Personalia oraz fotografie osób zatrudnionych w Pentagonie upublicznili w zeszłym tygodniu ekstremiści z Państwa Islamskiego. Amerykański Departament Obrony podał, że jego pracownicy wiedzą już o grożącym im niebezpieczeństwie.
Dżihadyści skupieni w specjalnej komórce nazywanej Hakerską Dywizją Państwa Islamskiego utrzymują, że wykradli dane pracowników Pentagonu po włamaniu się na resortowe serwery. Efektem było umieszczenie w sieci wykazu ok. 100 wojskowych - nie tylko ich imion i nazwisk, ale też adresów zamieszkania. Co więcej, ekstremiści apelowali o uśmiercenie "wrogów".
Reakcja Pentagonu jest stanowcza, ale spokojna. Nikt w ministerstwie obrony nie bagatelizuje zagrożenia, wszyscy pracownicy zostali ostrzeżeni. O tym, że resort "traktuje bardzo poważnie bezpieczeństwo swoich ludzi" przekonywał ostatnio jego szef Ash Carter. Zdementował też informacje pochodzące od hakerów z ISIS, jakoby ci włamali się na serwery i do baz danych departamentu obrony. Jak tłumaczył, personalia pracowników były ogólnodostępne.
Przed miesiącem Pentagon ujawnił plan ofensywy przeciw Państwu Islamskiemu, której początek wyznaczono na kwiecień lub maj br. Ustalono go na tajnej naradzie przedstawicieli Stanów Zjednoczonych i 25 państw koalicji, która odbyła się w Arabii Saudyjskiej
Z planów zaprezentowanych przez Dowództwo Centralne (CENTCOM) wynika, że pierwsze uderzenie będzie skierowane w serce samozwańczego kalifatu - Mosul. Armia będzie składała się z żołnierzy armii irackiej oraz Kurdów. W operacji ma wziąć udział co najmniej 20 tys. żołnierzy. Nie wiadomo jeszcze, czy na polu walki pojawią się także oficerowie z USA. Jak podkreśla się w komunikacie, bitwa o Mosul będzie największą od czasu rozpoczęcia operacji "Inherent Resolve".
Źródło: Interia.pl