
Zagadka: w jakiej państwowej instytucji można zarobić około 10 tysięcy złotych miesięcznie i mieć szanse na premię w wysokości 20 tysięcy zł? Otóż tak gigantyczne pensje płaci jeden z ostatnich monopolistów w Polsce: Urząd Dozoru Technicznego. Zarabia na to, łupiąc przedsiębiorców. Szefowie UDT, ustalając cennik usług, wykorzystują swoją pozycję, bo tylko ich firma może kontrolować stan przemysłowych urządzeń technicznych i wydawać uprawnienia dla zakładów. A ministerstwo gospodarki nie widzi w tym żadnego problemu.
Urząd Dozoru Technicznego to przedziwna skamielina PRL, która porusza się w świecie kapitalizmu z gracją słonia w składzie porcelany. Urząd powstał w 1950 roku i od tamtego czasu niepodzielnie dzierży monopolistyczną pozycję. Dzięki temu znajduje się w pierwszej połowie listy 2000 największych polskich przedsiębiorstw – przygotowywanej przez redakcję dziennika "Rzeczpospolita". Dla porównania, u naszych zachodnich sąsiadów te same zadania z powodzeniem wykonuje siedem konkurujących ze sobą prywatnych instytucji. A to oznacza o niebo niższe ceny ich usług.
Obchodziliśmy niedawno 25 rocznice zmiany systemu, niestety III RP jest budowana na fundamentach z poprzedniego ustroju. Naprawdę nie ma żadnego powodu dla którego dozorem technicznym ma się zajmować instytucja państwowa. W innych krajach tego rodzaju czynnościami zajmują się na zlecenie rządu prywatne firmy.
Przy okazji, Urząd Dozoru technicznego jest ewenementem nie tylko na skale polską, ale także światową z innego powodu. To chyba jedyna firma, w której związki zawodowe nie narzekają na płace, lecz je chwalą! Niedawno Radosław Śniadek, przewodniczący Komisji Zakładowej „Solidarności” w UDT, w rozmowie z portalem regionu gdańskiego „S” przyznał szczerze: „fakt, że w UDT nie zarabia się mało, nie jest tajemnicą”
Jako monopolista, zarabiający krocie, bo przy obrocie wynoszącym 364 mln złotych zarobił netto 46 mln zł, Urząd Dozoru Technicznego absolutnie nie liczy się z kosztami. W ciągu trzech lat na reklamę swojej działalności, której clou stanowią obowiązkowe dla przedsiębiorstw kontrole i odbiory techniczne, lekką ręką wydał blisko 9 milionów złotych. Tak gigantyczne pieniądze poszły m.in. na zakup kilkuset jedwabnych apaszek i krawatów, skrzynek na wino z akcesoria, piór wiecznych, scyzoryków czy piersiówek w skórzanej oprawie, kubków termicznych, kosmetyków damskich, itp. Kontrolerzy z NIK nie zostawili suchej nitki na tego rodzaju wydatkach.