
Przepisy kodeksu postępowania cywilnego mówią jasno: jeśli ojciec dziecka nie płaci wyznaczonych mu alimentów, matka może wystąpić o nadanie klauzuli wykonalności na wyrok i skierować wniosek o egzekucję należności do komornika. Jednak jeśli mężczyzna konsekwentnie ukrywa swoje dochody (np. pracując na czarno) lub formalnie pozbywa się majątku, to nawet komornik niewiele wskóra.
Ściągalność alimentów w Polsce wynosi – według różnych statystyk – od 10 do 17 proc. wszystkich zobowiązanych. W Europie ten sam wskaźnik sięga już 90 proc. Powód? Bezradność państwa w egzekucji zasądzonych prawomocnymi wyrokami sądów alimentów i społeczne przyzwolenie na nieodpowiedzialne zachowanie mężczyzn.
Dr Patrycja Dołowy
Obowiązujący w Polsce system alimentacyjny ma wiele wad. Wad, które nigdy nie zostały naprawione po tym jak pierwszy Fundusz Alimentacyjny, działający jeszcze w poprzednim ustroju, został zlikwidowany. A szkoda, bo on całkiem dobrze funkcjonował. Działał też w innej atmosferze. Wówczas bowiem nikt nie kwestionował tego, że alimenty to jest coś, co się należy. To były po prostu pieniądze potrzebne do utrzymania i wychowania dzieci.
Później, po transformacji ustrojowej, okazało się, że władza ma całkiem inne priorytety i FA zlikwidowano. Uznano, że właśnie na sprawach społecznych warto zaoszczędzić. Skutkiem tego były nie tylko zmiany prawne, ale i upowszechnienie się w społeczeństwie takiego przekonania, że kwestia alimentów jest nieważna. Osoby domagające się ich wypłacania czy przywrócenia FA, tak jak robił to swego czasu ruch "alimenciar", postrzegano jako roszczeniowe furiatki a alimenciarze coraz to bardziej pomysłowo unikający łożenia na rzecz własnych dzieci umocnili swój wizerunek fajnych cwaniaczków. I ten myślowy schemat pokutuje do dziś.
Zmiana tej mentalności oczywiście jest możliwa i część osób twierdzi, że powoli jej pierwsze oznaki zaczynają już być widoczne. Ale żeby dokonała się w pełni i my i przede wszystkim państwo powinno być konsekwentne.
Ten nowy ruch działający pod szyldem stowarzyszenia "Dla Naszych Dzieci" ma wielkie szanse na to, by swoje cele osiągnąć. Publiczne mówienie o skali tego problemu to tylko jeden z czynników. Tutaj trzeba jeszcze tworzyć taką swoistą sieć wsparcia społecznego i one, kobiety z tego stowarzyszenia, właśnie to robią. Ten ruch jest silny i świadomy. Ma kontakty i z organizacjami pozarządowymi i ze środowiskiem naukowym, akademickim a także ze środowiskiem medialnym. I właśnie dlatego ma wszelki potencjał po temu, by mówić mocnym i oficjalnym głosem.
Napisz do autorki: malgorzata.golota@natemat.pl