Ilustracja Maurice'a Sendaka
Ilustracja Maurice'a Sendaka

„Nie będę okłamywał dzieci i utrzymywał ich w błogiej świadomości, że świat jest oazą niewinności”. Tak brzmi credo Maurice’a Sendaka, zmarłego przedwczoraj autora jednej z najpopularniejszych książek dla dzieci, „Gdzie mieszkają dzikie stwory”, będącej kolejnym dowodem na to, że dzieci niekoniecznie lubią uciekać myślami do krainy łagodności.

REKLAMA
Istnieją dwa rodzaje książek dla dzieci. Pierwszy z nich rzuca się w oczy zaraz po wejściu do księgarni. Tam z okładek biją po oczach różowo-neonowe krainy nieustającej radości, zamieszkiwane przez franczyzowane, wiecznie roześmiane istoty o przerysowanych minach i nienaturalnie wielkich oczach.
Okładki tych drugich zupełnie nie są krzykliwe. Zerkają z nich trochę straszne głowy o wielkich zębach, albo kłębią się na nich impresjonistyczne chmurzyska nad majestatycznymi konturami zamków. Ich bohaterowie są ludźmi takimi, jak my: mają normalne rozterki i złote jabłka, które padają u ich stóp bywają często robaczywe. Te drugie książki, zwykle mniej eksponowane na półkach, czekają cierpliwie na rodziców. Coraz częściej możemy znaleźć je tylko w antykwariatach albo na aukcjach. Ale to właśnie te trochę ponure, trochę tajemnicze okładki podbijają serca milionów dzieci. Maurice Sendak, amerykański pisarz i ilustrator polskiego pochodzenia, wiedział o tym doskonale.

Może to kwestia tego, że Sendak (ur. 1928), dziecko ocalałych z Holokaustu Żydów z Polski, którzy wyemigrowali do Ameryki po zakończeniu II Wojny Światowej, przesiąkł wcześnie opowieściami o tragicznych losach swojej rodziny. Traumatyczne lata dorastania sam określił później mianem „strasznej sytuacji”. Ucieczką od codzienności stały się więc książki i filmy. Zainspirowany „Fantazją” Disneya, Maurice Sendak zdecydował, że zostanie ilustratorem. Pierwsza książka z jego ilustracjami ukazała się w 1947 roku, do dziś wyszło ich blisko sto. W 1956 roku napisał i zilustrował swoją pierwszą historię dla dzieci. Siedem lat później powstało jego najbardziej znane dzieło: „Gdzie mieszkają dzikie stwory” (org. „Where The Wild Things Are”), która sprzedała się do dziś w prawie 20 milionach egzemplarzy.
Chociaż książki Sendaka odniosły wielki sukces na całym świecie, żadna z nich nie została do tej pory przetłumaczona na język polski. Historię 9-letniego chłopca, który ucieka przed rodzicami w świat fantazji, trafia na wyspę zamieszkiwaną przez wielkie, kosmate stwory i, na dobre i na złe, zostaje ich królem, znamy z ekranizacji Spike’a Joneza. Trochę szkoda, bo jego smutno-straszne opowieści z pewnością znalazłyby wielu nabywców wśród rodziców, których dorastanie wypadło w złotych czasach polskiej literatury i ilustracji dla dzieci.
Zbigniew Rychlicki, Stasys Eidrigevicius, Jan Marcin Szancer, Adam Kilian, Bohdan Butenko, Krystyna Michałowska, Zdzisław Witwicki, Konstanty Sopoćko... lista świetnych ilustratorów książek dla dzieci i młodzieży jest długa. Większość z nich znamy z publikacji wydanych w złotych latach polskiej książki, tj. 1950-1980, wielu osiągnęło międzynarodową sławę. Za sprawą młodych wydawnictw w rodzaju Dwie Siostry, Hipopotam, czy Muchomor, ilustrowana książka dla dzieci wyszła z kryzysu, w który popadła pod koniec lat 80. Obecnie kreatywne, nietuzinkowe i przede wszystkim działające na wyobraźnię książki ilustruje nowe, młode pokolenie autorów, godnie kontynuując dzieło mistrzów. Ponieważ nie sposób wymienić wszystkich, poniżej subiektywny wybór 5 bardziej mniej znanych książek ze starej i nowej szkoły, których wstyd nie znać. Czekamy na wasze ulubione tytuły w komentarzach.

Julian Tuwim „Lokomotywa”, il. Jan Marcin Szancer, NK 1953, wznawiana niezliczoną ilość razy. Obok „Pinokia” czy „Baśni” Andersena to chyba najbardziej znana książka z ilustracjami Szancera. Nie tak mroczna i impresjonistyczna, jak wspomniane tytuły, ale w końcu nieśmiertelny wiersza Tuwima zobowiązuje.

Edmund Niziurski „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”, il. Bohdan Butenko, NK 1965. Klasyk młodzieżowego purononsensu. Butenko i Niziurski na najwyższym poziomie, książka zaskakująca także na poziomie składu i redakcji graficznej, zupełnie się nie zestarzała.

Sergiusz Michałkow „Nie płacz koziołku”, il. Antoni Boratyński, NK 1973. Wielokrotnie wznawiana w coraz to bardziej koszmarnych oprawach graficznych, ta opowieść o niesfornym koziołku w oryginalnej edycji ma niezwykły, tajemniczo-oniryczny klimat, dzięki cudownym ilustracjom Boratyńskiego. Coś dla miłośników atmosfery z „Opowieści z mchu i paproci”.

Lech Isakiewicz „Grinka w krainie parasoli”, il. Lech Isakiewicz, KAW 1979. Surrealistyczna (w warstwie tekstowej i graficznej) opowieść o dziewczynce, która w upalne lato wybiera się na lody a trafia do... tytułowej krainy parasoli. Isakiewicz ilustrował m.in. „Porwanie w Tiuturlistanie” czy „Księgę bajek polskich”.

Olga Woźniak „Brud”, il. Patryk Mogilnicki, Hokus-Pokus, premiera 20 maja 2012. Dziennikarka popularnonaukowa, którą znacie m.in. z „Przekroju”, oraz ilustrator Patryk Mogilnicki, stworzyli wspólnie zabawną opowieść o tym, czym jest brud i skąd się bierze. Rzecz nie tylko dla tych, którzy nie lubią myć rąk przed obiadem.
Więcej o dobrej polskiej ilustracji dla dzieci:
http://www.polskailustracjadladzieci.pl/