Jeśli zapyta pan przypadkowo spotkane na ulicy osoby, czy mają długi, to większość odpowie, że nie. A prawda jest taka, że prawie każdy z nich ma na głowie jakiś kredyt. Nie czuje się dłużnikiem ten, kto kupił na raty sprzęt AGD, ma kilka mandatów lub zaciągnięty kredyt hipoteczny - zauważa Krzysztof Matela, prezes notowanej na NewConnect spółki EGB Investments. W rozmowie z naTemat tłumaczy, dlaczego Polacy nie spłacają swoich zobowiązań, czym się różni karta płatnicza od kredytowej i czy windykatorzy zawsze są wielkimi panami bez karków.
Łukasz Głombicki: Polacy często nie płacą na czas swoich długów, zobowiązań. W jaki sposób na tym zarabiacie?
Krzysztof Matela: Zaczął pan od kilku bardzo ważnych spraw: ludzie nie spłacają swoich długów z wielu różnych powodów. Od bardzo prozaicznych - bo zapomniałem, poprzez - bo nie mam z czego, bo przecież jak zapłacę później, to nic się nie stanie, aż do – od początku nie miałem zamiaru uregulować tej faktury czy rachunku. Pierwszy przykład z brzegu - jeździ pan samochodem?
Jeżdżę.
I płaci pan mandat od razu, w terminie?
No złapał mnie pan…
No widzi pan, większość ludzi nie płaci mandatu zaraz po otrzymaniu, tylko czeka, aż się coś wydarzy. A rachunki za prąd czy gaz pan płaci od razu?
Staram się.
Stara się pan, ale nie zawsze się udaje. Czasem pan zgubi, zapomni. To jest zupełnie naturalne, tak się ludzie zachowują - przy czym cały czas mówimy o osobach fizycznych, nie o firmach. Przejdźmy to świata bankowości - na pewno ma pan w portfelu kartę płatniczą i kredytową. Jeśli użyje pan tej pierwszej, po prostu z konta znika 100 złotych i na tym sprawa się kończy. Ale jak raz na jakiś czas te karty się panu pomylą i zapłaci pan kredytową, to nagle okazuje się, że zaciągnął pan w banku kredyt. Karty są podobne, mają taki sam PIN, o pomyłkę nietrudno. Mi się to zdarza nagminnie.
Z badań przeprowadzonych przez VISA wynika, że większość ludzi nie zna zasad działania karty kredytowej. Mylą ją z kartą płatniczą. Nie mają świadomości, że każde użycie karty kredytowej to zaciągnięcie zobowiązania i w związku z tym nie biorą pod uwagę faktu, że przyjdzie im zapłacić - często bardzo wysokie - oprocentowanie. Jeśli na scenę wkracza firma windykacyjna, zdziwią się, dlaczego tak się dzieje. Przecież żadnego kredytu nie brali.
I jeszcze jedna istotna kwestia. W ludziach działa bardzo silny mechanizm wyparcia. Jeśli zapyta pan przypadkowo spotkane na ulicy osoby, czy mają długi, to w większości odpowiedzą, że nie. Prawda jest taka, że prawie każdy z nich ma na głowie jakiś kredyt. Nie czuje się dłużnikiem ten, kto kupił na raty sprzęt AGD, ma kilka mandatów lub zaciągnięty kredyt hipoteczny. Powszechne jest twierdzenie, że dłużnikiem stajemy się dopiero wówczas, gdy w ogóle przestajemy spłacać zobowiązania. A to błędne podejście. Dzieje się tak już w momencie jego zaciągnięcia.
Ale jest też jakaś grupa ludzi, którzy po prostu - z różnych powodów - nie mają pieniędzy.
Oczywiście, że tak. Jest wiele osób, które chciałyby pozbyć się długów, ale fizycznie nie mogą. Gdy obsługujemy takie wierzytelności, mówią nam, że to przecież nie jest ich wina, że mają te długi, tylko banku. „Jakby nam nie udzielił kredytu, to byśmy nie musieli ich spłacać”. Z pewnego punktu widzenia to jest racjonalne podejście. Skoro bank mi dał pieniądze, których ja nie powinienem dostać, to w pewnym sensie jakąś winę faktycznie ponosi. I ci ludzie mówią wprost, że nie mają możliwości spłaty i jak chcemy, to możemy ich oddać do sądu.
A co z firmami?
Przedsiębiorstwa nie płacą na przykład dlatego, że mają bałagan w dokumentach. Jest też grupa tzw. wierzytelności spornych. Firma zamówiła na przykład milion ulotek. Okazuje się, że na dwóch są zagięte rogi, co w ich opinii jest wystarczającym powodem, żeby nie zapłacić za całą partię. Doskonały argument, prawda?
Część firm zaciąga więcej zobowiązań, niż wynika to z ich możliwości finansowych. Za dużo samochodów, za duże biura, za ładne meble, za dużo pracowników - nagle się okazuje, że firma nie jest w stanie funkcjonować. W planie biznesowym zapewne były założenia co do tego, jak finansować rozwój, ale ostatecznie biznes się nie udał, zabrakło płynności, nie ma popytu na usługi i nagle okazuje się, że spółka dławi się brakiem gotówki. A długi rosną.
I wtedy zjawiacie się wy.
Tak, dzwonimy, piszemy. Tłumaczymy „słuchaj, masz fakturę do zapłaty, której termin mija za trzy dni, powinieneś ją uregulować”. Często słyszymy w odpowiedzi, że takie zobowiązanie nie istnieje. Wówczas porządkujemy dokumenty i wyjaśniamy, z czego wynika dług i z jakimi konsekwencjami może wiązać się unikanie jego spłaty. Przedstawiamy argumenty, staramy się doprowadzić do ugody, uzmysławiamy dłużnikowi korzyści rozwiązania tego niewygodnego dla niego problemu.
Załóżmy, że prowadzę firmę, jakiś pan Kowalski nie płaci mi za usługę, którą dla niego wykonałem. Czy wy jesteście ostatnią deską ratunku? Powinienem się do was zgłosić, jak już prośby, groźby i wezwania spełzły na niczym?
Może się pan zgłosić do nas znacznie wcześniej, już w chwili, gdy wystawia pan fakturę. Wówczas całą kwestią zarządzania należnościami zajmujemy się my, a pan może się skupić na swojej podstawowej działalności. Firmy bardzo często nie podejmują żadnych działań w stosunku do swoich kontrahentów, którzy nie płacą na czas. Czasem zadzwonią, przypomną o sobie, ale boją się, że to zepsuje ich relacje na przyszłość. Nie każdy kontrahent jednakże na to zareaguje. Bardzo często myśli w kategoriach: „jak zapłacę za tydzień, to przecież się nic nie stanie, a w tym czasie wykorzystam te pieniądze na inny cel”. Mija pół roku i nic się nie dzieje, co jeszcze utwierdza go w słuszności takiego myślenia. W takiej sytuacji pojawienie się firmy windykacyjnej może pomóc odzyskać gotówkę szybko i sprawnie. Dłużnik bowiem otrzymuje sygnał, że jego wierzycielowi naprawdę zależy na zakończeniu sprawy i ostatecznym rozliczeniu się za usługę lub produkt.
Nie ma znaczenia, czy faktura jest na drobną kwotę, czy rzędu kilkuset tysięcy. Są wierzytelności, które windykuje się łatwiej i wówczas wystarczy kilka telefonów. Są takie, gdzie trzeba wysłać wiele pism i uruchomić wiele innych działań, np. skierować sprawę do sądu lub zgłosić do Biura Informacji Gospodarczej. Załóżmy, że ma pan jedną wierzytelność na kilkadziesiąt tysięcy złotych, przychodzi do nas i mówi „ostatnio windykowaliście moje drobne faktury, teraz mam na 50 tysięcy, zrobicie?”. Usłyszy pan w odpowiedzi, że tak, podejmiemy się tego i będzie się to wiązało z zapłaceniem np. 10 proc. prowizji. Spotykamy się, sporządzamy umowę, dzwonimy do dłużnika, a on natychmiast płaci. Pan nie zdąży jeszcze wrócić do firmy, a on już zdążył wysłać przelew. Pan dostaje 45 tysięcy, my otrzymujemy ustaloną prowizję i sprawa się kończy. Pytanie, czy jest pan zadowolony, czy nie?
Ja byłbym zadowolony, ale wyczuwam haczyk.
No właśnie, a niektórzy klienci nie są zadowoleni. Pytają nas, co konkretnie zrobiliśmy, żeby te pieniądze odzyskać. A przecież nie chodzi o to, ile telefonów wykonaliśmy czy pism wysłaliśmy, tylko o to, że zrealizowaliśmy konkretne zadanie, czyli odzyskaliśmy dług.
Czyli wynika z tego, że za szybko też nie dobrze.
To tak jak z samochodem. Jedzie pan do serwisu, bo komputer mówi, że silnik jest uszkodzony. W serwisie okazuje się, że winny był uszkodzony bezpiecznik. Są firmy, które usuną usterkę za 10 złotych, ale są i takie, które każą panu za to zapłacić 2 tysiące złotych za doświadczenie i wiedzę.
To nas natchnęło, by zastanowić się nad kosztem wykonania pojedynczego działania windykacyjnego, np. jednego telefonu, wysłania pojedynczego wezwania do zapłaty itd. Pokroiliśmy zatem nasze usługi na kawałeczki i nagle się okazało, że przygotowanie i wysłanie listu kosztuje zaledwie kilka złotych.
I zrobiliście cennik, jak w serwisie.
Wyceniliśmy w ten sposób konkretne działania windykacyjne i w ten sposób je sprzedajemy. Za każde działanie klient płaci osobno. Co ważne - nie naliczamy już wówczas prowizji. Klient sam decyduje o tym, co mamy konkretnie zrobić (zadzwonić, wysłać pismo, przypomnieć o nadchodzącej racie itd.). Zamiast zlecać obsługę sprawy za prowizję, może wybrać zestaw działań windykacyjnych np. za 20 złotych, bez względu na kwotę, jaka wynika z faktury. Części klientów się to podoba, inni wolą klasyczną prowizję.
Część wierzytelności można też sprzedać do firmy windykacyjnej. Kiedy najlepiej to zrobić? Zanim jeszcze wystąpi problem ze spłatą, najlepiej zaraz po wystawieniu faktury. Wówczas klient od razu może otrzymać gotówkę bez względu na to, że np. termin płatności wynikający z dokumentu wypada za trzy tygodnie czy trzy miesiące. To usprawnia obieg pieniądza w jego firmie, szczególnie jeśli działa w sektorze MSP, gdzie problemy może wywołać nawet jedna opóźniona przez kontrahenta płatność.
Jeżeli jednak przychodzi do nas klient z przeterminowaną wierzytelnością wynikającą z wyroku, w stosunku do której wykonano nieskuteczną egzekucję komorniczą, została wykonana niezliczona liczba telefonów i wysłano 50 pism z dwóch różnych firm windykacyjnych, to taki dług jest wart bardzo mało.
Na czym polega magia firmy windykacyjnej? Jak dostaję rachunek za telefon, to go wkładam do szuflady i niech leży, a jak dostaję pismo z firmy windykacyjnej, to jakiś taki spięty się robię i zaglądam od razu do środka.
Ma na to wpływ wiele różnych czynników. I stereotypy, i wyobrażenia, także własne lub cudzie doświadczenia, artykuły prasowe. Często zmiana wierzyciela na firmę windykacyjną jest wystarczającym powodem do tego, by dłużnik zapłacił. Oznacza to, że zrobiło się „poważnie” i dług trzeba w końcu zapłacić.
A co, jak dłużnik pieniędzy nie ma?
Czasem się tak oczywiście zdarza. Naszą rolą jest ustalić, kiedy moment spłaty nastąpi. Nie chodzi o to, by za wszelką cenę natychmiast zażądać od dłużnika pełnej kwoty, lecz by doprowadzić do ugody. Inaczej mówiąc - by wspólnie określić takie warunki spłaty, które będą możliwe do dotrzymania przez dłużnika, a jednocześnie akceptowalne przez nas. Czasem jednak się zdarza, że porozumienie jest trudne do osiągnięcia.
I co wtedy?
Oddajemy np. sprawę do e-sądu, co pozwala nam bardzo szybko otrzymać nakaz zapłaty. Dzięki temu mamy do dyspozycji kolejne narzędzia - możemy poprzez komornika zająć mu wynagrodzenie lub jego rachunki bankowe. Trzeba tylko pamiętać, że jest to kosztowny proces i dlatego zawsze dążyć będziemy do rozwiązania sprawy na drodze polubownej. Tak się po prostu bardziej opłaca. I nam, i dłużnikowi.
Wróćmy jeszcze do osób, które mogą wpaść na waszą listę…
Czemu wpaść? To takie brzydkie słowo.
No dobrze, więc do osób, których wierzytelności możecie kupić. Jakie są wasze możliwości działania? Co oprócz telefonów i faksów? Pytam o te możliwości perswazji, bo nie tylko mi chyba przyjście panów windykatorów kojarzy się z najazdem wielkich mężczyzn bez karków, za to z różnymi gadżetami to wywierania presji.
To jest tylko stereotyp. Kiedy przeprowadziliśmy badania okazało się, że zdecydowana część respondentów windykatora kojarzyła z kulturalnym, grzecznym, elokwentnym, elegancko ubranym mężczyzną w garniturze. Ta wizja przeczy stereotypowi, o którym pan mówi. Jeśli chodzi o oddziaływanie i komunikację, to mamy do dyspozycji wiele różnych możliwości: wysyłanie wezwań do zapłaty pocztą, smsem, smsem głosowym, e-mailem, faksem, rozmowy telefoniczne, wpisanie dłużnika do BIG-u, itd. zaoferowanie wierzytelności do sprzedaży, itd..
Z drugiej strony, jeżeli oddamy sprawę do sądu, to pojawia się wiele nowych możliwości dotyczących egzekucji tej kwoty poprzez komornika, tj. zajęcie rachunków bankowych, ściągnięcie z pensji, zajęcie majątku. Kiedyś było tak, że trzeba było wskazać bank, w którym dłużnik ma konto, teraz wystarczy złożyć zapytanie do banku. I komornicy wysyłają zapytania do wszystkich banków, po czym okazuje się, że w trzech z nich ktoś ma konto. Pan w ilu bankach ma rachunek?
Właśnie w trzech, ale zbieżność jest przypadkowa.
Jeżeli egzekucja dotyczy osoby fizycznej, komornik może ustalić, gdzie dłużnik pracuje - poprzez rozliczenia z ZUS-em i urzędem skarbowym. Jako branża windykacyjna będziemy zachęcać ministrów finansów i sprawiedliwości do rozszerzenia listy instytucji, w których można sprawdzić, gdzie dana osoba posiada majątek. Cel jest prosty: wspierać wierzycieli w odzyskaniu należnych im pieniędzy. Warto, byśmy nauczyli się myśleć o zobowiązaniach jako o czymś, za co należy brać odpowiedzialność. W Polsce niestety ciągle jeszcze wiele osób tej odpowiedzialności unika. Jeżeli nam będzie łatwiej się pracować, bo świadomość będzie większa, to ludzie szybciej będą odzyskiwać swoje pieniądze.
A długi się mogą przedawnić?
Przedawniona wierzytelność zmienia się w tzw. zobowiązanie naturalne, ale istnieje dalej. Jeśli pan jest dzisiaj winien komuś 10 tysięcy złotych, to będzie pan winien zawsze. Jeśli nie ureguluje pan zobowiązania, może się okazać, że będą musiały je spłacić pańskie dzieci lub wnuki. Pytanie tylko, czy będzie można udokumentować wierzytelność.
Jeśli natomiast wierzyciel skieruje sprawę do sądu, dłużnik może podnieść zarzut przedawnienia.
Zadłużenie Polaków wciąż rośnie, czy to znaczy, że będziecie coraz więcej zarabiać?
Kredyty osób fizycznych tylko w systemie bankowym wynoszą ponad 580 mld zł, a problemy ze spłatą dotyczą ponad 39 mld zł. Firmy są winne sektorowi bankowi 785 mld zł, z czego 28 mld zł to kredyty zagrożone. Wraz z upływem czasu wskaźniki nieregularnych wierzytelności mogą się tylko pogorszyć. Co dla nas jest dobrą wiadomością, bo będziemy mieli więcej pracy.
To nadal pokazuje, że wasz rynek cały czas rośnie, bo przecież jest mało prawdopodobne, że jak ktoś w tej chwili ma problem ze spłatą kredytu, to w przyszłości będzie tylko lepiej.
Rynek rośnie i będzie rósł. Gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa będą miały coraz więcej problemów w spłacaniu długów. O ile na początku wskaźnik złych kredytów hipotecznych…
Czyli tych, które są niespłacane na czas.
… miał wynosić 0,2 - 0,3 proc., to dziś ten sam wskaźnik to 3,2 proc. i może tylko rosnąć. Część dłużników straci pracę, część zachoruje, część się rozwiedzie, a to wpłynie na ich zdolność płatniczą. Problemem jest to, że nie znamy tempa tego wzrostu.
A które długi spłacamy najpierw?
Gospodarstwa domowe spłacają najpierw te zobowiązania, które wiążą się z utrzymaniem ciągłości ich funkcjonowania i poziomem bezpieczeństwa - najpierw kredyty hipoteczne, czynsz, rachunki za gaz i prąd, później dopiero rachunki za telefon i mandaty, na koniec zostawiając np. abonament.
Czyli zapłacę za mieszkanie, bo mi zabiorą, za prąd i gaz, bo mi odłączą, a potem reszta.
Tak, w przypadku innych zobowiązań zagrożenie jest mniejsze. To sprawia, że rachunek za komórkę jest gdzieś tam w środku stawki, a internet w ogóle wygląda dużo gorzej. Nagle się okazuje, że gospodarstwa domowe części zobowiązań w ogóle nie płacą.
Dlaczego to właśnie banki, firmy telekomunikacyjne i ubezpieczalnie najczęściej oddają wam wierzytelności do odzyskania?
Te firmy zmuszone były stworzyć system odzyskiwania pieniędzy, który pozwoliłby im utrzymać płynność wobec coraz większej liczby klientów. Firmy telekomunikacyjne jako pierwsze zdecydowały się na współpracę z firmami windykacyjnymi. Stało się tak już w 1998 roku. Banki na początku były bardzo nieufne. Po 10 latach okazało się, że jest duże pole do współpracy i obecnie obsługujemy zarówno system bankowy, jak i towarzystwa ubezpieczeniowe. Okazało się, że dla nich jesteśmy idealnym partnerem w biznesie.
A co z małymi firmami?
Firmy zatrudniające do pięciu pracowników to dla nas także bardzo ważny klient. W Polsce funkcjonuje ponad 2 miliony takich podmiotów. To właśnie one odpowiadają za dużą część naszego PKB. I nagle okazuje się, że taksówkarz, hydraulik, kurier…
...że oni robią nam wzrost.
Tak jest, obok banków i innych dużych firm, właśnie mikroprzedsiębiorcy są bardzo znaczącą siłą napędową gospodarki. Gdyby duża korporacja z dnia na dzień zniknęła z rynku, to nic specjalnego by się nie wydarzyło. Oczywiście mogłoby się pojawić zamieszanie w branży, w której działała, może PKB trochę by się obniżyło, ale gospodarka dałaby sobie z tym radę. A gdyby nagle zniknęły 2 miliony mikro- i małych firm, konsekwencje mogłyby być tragiczne. Ważne jest więc, by tego typu podmiotom dać wsparcie, także w zakresie technologii finansowych i usług windykacyjnych. Bo te pozwolą im na utrzymanie ciągłości działania.
Na rynku jest jeszcze wiele firm, dla których mały czy mikroprzedsiębiorca nie jest atrakcyjnym partnerem, bo na przykład nie wypracowuje jakiejś konkretnej wartości obrotów. A my z takimi firmami chcemy pracować i dla nich tworzymy kolejne usługi.
W waszych wynikach za pierwszy kwartał tego roku widać mocny wzrost przychodów, ale spadł zysk netto, jesteście zadowoleni z wyników?
Wynik na sprzedaży wzrósł, zysk netto spadł, ale wynika to z przyjętej przez nas strategii, która zakładała m.in. istotne inwestycje w postępowania sądowe i egzekucyjne. Takie inwestycje pozwolą w kolejnych kwartałach na zwiększenie przychodów z tytułu windykacji. Jeżeli w ubiegłym roku oddaliśmy do sądu 26 tysięcy spraw i w większości uzyskaliśmy już nakazy zapłaty, to możemy już rozpocząć kierowanie spraw do egzekucji komorniczej. Dzięki temu w następnych miesiącach będą rosnąć wpływy, co przełoży się ostatecznie na dobry wynik całego roku.
Co do tego, czy jesteśmy zadowoleni z wyników - proszę spojrzeć na przychody - wzrosły bardzo mocno. Nasza spółka zależna EGB Finanse, wygenerowała w pierwszym kwartale 4,5 mln przychodów. Poza tym powołaliśmy w grupie kapitałowej nową spółkę zależną, tj. EGB Nieruchomości. Wnieśliśmy do niej długi zabezpieczone nieruchomościami, przygotowujemy się za jej pośrednictwem do dokonywania transakcji hipotecznych. Obecnie każda z trzech spółek w grupie kapitałowej jest ściśle wyspecjalizowana i dzięki temu, działalność i oferta wzajemnie się uzupełnia.
A nie boicie się, że jak się banki wysypały na złych kredytach, to i wy się na nich wysypiecie?
Trudnościągalne kredyty i inne tego typu wierzytelności są dla nas źródłem przychodów. Rozpatrujemy je raczej jako surowiec. Inną kwestią jest źródło powstawania takich wierzytelności. Zbyt lekkomyślne zaciąganie pożyczek hipotecznych, połączony ze zbyt dużym optymizmem w ich udzielaniu był głównym powodem kryzysu w Stanach Zjednoczonych. Bankructwo Lehman Brothers we wrześniu 2008 roku było tylko symbolicznym zwieńczeniem pewnej epoki. Problem zaczął się dużo wcześniej. Praktycznie każdy mógł otrzymać kredyt hipoteczny, który mimo olbrzymiego ryzyka był na rynku znakomitym towarem dla wielu firm. Zarówno potencjalnych nabywców jak i tych, którzy chcieli gwarantować tego typu instrumenty. Mimo stosunkowo słabej zdolności kredytowej kredytobiorcy, znaleźli się chętni na jej poręczenie, lub zabezpieczenie. Jeden z przedstawicieli PricewaterhouseCoopers, który pełnił funkcje syndyka banku Lehman Brothers stwierdził, że nie potrafią ocenić wartości zaangażowanego ryzyka przeprowadzonych transakcji dotyczących finansowania, bądź wykupu, ale jest ono wielokrotnie większe, niż oszacowali to ubezpieczyciele. W ówczesnym czasie nikt zatem nie potrafił ocenić prawdziwej wartości pożyczek hipotecznych i innych tego typu wierzytelności. Dzięki kryzysowi zaczęto stąpać po ziemi. Realna wartość była zatem zupełnie inna. Niższa.
Podobnie jest w Polsce. Oczywiście nie czeka nas taka skala problemów, ale zasady są podobne. Część udzielonych kredytów hipotecznych może mieć relatywnie inną, niższą wartość. Zwłaszcza, jeśli przy ich udzielaniu zastosowano zbyt łagodne kryteria. Transakcje wykupu wierzytelności nie są wiec niczym innym, tylko urealnianiem wartości tych aktywów. Mimo wielu zmian w systemie bankowym nadal jest łatwo otrzymać kredyt hipoteczny… I teraz eksperyment dziennikarski…
...chciał pan być dziennikarzem?
Oczywiście. Lubię pisać. : )))
Proszę spróbować pójść do pośredników kredytowych i udawać kredytobiorcę. „Dzień dobry, jestem potencjalnym klientem i chciałbym otrzymać kredyt”. Czy obsługujący Pana doradca jest zainteresowany udzieleniem pożyczki, czy uchronieniem Pana przed nowym zobowiązaniem?
A skąd, on chce sprzedać produkt i dostać prowizję.
Otóż to. Jedynym ograniczeniem jest wtedy system komputerowy, który każe zadawać pytania, dotyczące zdolności kredytowej klienta. Potencjalny kredytobiorca powinien wykazać się zatem rozsądkiem i samemu oszacować, czy będzie w stanie przez kilkadziesiąt lat spłacać co miesiąc ratę kredytu. Bez względu na to co się będzie działo z jego finansami i dochodami. Mam nadzieję, że każdy przed podpisaniem umowy pożyczki czy kredytu zastanawia się na tym.
Myślicie o przejściu z NewConnect na duży rynek GPW?
Zdecydowanie. W tej chwili zależy od tylko od kapitalizacji spółki. Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy na pewno pozytywnie to zaopiniuje, bo wiązać się to będzie z wieloma korzyściami. Po pierwsze, będziemy mieli dostęp do innego typu inwestorów - na głównym rynku inwestują inne podmioty, niż na NewConnect, w większości fundusze i duzi gracze. Od trzech kwartałów jesteśmy w segmencie NewConnect Lead, więc giełda ocenia nas pozytywnie i traktuje jako emitenta, który ma bardzo duże szanse, by wprowadzić akcje na główny parkiet.
Wyemitowaliście obligacje za 40 milionów złotych - na co przeznaczacie te środki?
Te pieniądze w całości przeznaczamy na zakupy portfeli wierzytelności, zarówno sektora bankowego, telekomunikacyjnego, jak i ubezpieczeniowego. Rozszerzamy także grupę docelową klientów. W spółce zależnej staramy się docierać także do podmiotów z sektora MSP, które sprzedają nam drobne, pojedyncze faktury przed terminem wymagalności. To świetnie dywersyfikuje naszą działalność. Jesteśmy dzięki temu uniezależnieni od dużych graczy transakcji portfelowych.
W tej chwili macie 94 miliony złotych zleconych do odzyskania, rok temu było to 30 milionów, z kolei bardzo spadła liczba kupionych długów - to jakaś strategia?
W zeszłym roku kupiliśmy bardzo duży pakiet wierzytelności, ale takie transakcje zdarzają się raz na jakiś czas i często pracuje się nad nimi przez wiele miesięcy. Obecnie bierzemy udział w kilku istotnych przetargach.
Z punktu widzenia pana biznesu, życzyłby Pan, żeby wszyscy ludzie w terminie spłacali swoje długi?
Na początek, dobrze byłoby, gdyby wzrosła w Polsce świadomość związana z koniecznością płacenia swoich zobowiązań. Sami zresztą walczymy o to od lat. Uczymy przedsiębiorców, jak z nami współpracować i jakie z tego będą mieli korzyści. Dłużnikom natomiast tłumaczymy, że firma windykacyjna to ktoś, kto może pomóc rozwiązać ich problemy z płatnościami w sposób ugodowy.