
"Atmosfera jak z 1968 roku", "lustracja według kryteriów ustaw norymberskich" – w taki sposób tygodnik "Newsweek" jest atakowany za to, że w tekście o Andrzeju Dudzie wspomniał o żydowskim pochodzeniu jego teścia. To już nie krytyka, to paranoja. – W tym tekście nie ma grama antysemityzmu. To, co zaprezentowali Karnowscy i spółka, to paranoiczne majaczenie, które przypomina sytuację, gdy złodziej krzyczy "łapać złodzieja" – mówi naTemat prof. Jacek Leociak z Centrum Badań nad Zagładą Żydów.
Od kilku dni przeciwko "Newsweekowi" wytaczane są najcięższe działa, a słowo "antysemityzm" odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Awanturę rozpętał jeden fragment z tekstu przedstawiającego sylwetkę kandydata PiS na prezydenta, w którym opisano kim są i jakie poglądy mają członkowie rodziny jego żony. Według tygodnika, fakt, że diametralnie różnią się one od poglądów Dudy, mógł w przeszłości wpływać na jego wybory polityczne.
Czyżby wpływ na ówczesne polityczne wybory Andrzeja Dudy miał jego teść, znany poeta i krytyk literacki prof. Julian Kornhauser? W 1994 r. Duda ożenił się z jego córką. Julian Kornhauser, z pochodzenia Żyd, w jednym ze swoich wierszy rozliczał się z Polakami biorącymi udział w pogromie kieleckim, za co przez prawicowców został okrzyknięty polakożercą.
Tyle wystarczyło, by rozpętać awanturę. Na redakcję "Newsweeka" sypią się gromy, a w atakach przoduje środowisko braci Karnowskich. Zaproponowano już nawet, by pisać listy protestacyjne do niemieckiego wydawcy tygodnika, który jest wyjątkowo wyczulony na żydowskie kwestie. Wypowiedzieli się również politycy, na czele z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, któremu publikacja "Newsweeka" przypomina marzec 1968 r. i który uważa, że "panowie kierujący 'Newsweekiem' powinni zniknąć z życia publicznego'".
Z całej tej dyskusji płynie jedno, bardzo ważne pytanie – czy przypomnienie żydowskiego pochodzenia albo napisanie o kimś "Żyd" to już antysemityzm? Jaki kontekst upoważnia do tego, by stawiać taki zarzut? Ci, którzy dziś atakują dziennikarzy "Newsweeka", najwidoczniej przyjmują, że już sam fakt wspomnienia o "Żydzie" jest dyskwalifikujący. Tyle że to, delikatnie mówiąc, uproszczone widzenie świata.
Jeśli gdzieś w prasie czy internecie pojawia się nazwisko Jan Kowalski, a w nawiasie Izaak Jakiś, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że cel jest antysemicki. Ale sama informacja o pochodzeniu to nic złego.
Zdaniem prof. Leociaka to, co obserwujemy w kontekście tekstu o Dudzie i jego teściu, to wskazówka do odczytania szerszego problemu. Chodzi o samo słowo "Żyd", które według niego ma w Polsce wybitnie negatywne konotacje. – To słowo jest nasączone negatywnymi skojarzeniami, nawarstwionym doświadczeniem historycznym obcowania Polaków z Żydami. Dlatego ludzie słowo "Żyd" omijają, ono jest w pewien sposób śmierdzące – mówi mój rozmówca.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl
