Silna Niezależna Kobieta, czyli facebookowy profil, zasłynął alternatywną mapą Warszawy, która stała się hitem. Okazuje się, że nie dość, że twórca fanpage'a sam jest słoikiem, to jeszcze mężczyzną.
Jak powstał pomysł na stworzenie alternatywnej mapy Warszawy?
Twórca fanpage'u Silna Niezależna Kobieta: Moja znajomość Warszawy, charakterystyczna dla typowego słoika, ogranicza się do kilku dzielnic, w których bywam częściej. Reszta jest dla mnie za daleko albo nic o niej nie wiem.
Jednym słowem – twoja mapa to przewodnik dla słoików, którzy – jak ty – nie znają miasta, ale jakoś muszą się w nim odnaleźć.
Trochę tak. Przyjechałem do Warszawy trzy lata temu i dziś wiem o niej mniej więcej tyle, co jest na tej mapie.
Lubisz w ogóle stolicę?
Uwielbiam! Dzięki niej spełniłem swój słoiczy sen – już nie jestem barmanem, awansowałem do świata reklamy, o czym marzyłem od czasu rzucenia studiów.
Dlaczego akurat Warszawa a nie inne miasto?
To było zrządzenie losu. Trochę nie miałem innego wyjścia, musiałem się tu przeprowadzić. To był typowy wyjazd za pracą.
Mówisz, że lubisz stolicę, a mapa jest, delikatnie mówiąc, zgryźliwa.
Takie mam poczucie humoru. Nie powiedziałbym jednak, że jest zgryźliwa – raczej uszczypliwa.
Jakie były reakcje warszawiaków?
W większości pozytywne, dzięki czemu mapa szybko stała się viralem, zwłaszcza wśród samych słoików. Trafiła nawet do Sydney'a Polaka, który znalazł się na niej, bo kiedyś chcieliśmy z dziewczyną zwiedzić wszystkie dzielnice Warszawy, o których on śpiewał. W końcu wyszło tak, że słoik nie zna stolicy i Tarchomin jest na „Skurwysynowie”. Zresztą, Ursynów to jedyna część miasta, w której moja noga nigdy nie stanęła.
I te reakcje są ciekawe – spodziewałabym się raczej hejtu ze strony mieszkańców poszczególnych dzielnic, niż pozytywnych reakcji. Okazuje się, że jednak mamy poczucie humoru.
Rodowici warszawiacy, z dziada pradziada są oczywiście oburzeni, bo jak tak można mówić o dzielnicy, w której mieszkają od lat? Wydaje mi się, że ci ludzie mają jakiś problem ze swoją identyfikacją. Kiedyś mieszkałem w Krakowie i rodowici mieszkańcy tego miasta krzywo patrzyli na przyjezdnych, którzy zabierają im miejsca pracy. Miasto bardzo silnie określa człowieka – mamy warszawiaków, krakowiaków czy poznaniaków i dobrze wiemy, kto z kim się nie lubi. A przecież ci ludzie w miastach skądś się muszą brać – nie ma rodów, które zamieszkują je od średniowiecza.
Będą mapy kolejnych miast?
Mógłbym stworzyć mapę Rzeszowa, ale niewiele już z tego miasta pamiętam. O Poznaniu napisałbym „jeden wielki ziemniak”, bo mniej więcej tyle wiem, Wrocław – mekka studentów, Łódź – Detroit. Dlatego zrobiłem wcześniej mapę Polski – na podstawie własnych doświadczeń z różnych miast albo rozmów z ich mieszkańcami.
W sieci jest już mapa Katowic czy Radomia.
Tyle, że zrobili je sami internauci, nie mam z tym nic wspólnego (śmiech).
Nie przeszkadza ci to, że ludzie kopiują twój pomysł?
W ogóle! Miałem świadomość, że mapa Warszawy może stać się viralem. Szkoda tylko, że grafika niesie się po sieci bez odniesienia do mojego fanpage'a. Może trochę sam się do tego przyczyniłem, bo nie zrobiłem na niej znaku wodnego. To, że ludzie robią kolejne mapy jest super, bo to znaczy, że podłapali ideę.
Fenomen powstania kolejnych map wynika z naszej potrzeby uogólnień? Potrzebujemy takich stereotypów i uproszczeń, żeby łatwiej nam było odnaleźć się w rzeczywistości?
Żyjemy w czasach, w których tak naprawdę sami siebie parodiujemy. Poza tym, każdy stereotyp ma pokrycie w rzeczywistości, jest w nim jakieś ziarenko prawdy. Jeśli nam odpowiada takie uogólnianie, to nie widzę w tym problemu. To zresztą nie dotyczy tylko miejsca zamieszkania czy pochodzenia. Stereotypy, zwłaszcza prześmiewcze, są potrzebne. Gdybyśmy byli bardzo poważni, to nienawidzilibyśmy się jeszcze bardziej niż teraz. A tak przynajmniej lubimy się nienawidzić.
Nie dziwi cię, że większą dyskusję wywołują memy, niż opasłe artykuły z milionem dowodów na poparcie tezy?
Social media to potwór, który rządzi się własnymi prawami. Wszyscy jesteśmy millenialsami, którzy mają niewiele czasu na poświęcenie czemuś uwagi. Mnie się w ogóle nie chce czytać artykułów, wolę obrazki z prostym tekstem, infografiki, bo to nie zabiera zbyt wiele czasu z mojego życia, a całą resztę jestem w stanie sobie dopowiedzieć. Nie chce mi się czytać całych szpalt tekstu, jestem leniem (śmiech).
To jest śmieszna historia. W ubiegłym roku byłem w dość burzliwym związku z dziewczyną, dziś już byłą dziewczyną. Pewnego wieczoru, po tym, gdy strasznie się pokłóciliśmy, pomyślałem: „No dobra, ja już te wszystkie twoje zagrywki znam, podobnie zachowuje się reszta kobiet, może więc pokażemy to światu w prześmiewczy sposób”. Wychodzę z założenia, że jeżeli coś się pokazuje jako publicznie nieakceptowalne, to w ludziach pojawia się obronna reakcja, żeby w sobie tego nie zmieniać. Taka była pierwotna myśl, może nie do końca się to udało, a profil zaczął żyć własnym życiem. Muszę jednak dodać, że do jego stworzenia zainspirował mnie kawałek „Będziesz ze mną chodzić” zespołu Mojapołowa. Ludzie lubią żyć schematami – tak jest prościej.
I dają się nabrać, bo są święcie przekonani, że Silną Niezależną Kobietę musi prowadzić kobieta, a tu niespodzianka.
Pierwotnie próbowałem podszywać pod kobietę. Miał to być meta-sarkastyczny żart, żeby pokazać, że kobieta umie żartować z samej siebie (bo w rzeczywistości nie zawsze tak jest).
Nie lubisz feministek? Twoje memy są dla nich nieco uszczypliwe.
Wierzę w ten tradycyjny feminizm, w ramach którego kobieta chce prawdziwej równości pomiędzy kobietą a mężczyzną. Mają być równi w pracy, życiu, całej reszcie. Zauważyłem jednak, że współcześnie feminizm jest używany przez kobiety jako tarcza, aby robić z siebie ofiary albo traktować mężczyzn jako gorszych, wywyższać się ponad nich. To wszystko jest związane z pewną społeczną przemianą, jaka się ostatnio wydarzyła. Feminizm trzeciej fali działa dla nas na niekorzyść.
Krytykowanie feminizmu jest jednak trochę politycznie niepoprawne. Pamiętasz awanturkę, jaką wywołał artykuł w „Wysockich Obcasach Extra”?
W Polsce jesteś łysym prawicowcem albo lewackim motłochem. Samego siebie stawiam gdzieś pomiędzy – i tu, i tu są wartości, które popieram i te, z którymi nie mam nic wspólnego.
Masz jakieś swoje internetowe guru, z którego czerpiesz inspirację?
Od kiedy zacząłem tworzyć prześmiewcze memy, chciałem bardzo uniknąć kopiowania już istniejących pomysłów. Nie chciałem robić drugiego Kwejka czy Joemonster. Moim celem było tworzenie oryginalnego kontentu. Nie mam więc swojego guru, moją inspiracją jest po prostu życie.