Obrońcy życia nie składają broni i po raz trzeci składają projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcję. Zapowiadają, że będą to robić do skutku, bo to "wojna rozłożona na wiele bitew".
To trzecia inicjatywa, zmierzająca do zakazania aborcji, w ciągu czterech lat. Dlaczego tym razem ma się udać?
Kaja Godek: Bo poruszenie w środowisku pro life oraz wśród ludzi dobrej woli jest ogromne. W ciągu dwóch ostatnich lat działacze pro-aborcyjni posuwali się bardzo daleko. Ich zamiary są klarowne. Oni przedstawiają się jako zwolennicy „wyboru”, mówią o „kompromisach”, a widzimy, że ich celem jest jedno – wprowadzenie aborcji na życzenie, bez względu na okoliczności i termin. Przychodzi mi na myśl sprawa prof. Bogdana Chazana. Wielka medialna manipulacja skończyła się tak, że prokuratura nie dostrzega podstaw do postawienia lekarzowi zarzutów. Prof. Chazan wystąpił także na ścieżkę prawną, aby zostać przywróconym na swoją funkcję. Próby ograniczania klauzuli sumienia, aborcyjna pigułka „dzień po” bez recepty pokazują, że aborcjoniści mogą posunąć się bardzo daleko. Obecny stan prawny to dla nich odskocznia do kolejnych żądań. Ludzie się obudzili, są gotowi postawić im tamę.
Czym różni się nowy projekt od poprzednich?
W 2013 roku projekt polegał wyłącznie na wykreśleniu przesłanki o możliwości aborcji w przypadku podejrzenia choroby dziecka. Tym razem chcemy całkowicie zmienić ustawę. Nosiłaby ona tytuł: „Ustawa o ochronie życia i zdrowia ludzkiego od poczęcia”. Wyrzucamy z niej wszystkie przesłanki do aborcji, mówimy o pełnej ochronie życia – każde dziecko ma prawo do życia, niezależnie od tego, w jakich warunkach się pocznie i czy będzie zdrowe. Traktujemy dzieci podmiotowo, obejmujemy wszystkie ochroną, nie dzielimy na lepsze i gorsze.
Może w Polsce nie ma klimatu dla wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji, skoro poprzednie projekty przepadały?
Kropla drąży skałę. Zdajemy sobie sprawę, że walka o życie to wojna rozłożona na wiele bitew. Za każdym razem mamy nadzieję, że wygramy już teraz. Nawet jeśli przegrywamy, wiemy, że to nas przybliża do ostatecznego celu. Każda kolejna akcja budzi sumienia, pokazując okrucieństwo rzeczywistości aborcyjnej w Polsce. Dyskusja, jaka się toczy, spełnia swoje zadania. W tym roku też mamy nadzieję na rzetelną debatę, zwłaszcza, że na światło dzienne wychodzą nowe okoliczności dotyczące aborcji w Polsce.
Jakie okoliczności?
Od czasu prezentacji ostatniego projektu w Sejmie mieliśmy dwa głośne przypadki urodzenia żywego dziecka podczas zabiegu aborcji. W lutym 2014 roku we Wrocławiu urodziła się żywa dziewczynka z zespołem Downa. Ponieważ byli świadkowie zdarzenia, personel szpitala nie mógł zatuszować sprawy. Zaczęto ratować dziewczynkę. Przez miesiąc umierała w inkubatorze. Przecież dla normalnego człowieka to jest wstrząsające!
A drugi przypadek?
Sprawa jest w prokuraturze. W Opolu podczas aborcji urodziło się żywe dziecko, także z zespołem Downa. Po urodzeniu głośno płakało. Personelowi zabroniono jednak reanimacji dziecka, więc umierało przez cztery godziny. Po prostu dusiło się w inkubatorze, bo nikt go nie podłączył do respiratora. Takie są realia. Obecna ustawa jest skrajnie niehumanitarna i prowadzi do traktowania dzieci w sposób absolutnie nieludzki. Pora to zmienić. Znowu to mówimy i mamy nadzieje, że tym razem posłowie wezmą pod uwagę wolę obywateli.
Mówi Pani o okrucieństwie wobec dzieci poddawanych aborcji – dla mnie to całkowicie zrozumiałe. Druga strona zawsze jednak zadaje pytanie – co z okrucieństwem wobec kobiet, które zostały zgwałcone i muszą urodzić dziecko?
Proponuje posłuchać zgwałconych kobiet, które zdecydowały się na aborcję. Irene van Der Wende z Holandii zdecydowała się na aborcję dziecka poczętego w wyniku gwałtu. Do dziś tego żałuje. Dlatego zresztą włączyła się w działalność pro life. Co ciekawe, po latach dowiedziała się, że ona sama została poczęta w wyniku gwałtu. Osoba poczęta w wyniku gwałtu ma takie samo prawo do życia, jak każdy inny człowiek. To nie jest wina dziecka, że matka padła ofiarą gwałtu! Oczywiście, potrzebne jest wielkie wsparcie i pomoc psychologiczna dla kobiet-ofiar gwałtów. Trzeba jednak pamiętać, że dziecko to też ofiara tego przestępstwa – skończmy z zabijaniem ofiar.
A co w przypadku dzieci, które są ciężko chore i umrą krótko po urodzeniu? Część kobiet mówi, że ciężko nosić im pod sercem dziecko, które może nie przeżyć porodu.
Jeśli 5-latek czy 10-latek okazuje się śmiertelnie chory, to reakcją rodziców też jest rozpacz. Przecież oni tego nie chcieli, nie wiedzą, jak sobie radzić. Trzeba cały czas patrzeć na podmiot tej sytuacji, czyli dziecko. Pomocy dla rodziców z pewnością nie stanowi zabicie tego dziecka. Proponowanie rodzicom zabicia dziecka to okazywanie pogardy dla sytuacji, w której się znaleźli.
Projekt przewiduje kary za aborcję dla lekarza i pomocnika, nie kobiety?
Nie zmieniamy nic, jeśli chodzi o karalność. Zostaną te wymiary kar, które już są. Karanie kobiety za aborcję nie ma sensu – one i tak już zostały ukarane, bo żyją ze świadomością zabicia dziecka. Znam kobiety, które poddały się aborcji. To są dramatyczne historie. Jestem przeciwniczką takiego ustawianie sprawy, że albo dobro dziecka, albo dobro kobiety. Nie, tu chodzi o dobro obojga! To, że się nie pozabijamy, to korzyść dla nas wszystkich.
Gdyby policzyć podpisy pod wszystkimi Państwa projektami, to wyszłaby okrągła suma. Dlaczego rządzący nie liczą się z takim potężnym głosem obywateli?
To pytanie trzeba zadać politykom. Może wydawało im się, że wystarczy odrzucić projekt, a postulat obumrze. Mam wrażenie, że za każdym razem, kiedy zgłaszamy naszą inicjatywę, posłowie przekonują się, że nie mogą zdeptać butem głosu obywateli. Współczucie dla ofiar aborcji nie zniknie. Posłowie muszą pamiętać, że wyborcy nie oczekują ustnych deklaracji, obietnic, ale realnego działania. Wychodząc po raz kolejny z projektem ustawy, dajemy posłom szansę, by zwrócili się ku wyborcom. Mam nadzieję, że wielu z nich z tego skorzysta.
Okres wyborczy to gorący czas. Czy politycy rzeczywiście odważą się na podejmowanie takich radykalnych kroków?
Co roku ginie w męczarniach prawie 800 dzieci. Już samo to jest przynagleniem do działania. Rok wyborczy to także dobry termin, by stawiać różne postulaty. Zobaczmy, czego chcą ludzie. Obywatelskie projekty antyaborcyjne zawsze zbierają setki tysięcy podpisów. Jeśli ktoś jest politykiem, to powinien być odważny. Niech się nie boi działać na rzecz ludzi, nawet jeśli krzykliwa mniejszość będzie miała mu to za złe. Wyborcy czekają na mężów stanu – takich, którzy nie boją się działać dla dobra człowieka.
Powiedziała Pani, że kropla drąży skałę. Jeśli nie uda się za czwartym, siódmym czy dziewiątym razem, to i tak będzie składać projekt do skutku?
Jeśli będzie taka potrzeba, dalej będziemy walczyć o prawo do życia dla wszystkich dzieci, choć za każdym razem mamy nadzieję, że to będzie już ten ostatni raz, gdy ustawa zostanie uchwalona. Teraz ważne jest to, by zgłaszali się ludzie, którzy mogą pomóc w zbiórce podpisów. Zapraszam wszystkich do pisania na kontakt@stopaborcji.pl. Liczy się zaangażowanie każdego. Nasze inicjatywy pomagają tworzyć społeczeństwo obywatelskie. To też jest nie do przecenienia.