Fot. Maciej Zienkiewicz/ Agencja Gazeta

Jednio z najgorętszych nazwisk w polskiej modzie. Znany i kochany przez gwiazdy projektant, Tomasz Ossoliński sam o sobie zwykł mówić, że "jest tylko skromnym krawcem". Widać, skromność i kunszt idą w parze, bo Ossoliński udowodnił, że ma talent nie tylko do tworzenia najpiękniejszych ubrań. Projektant po raz drugi został zaproszony do współpracy przez markę Gino Rossi. Rodzima firma ze Słupska jest uznanym producentem eleganckiego i codziennego obuwia damskiego i męskiego, przykładając dużą wagę do wzornictwa, dekoracyjnych detali oraz najlepszych jakościowo skór i materiałów. Jej wyroby od lat cieszą się renomą nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Efektem współpracy Gino Rossi i Tomasza Ossolińskiego jest nowa kolekcja wiosna/lato 2015 utrzymana w klasycznych klimatach, ale z nutą szalonego rock'n'rolla i domieszką stylu boho. Znany projektant skupił się zwłaszcza na mężczyznach. Zapytaliśmy go więc m.in. dlaczego panom ciężko "upolować" dobre buty i co porabia, odpoczywając w Londynie.

REKLAMA
Podobno pierwsze spodnie uszły Pan w wieku 8 lat...
(śmiech) Ojejku, będziemy wspominać wszystkie stare historie?
Nie, bynajmniej. Chciałam zapytać, jakie ma Pan rady dla młodych, którzy dzisiaj marzą o karierze projektanta. Teraz łatwiej czy trudniej o sukces w tej branży?
Mamy internet, świat się skurczył i dziś jest naprawdę o wiele łatwiej. A dobra rada? Po pierwsze wyjechać, po drugie wyjechać i - powtórzę to jeszcze raz - wyjechać gdzieś za granicę. Trzeba szukać dalej, poza Polską. Wszystkie możliwości, które daje nam dzisiejszy świat: to, że możemy uczyć się, poznawać i studiować modę, praktykować za granicą - to jest fantastyczne dla młodych ludzi. I oni absolutnie powinni z tego korzystać.
Dlaczego zdecydował się Pan na współpracę z marką Gino Rossi? Kto kogo znalazł?
Ta współpraca jest efektem dwóch rzeczy. Pierwsza to fakt, że ja autentycznie nigdy nie mogłem znaleźć butów dla siebie. Takich, w których dobrze bym się czuł. Pomyślałem, że jeśli jest sposobność, aby produkować w Polsce dobre buty i sprzedawać je w swoim atelier - to czemu nie? Ja daję tej kolekcji swoje nazwisko i sam za nią odpowiadam. A druga rzecz, to po prostu fajni ludzie, z którymi przyszło mi pracować w Gino Rossi.
logo
Nowej kolekcji Gino Rossi autorstwa Tomasza Ossolińskiego towarzyszy kampania autorstwa fotografki Magdy Wunsche, która uchwyciła na zdjęciach modeli na minimalistycznym tle śródziemnomorskiego wybrzeża. fot. materiały prasowe Gino Rossi.
Czy projektując dla Gino Rossi kierował się Pan sentymentem do tradycyjnego rzemiosła? Może konkretnym stylem? Czyli nieśmiertelne pytanie: co było inspiracją dla tej kolekcji?
Najważniejsze było to, czego nie ma. Czyli zapotrzebowanie na buty, które trudno dostać na naszym rynku. Dobre, klasyczne i solidnie wykonane.. Ja nie ukrywam, że projektowałem całą tę kolekcję trochę pod siebie. I sam oczywiście noszę te buty, nawet teraz mam je na nogach. Potrzebowałem bardzo dobrych lakierków. I nie tylko ja: w tych właśnie lakierkach Paweł Pawlikowski odbierał niedawno Oscara, więc sprawdziły się i na czerwonym dywanie. One są stworzone dla fajnego, aktywnego mężczyzny, który potrzebuje porządnych butów. Klasycznych, ale i nowoczesnych, lekkich. Takich, w których będzie się dobrze czuł. Sam te buty testuję, sam je noszę i to nie jest PR-owe gadanie. Są po prostu świetnie zrobione.
Z jakimi materiałami lubi Pan pracuje najchętniej?
Zawsze naturalne. Zawsze to, co najszlachetniejsze. Jeśli chodzi o ubrania - koniecznie dobre wełny. One się nigdy nie starzeją, są nieśmiertelne. A jeżeli mówimy o butach - to porządna, włoska skóra.
Proszę wyjaśnić laikom: czym różni się projektowanie obuwia od projektowania odzieży? Zaczyna się tak samo: trzeba znaleźć inspirację....
Ależ projektowanie butów jest trudniejsze. Człowiek musi się w nich dobrze czuć, muszą być wygodne. Ubranie zawsze można poprawić, skrócić czy dopasować. A buty muszą po prostu dobrze leżeć, od początku. Cała tajemnica w tym, że trzeba dokładnie wymierzyć kopyto, na które mają pasować. Ja mam tą wielką przyjemność i szczęście, że w Gino Rossi pracują naprawdę świetni fachowcy, którzy byli mi bardzo pomocni. Czułem się trochę jak w Bytomiu (polska marka odzieżowa – przyp. red.) za starych, dobrych czasów. Genialna ekipa ludzi, którzy dokładnie wiedzą, jak to powinno działać. A but jest bardzo wymagającym produktem. Może być szalony i pięknie zaprojektowany, ale jeśli będzie niewygodny, to nie da się w nim chodzić. Wtedy nikt go nie kupi. Dla nas podstawą była właśnie wygoda. Sam chciałem nosić te buty. Chciałem, żeby moi znajomi i klienci je nosili i czuli się w nich świetnie. But musi wyglądać lekko na nodze, nie może być ciężką cegłą. Jeśli tak jest, klient wróci po kolejną parę.
logo
fot. materiały prasowe Gino Rossi
A damska kolekcja? Jaka kobieta jest jej adresatką?
Mam w głowie jeden wyjątkowy model: takie zamszowe botki z wciąganą cholewą. On powstał na bazie mojej intuicji: po prostu chciałbym zobaczyć takie buty na ulicy. Chciałbym spotkać kobietę w takich butach, która wiosną czy latem zakłada je i idzie na fajną imprezę. Albo po prostu przed siebie. Odważną, śmiałą, która kocha modę i umie się nią zabawić.
Jak Pan wspomina kontakt z legendami polskiej mody? Barbara Hoff, Grażyna Hasse, Jerzy Antkowiak... Są dziś podobne „modowe” osobowości?
Faktycznie, mam tą przyjemność i szczęście, że poznałem tą dawną modę. Te właśnie charaktery, które ją tworzyły. Jurek Antkowiak ma się świetnie i jest facetem, który ma naprawdę dużo do powiedzenia (śmiech). A czy widzę dziś podobne osobowości? Są po prostu inni ludzie. Trudno jest kogoś przykleić do odpowiednika sprzed lat. To są indywidualności. Nie można przypisywać ludziom łatek i oczekiwać, że się dopasują. Choć muszę powiedzieć, że ubolewam nad pewnym faktem: mam wrażenie, że młodzi ludzie zatrzymali się na modzie sprzed kilku lat. Pewnie w czasie, w którym zaczynali się nią interesować. A przecież w polskiej modzie bardzo dużo się działo i nadal się dzieje. Może trzeba trochę poczekać.... Młodzi są dziś ulepieni z zupełnie innej gliny. Eksperymentują, bawią się, odkrywają.
Jest Pan aktualnie na urlopie... Jak ładuje Pan akumulatory?
Właśnie jestem w Londynie i wybieram się na otwarcie wystawy Alexandra McQueena. Odpoczywam, kiedy mogę się całkiem wyłączyć i - na przykład - nie muszę udzielać wywiadów (śmiech).
W taki razie ostatnie, szybkie pytanie. Co ma w swojej szafie projektant? Jakie garnitury i buty Pan wybiera dla siebie? I czy jest wśród nich jakiś model stworzony dla Gino Rossi?
Ja tworzę rzeczy, które sam chciałby założyć i nosiłbym z przyjemnością. W szafie mam głównie rzeczy bawełniane i dobre jeansy. Uwielbiam sztyblety zamszowe, których nigdy i nigdzie nie można było dostać. To jest mój faworyt i nawet teraz mam je na nogach. Bardzo się cieszę, że powstały w kolekcji dla Gino Rossi, ale i trochę mi szkoda - bo wyprzedały się na pniu, a chętnie zaopatrzyłbym się jeszcze w dwie pary. Zresztą, wszyscy pytają czy będą znów dostępne w sprzedaży. Stopy się w nich nie męczą, są arcywygodne. To jest właśnie sztuka tworzenia dobrych butów: szytych, a nie klejonych, wykonanych w całości ze skóry, solidnej jakości. To zawsze działało i działać będzie.
logo
fot. materiały prasowe Gino Rossi

Patronem wywiadu jest Gino Rossi.