Wyprawa do Azji wiąże się z kilkunastogodzinnym lotem, zmianą czasu i zmęczeniem. Czy naprawdę warto się poświęcić tylko po to, by wylądować w europejskiej soczewce tego niezwykłego kontynentu?
Jakie miejsca najchętniej wybierają europejscy turyści, którzy udają się na wakacje do Azji? Bali. Kuta, miejscowość na tej indonezyjskiej wyspie przypomina Łebę i Międzyzdroje w szczycie sezonu. Tłok, gwar, zgiełk, hordy naganiaczy, którzy oferują manicure, pedicure, masaż, warkoczyki i całą masę innych "niezbędnych" usług. Plaża na Kucie jest smutna, szara i zatłoczona. Hinduistyczne świątynie giną gdzieś pomiędzy Starbucksem, Pizzą Hut i McDonaldem.
Lokalny koloryt jest umiejętnie ukryty pod krzykliwymi zachodnimi markami – można tu kupić tu ubrania wielkich światowych domów mody, pospolitych sieciówek, zjeść soczystego hamburgera i zapić go colą. Ale czy na pewno po to podróżuje się do Azji?
Cisza, błękit i prehistoryczne smoki
Zaledwie godzinę lotu z Denpasar na Bali znajduje się wyspa Flores. Mówi się o niej "zaginiony świat", ponieważ gatunki, które na kuli ziemskiej wymarły już bardzo dawno temu, na Flores żyły jeszcze stosunkowo niedawno, a niektóre żyją jeszcze.
Wszyscy spragnieni wyjątkowych doznań powinni udać się na wyspę Rinca (pół godziny motorówką od Flores), by tam spotkać się z wyjątkowym gatunkiem endemicznym – waranem z Komodo, nazywanym przez miejscowych "smokiem". Te jaszczury spacerują swobodnie po parku narodowym, pożerają makaki i bawoły. Na wycieczkę turysta może się wybrać tylko ze strażnikiem uzbrojonym w specjalny kij.
Warany tylko wyglądają na leniwe, kiedy chcą zaatakować – robią się szybkie i bardzo niebezpieczne. Nokautują ofiarę ogonem, a potem zatruwają tak, że nie może walczyć. Lepiej się temu gadowi nie narażać. Wracając z Rinca na Flores warto odwiedzić Różową Plażę, wyjątkowo piękny i czysty kawałek piasku, który na linii brzegowej nabiera różowego koloru. Plaża jest obrośnięta żółtymi kwiatami, a w wodzie czeka prawdziwa gratka dla miłośników snorkelingu.
Tuż przy różowej plaży znajduje się cała podwodna metropolia rafy koralowej. Nawet najlepiej zaopatrzone akwarium w sklepie zoologicznym zawstydziłoby się na widok mnogości gatunków i kolorów, które kryją się w indonezyjskich wodach. Co więcej, woda jest tak czysta i przezroczysta, że można dojrzeć każdy podwodny szczegół nawet, gdy dno jest głęboko pod nami.
Na Flores zamiast pizzy warto zjeść lokalne przysmaki. W Indonezji je się prosto, ale świeżo i pysznie. Krewetki, kraby i homary nie są tutaj dostępne tylko w najlepszych restauracjach, ale można je zjeść w każdej knajpce za niewielkie pieniądze. Kraby są zbierane codziennie rano, a ryby tak świeże, że każdy miłośnik owoców morza będzie musiał być zabierany z Flores siłą. Warto zasmakować też innego lokalnego przysmaku – morskiego szpinaku, który podawany jest zazwyczaj z pikantnym sosem. Nie można też nie spróbować mleka kokosowego prosto z kokosa. Ten napój jest serwowany w każdej knajpce.
Flores kusi nie tylko przyrodą, lecz także kulturą, ciszą i otwartymi sympatycznymi ludźmi, którzy nie traktują turysty jedynie jako źródła zarobku. Maszerując wieczorem po Labuan Bajo, jednym z miasteczek na Flores, można mieć pewność, że ktoś nas zaczepi. Ale nie po to, by coś sprzedać. Autochtoni będą chcieli dowiedzieć się, skąd jest i czy na pewno zna drogę powrotną do hotelu. Jeśli jest zmęczony, to chętnie go podwiozą.
Święto czterech króli
Jeśli snorkeling to za mało, a podróżnik szuka prawdziwie dziewiczych terenów i nie przerażają go legendy o ludożercach ani lot dłuższy o całe sześć godzin, to warto zastanowić się nad zaplanowaniem wakacji na archipelagu Raja Ampat. Po polsku ta nazwa oznacza archipelag Czterech Króli. Region ten został wpisany na listę światowego dziedzictwa. Łączą się tu morze Seram i Ocean Spokojny.
Na lazurowej wodzie co i rusz wyrastają niewielkie, skaliste i strzeliste wysepki. Niektóre z nich są zamieszkane przez rybaków i ich rodziny, których zadaniem jest pilnowanie morskiego parku narodowego Raja Ampat.
Władze administracyjne tego regionu, z przedstawicielami których miałam przyjemność rozmawiać, podkreślają, że zależy im na rozwoju turystyki, ale nie za wszelką cenę. Dlatego w Raja Ampat nie uświadczy się hałaśliwych klubów nocnych, pubów, z których nad ranem wysypuje się towarzystwo ledwo trzymające się na nogach.
Tutejsza oferta turystyczna skierowana jest przede wszystkim do miłośników nurkowania i właśnie takie atrakcje oferują tutejsze kurorty. Położone nad samym morzem z bazą nurkową i doświadczonymi instruktorami nie przypominają one w najmniejszym stopniu superluksusowych hoteli z Bali czy Malediwów. Choć dotarcie na Raja Ampat wymaga z pewnością sporych nakładów finansowych, to wszyscy spragnieni biznatyjskich luksusów srogo się zawiodą.
Proste chatki stojące na palach są urządzone skromnie, ale bardzo funkcjonalnie. Jednak czy może być większy luksus niż oglądanie zachodu słońca nad oceanem, kiedy leży się na hamaku zawieszonym na werandzie?