
Matki kontra ojcowie. Pierwsze walczą o pieniądze, drudzy nie chcą ich dać. Wojna damsko-męska o alimenty trwa w Polsce od lat. Dużo się o niej mówi, owszem. Ale mówi się przede wszystkim w kontekście dorosłych, którzy nie mogą się ze sobą dogadać w sprawach opieki nad dziećmi. W całym tym ambarasie i wzajemnym obrzucaniu się zarzutami zapominamy tylko o jednym – że najbardziej zainteresowane kwestią alimentów są właśnie dzieci.
Jesteśmy matkami dzieci, których ojcowie nie łożą na ich utrzymanie. Są nas tysiące. (…) Mamy wyroki sądowe, wydane w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie alimentów na dzieci. Ale to tylko papier. Ten sam wymiar sprawiedliwości, który zasądził alimenty, nie potrafi wyegzekwować wykonania wyroku. Prokuratura i policja także wolą się takimi sprawami nie zajmować, bo, jak usłyszała jedna z nas, „to nie są poważne przestępstwa”. Śledztwa w sprawach o alimentację są przez policję i prokuraturę nagminnie umarzane. Czytaj więcej
Od lat 70., gdy zauważono ten problem i próbowano go instytucjonalnie rozwiązać, obserwujemy jego powolną marginalizację. Brak jest woli diagnozowania przyczyn niewydolności kolejnych systemów, samotne matki i ich dzieci nie są priorytetem żadnej z polityk pro-rodzinnych żadnych rządów. Oficjalny dyskurs rodzinny promujący rodziny tradycyjne przyczynia się do niewidoczności, napiętnowania i wykluczenia rodzin niepełnych, a matki, które same wychowują dzieci są pozostawione same sobie. Czytaj więcej
.
Z kolei wedle sprawozdania ministerstwa pracy i polityki społecznej, w 2013 roku gminy w całym kraju prowadziły postępowanie wobec 243,2 tys. dłużników alimentacyjnych. Zaś skuteczność tych działań sięgnęła... 7,90 proc. W tym samym raporcie resort wyjaśnia, że ściąganie alimentów jest de facto zadaniem komorników, którym gminy jedynie służą pomocą. Ale i tu nie jest lepiej. Z danych przytaczanych przez serwis prawo.money.pl wynika, że w 2014 roku do kancelarii komorniczych wpłynęło 59,3 tys. wniosków o egzekucję alimentów. Poziom jej skuteczności, mierzony stosunkiem liczby spraw załatwionych przez wyegzekwowanie świadczenia do łącznej liczby spraw załatwionych w danym okresie w 2014 r., wyniósł 19,43 proc. Pytanie "dlaczego tak mało?" nasuwa się samo, ale trudno znaleźć na nie jednoznaczną odpowiedź. Po części dlatego, że narzędzia prawne służące do egzekucji zasądzonych alimentów są w Polsce kiepsko stosowane, po część dlatego, że alimenciarze odpowiedzialnością za własne dzieci nie grzeszą i skrzętnie korzystają z licznych luk prawnych.
W Szwecji nie ma takiego systemu alimentacji jaki jest w Polsce. Państwo samodzielnych rodziców wspiera za pomocą zasiłków i różnych form pomocy finansowej. Przy czym bardzo mocno promuje się równość rodziców w zakresie opieki nad dziećmi, nie tylko prawnej ale też praktycznej. I ta inwestycja w równość płci procentuje w momencie gdy dochodzi do rozwodu. Bo nawet po rozstaniu oboje rodzice są mocno zaangażowani w życie dziecka. I finansowo i fizycznie.
Z kolei w USA bardziej stawia się na twarde prawo. Jeżeli dług alimentacyjny przekroczy 5 tys. dolarów to dłużnik zaczyna podlegać prawu federalnemu. A to oznacza spore ryzyko i utrudnienia związane choćby z zakazem przekraczania granic stanowych. Z racji tego dość kategorycznego prawa w USA alimenciarzy jest bardzo niewielu.
Mamy tu zatem dwie zupełnie różne, choć skuteczne metody, które mogą wyeliminować sytuację, gdy rodzic nie płaci na dziecko po rozwodzie – z jednej strony zaangażowanie ojców i równość płci, z drugiej prawo i dość brutalne w jego egzekwowaniu państwo. Ja osobiście za zdecydowanie lepszy uważam system szwedzki, ale dziś w Polsce nie ma ani jednego ani drugiego.
napisz do autorki: malgorzata.golota@natemat.pl
