– Tu chodzi o pieniądze dla naszych dzieci. To nie są kwoty na nasze solaria, paznokcie czy Bóg wie co tam jeszcze – przekonują kobiety ze stowarzyszenia Dla Naszych Dzieci.
– Tu chodzi o pieniądze dla naszych dzieci. To nie są kwoty na nasze solaria, paznokcie czy Bóg wie co tam jeszcze – przekonują kobiety ze stowarzyszenia Dla Naszych Dzieci. Fot. facebook.com/porozumieniekobiet8marca
Reklama.
Nie lubią jak się o nich mówi samotne matki, bo samotne nie są. Są samodzielne. – Samo pisane małymi literami, ale dzielne to już raczej dużymi – mówi jedna z nich. – Bo nie lada dzielności wymaga od nas życie.
Iwona na troje dzieci, chłopca i dwie dziewczynki. Z mężem od jakiegoś już czasu są w separacji. Ona pracuje, on też, ale na czarno – nie wykazuje dochodów. Iwona ma zasądzone alimenty, ale od męża pieniędzy nie dostaje. – Zrobiłam wszystko, co możliwe zgodnie z prawem, żeby je od niego wyegzekwować – mówi. Bezskutecznie. W tej chwili czeka na sprzedaż jego mieszkania przez komornika. Pieniędzy z Funduszu Alimentacyjnego – instytucji, która w założeniu miała wypłacać alimenty niejako w zastępstwie dłużnika – nie dostanie, bo w świetle prawa zarabia za dużo.
Kasia ma dwie córki. Boryka się z problemem egzekwowania alimentów od ojca dzieci od 2009 r. Do 2012 r. od mężczyzny dostała zaledwie kilka wpłat. W 2013 roku udało jej się jeszcze załapać na pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego, ale w kolejnym okazało się, że zarabia już zbyt dużo, by móc liczyć na pomoc państwa. Zgłosiła sprawę do komornika, ale ten niewiele może zrobić, bo oficjalnie mężczyzna zarabia dokładnie 1903 zł brutto. Z tej kwoty komornikowi udaje się ściągnąć jedynie część kwot wynikających z bieżących zobowiązań.

Przepisy kodeksu postępowania cywilnego mówią jasno: jeśli ojciec dziecka nie płaci wyznaczonych mu alimentów, matka może wystąpić o nadanie klauzuli wykonalności na wyrok i skierować wniosek o egzekucję należności do komornika. Jednak jeśli mężczyzna konsekwentnie ukrywa swoje dochody (np. pracując na czarno) lub formalnie pozbywa się majątku, to nawet komornik niewiele wskóra.

Nic więcej – w świetle obowiązującego w Polsce prawa – zrobić nie mogą. Dlatego jesienią 2014 r. założyły stowarzyszenie Dla Naszych Dzieci. O sytuacji w jakiej się znalazły piszą maile i listy do polityków i wszystkich innych, którzy mogliby pomóc, zbierają podpisy pod petycją przeciwko planowanemu przez rząd zniesieniu obowiązku rejestrowania dłużników na tzw. czarnych listach. Spotkały się już z prof. Małgorzatą Fuszarą, pełnomocnikiem rządu do spraw równego traktowania, nagłaśniają problem w mediach. Planują obywatelską inicjatywą ustawodawczą.
logo
Fot. facebook.com/DlaNaszychDzieci
Małgorzata Gołota: Co by panie chciały osiągnąć?
Iwona Janeczek, stowarzyszenie Dla Naszych Dzieci: Priorytetem dla nas jest zmiana w ustawie o pomocy osobom uprawnionym do alimentów. Uchwalono ją w 2007 roku i tam zapisano próg dochodowy uprawniający do świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego na kwotę 725 zł brutto na osobę w rodzinie. Do dziś ta kwota się nie zmieniła. To już prawie 8 lat. A w tym czasie przecież chociażby pensja minimalna wzrosła z 936 zł brutto w 2007 roku do 1750 zł brutto w 2015 r. A trzeba jeszcze uwzględnić inflację, rosnące koszty życia i tak dalej. 
Walczycie o zmianę progu czy o jego zniesienie?
Apelujemy o jego zniesienie, tego samego zdania jest zresztą prof. Fuszara i nie tylko ona. Występujemy z górnej półki, bo chodzi tu o pieniądze dla naszych dzieci. To nie są kwoty na nasze solaria, paznokcie czy Bóg wie co tam jeszcze. To są pieniądze dla dzieci, nie dla ich matek. Staramy się to jasno artykułować, żeby zmienić nastawienie społeczne do kwestii alimentów.

Ściągalność alimentów w Polsce wynosi – według różnych statystyk – od 10 do 17 proc. wszystkich zobowiązanych. W Europie ten sam wskaźnik sięga już 90 proc. Powód? Bezradność państwa w egzekucji zasądzonych prawomocnymi wyrokami sądów alimentów i społeczne przyzwolenie na nieodpowiedzialne zachowanie mężczyzn.

I jak wam idzie?
Powoli, ale wydaje się, że kropla drąży skałę. Piszą o nas i mówią o nas, a wiadomo, że żeby działać najsprawniej i najskuteczniej, musimy trafić do mediów. Na nasz temat piszecie wy, pisały „Wysokie obcasy”, pojawiamy się w stacjach radiowych, ostatnio nawet w telewizji. Byłyśmy na tegorocznej Manifie, będziemy we wrześniu na Kongresie Kobiet.
Na Facebooku działa nasza grupa – „Alimenty”, jest profil „Dla Naszych Dzieci”. Mamy też kanał na YouTube, gdzie zaczniemy wkrótce umieszczać filmy pokazujące skalę problemu nie płacenia alimentów przez osoby do tego uprawnione, czyli – jak to jest w większości przypadków – przez ojców tych dzieci.
Szukamy sponsorów, którzy sfinansowaliby produkcję i emisję spotów w telewizji. Prosiłyśmy o pomoc Rzecznika Praw Dziecka, ale pan Marek Michalak odmówił nam informując, że nie ma na to żadnych funduszy. Regularnie też organizujemy akcję pisania listów i maili do polityków.
logo
Do akcji pisania listów i maili do parlamentarzystów może się przyłączyć każdy. Fot. facebook.com/DlaNaszychDzieci
Odpowiadają Wam?
Co jakiś czas. Mamy kilka interpelacji poselskich, m.in. od posłanki Janiny Okrągły z Platformy Obywatelskiej. Pomoc obiecali nam też posłowie Stanisław Szwed i Michał Jach z Prawa i Sprawiedliwości a po naszym udziale w programie „Świat się kręci” także posłanka Magdalena Kochan z PO, która z kolei obiecała, że jedno z posiedzeń Komisji Polityki Społecznej i Rodziny w kwietniu będzie poświęcone właśnie alimentom.
A ministerstwa?
A z ministerstwa przychodzą śmieszne odpowiedzi. Najczęściej odsyłają nas do siebie nawzajem, resort pracy i polityki społecznej do resortu sprawiedliwości i na odwrót, czasem wysyłają nas do miejskiej czy gminnej pomocy społecznej. Informują o prawach, które my znamy i z których istnienia zdajemy sobie sprawę. Informują też o tym, że zmiana wysokości progu dochodowego uprawniającego do świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego nie jest w tej chwili możliwa.
Podają jakiś powód?
Nie, ale przekonują, że i tak powinnyśmy się cieszyć, bo pieniądze z Funduszu są łatwiej dostępne niż zasiłki dla rodzin wychowujących dzieci niepełnosprawne. Tylko, że alimenty to nie jest pomoc społeczna. To nie jest zasiłek.
logo
Wysyłamy też nasze historie do prezydenta, ale odpowiedź jest często taka sama – on rozumie i współczuje, tyle, że zmiana tego stanu rzeczy nie leży w jego gestii. On, jak mówi, nie jest władny.
A kto jest władny?
(śmiech) Rada Ministrów mogłaby to zrobić na jednym posiedzeniu w oparciu o art. 14 ustawy o pomocy osobom uprawnionym do alimentów.
Choć czasem mam wrażenie, że nasza władza sama nie wie co może a czego nie. Jedna z dziewczyn z naszego stowarzyszenia dostała np. z resortu informację, że można alimenciarza skierować do robót publicznych i w tej sprawie nawet ministerstwo wydało zalecenie. A potem panie w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej jej powiedziały, że owszem takie możliwości prawne były, ale zlikwidowano je już kilka lat temu.
Z kolei Rzecznik Praw Dziecka w ogóle nie wiedział, że jest jakiś próg uprawniający do świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego. Ta instytucja zresztą, nawet jak już ktoś się na jej pomoc łapie, i tak nie wypłaca całej sumy. Zgodnie z przepisami powinna co miesiąc płacić osobom do alimentów uprawnionym 500 zł a z raportów ministerstwa wynika, że średnio wypłaca zaledwie 324 zł miesięcznie.
Wyjdziecie na ulice?
Jak będzie trzeba. Jest taki pomysł, żeby iść pod Sejm, ale nie zdecydowałyśmy się jeszcze ostatecznie.
Ale politycy i rząd to nie wszystko, jest jeszcze kwestia nastawienia społecznego, nastawienia służb do nas. Bo skoro jest artykuł 209 kodeksu karnego pozwalający na ściganie dłużników alimentacyjnych tak jak się ściga innych przestępców to dlaczego tak trudno skłonić policję i prokuraturę do jego stosowania? My jak idziemy z tym na policję to jesteśmy wręcz szykanowane, panowie spisują zeznania i od razu zamykają sprawę, odkładają na półkę. Nawet nie próbują się w to bawić właściwie z miejsca sprawę umarzając na podstawie notatki telefonicznej sporządzonej po rozmowie z „tatusiem”.

Dr Patrycja Dołowy

wiceprezeska Fundacji MaMa

Obowiązujący w Polsce system alimentacyjny ma wiele wad. Wad, które nigdy nie zostały naprawione po tym jak pierwszy Fundusz Alimentacyjny, działający jeszcze w poprzednim ustroju, został zlikwidowany. A szkoda, bo on całkiem dobrze funkcjonował. Działał też w innej atmosferze. Wówczas bowiem nikt nie kwestionował tego, że alimenty to jest coś, co się należy. To były po prostu pieniądze potrzebne do utrzymania i wychowania dzieci.

Później, po transformacji ustrojowej, okazało się, że władza ma całkiem inne priorytety i FA zlikwidowano. Uznano, że właśnie na sprawach społecznych warto zaoszczędzić. Skutkiem tego były nie tylko zmiany prawne, ale i upowszechnienie się w społeczeństwie takiego przekonania, że kwestia alimentów jest nieważna. Osoby domagające się ich wypłacania czy przywrócenia FA, tak jak robił to swego czasu ruch "alimenciar", postrzegano jako roszczeniowe furiatki a alimenciarze coraz to bardziej pomysłowo unikający łożenia na rzecz własnych dzieci umocnili swój wizerunek fajnych cwaniaczków. I ten myślowy schemat pokutuje do dziś.

Zmiana tej mentalności oczywiście jest możliwa i część osób twierdzi, że powoli jej pierwsze oznaki zaczynają już być widoczne. Ale żeby dokonała się w pełni i my i przede wszystkim państwo powinno być konsekwentne.

Ten nowy ruch działający pod szyldem stowarzyszenia "Dla Naszych Dzieci" ma wielkie szanse na to, by swoje cele osiągnąć. Publiczne mówienie o skali tego problemu to tylko jeden z czynników. Tutaj trzeba jeszcze tworzyć taką swoistą sieć wsparcia społecznego i one, kobiety z tego stowarzyszenia, właśnie to robią. Ten ruch jest silny i świadomy. Ma kontakty i z organizacjami pozarządowymi i ze środowiskiem naukowym, akademickim a także ze środowiskiem medialnym. I właśnie dlatego ma wszelki potencjał po temu, by mówić mocnym i oficjalnym głosem.

Napisz do autorki: malgorzata.golota@natemat.pl