniej, więc nie uciszył plotek mówiących o złym stanie zdrowia prezydenta Rosji.
"Mogliśmy postawić siły jądrowe w stan gotowości"
W filmie Putin przyznał, że podczas kryzysu krymskiego rozważał możliwość postawienia w stan gotowości sił atomowych Rosji.
– Byliśmy na to gotowi. Rozmawiałem z kolegami i mówiłem im, że to nasze historyczne terytorium, mieszkają tam Rosjanie, znaleźli się oni w niebezpieczeństwie, nie możemy ich zostawić. Nie my przeprowadziliśmy zamach stanu, zrobili to nacjonaliści i ludzie o radykalnych przekonaniach. Popieraliście ich. Ale gdzie jesteście? Tysiące kilometrów stąd? A my tutaj. To nasze ziemie. O co chcecie tam walczyć? Wiecie? A my wiemy. Jesteśmy na to gotowi – oznajmił Putin.
"Zamachem w Kijowie kierowały USA"
W filmie mówiono również o roli, jaką w kryzysie ukraińskim odegrały Stany Zjednoczone. Putin stwierdził, że na Ukrainie miał miejsce przewrót zbrojny, którym kierowali „nasi amerykańscy przyjaciele”.
– Pomagali szkolić nacjonalistów, w tym ich grupy zbrojne, w zachodniej Ukrainie, Polsce i do pewnego stopnia na Litwie. Ułatwili przeprowadzenie zbrojnego przewrotu – oświadczył prezydent Rosji.
Putin dodał, że po tym, jak w Kijowie doszło do nacjonalistycznego przewrotu, Kreml nie miał wyjścia, musiał pomóc mieszkańcom Krymu.
– Nie mogliśmy pozostawić tego terytorium i ludzi tam mieszkających na pastwę losu, rzucić pod walec nacjonalizmu. I postawiłem określone zadania, powiedziałem, co i jak będziemy robili. Od razu zastrzegłem, że będziemy to robić tylko wtedy, gdy będziemy absolutnie przekonani, iż chcą tego ludzie mieszkający na Krymie – tłumaczył prezydent.