Wielkanoc ma moc. Także dla niewierzących!
Wielkanoc ma moc. Także dla niewierzących! Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Gazeta

Wielkanoc to najważniejsza chrześcijańska uroczystość. Pamiątka przejścia Chrystusa ze śmierci do życia może jednak stanowić inspirację także dla niewierzących. Wiele zależy od tego, jaką narrację przedstawia im Kościół. Straszenie gender niewiele tu da...

REKLAMA
Przejście ze śmierci do życia
Wielkanoc to najważniejsze dla katolików święta. Jezus Chrystus, Bóg-Człowiek, skazany przez Poncjusza Piłata, po wielogodzinnej męce umiera na krzyżu dla zbawienia człowieka i odkupienia jego win. Jego zmasakrowane ciało zostaje owinięte w płótna i złożone do grobu. Jego uczniowie są zdruzgotani – jak to?! Przecież mówił, że jest Mesjaszem! Przecież miał być Synem Bożym, a teraz leży martwy?
Jak ogromny zawód musieli odczuwać w piątkowe popołudnie. Jak przejmujący musiał być ich smutek i samotność w sobotę. I jakże wielkie zdziwienie (ale i strach) w niedzielny poranek, kiedy okazało się, że grób Jezusa jest... pusty. Co się z Nim stało? Może ktoś przeniósł Jego ciało w inne miejsce?
Zmartwychwstały ukazuje się jednak Apostołom, którzy w pierwszej chwili... nie poznają Go! Ukazuje się też Marii Magdalenie, a jeszcze w następnych dniach „mimo drzwi zamkniętych” wchodzi do Wieczernika, gdzie gromadzą się Jego uczniowie. Żyje, powstał z martwych tak, jak zapowiadał!
Katolicy na całym świecie co roku obchodzą pamiątkę Paschy – przejścia Jezusa ze śmierci do życia. Choć z Wielkanocą nie wiąże się cała ta „magiczna” atmosfera, jaka towarzyszy Bożemu Narodzeniu, to pamiątka męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa stanowi tak naprawdę sens całego chrześcijaństwa. Bez nich, mówiąc krótko, nie byłoby Kościoła.
Folklor i tradycja
Handlowcy zachęceni sukcesem doszczętnego skomercjalizowania Gwiazdki, nabrali apetytu na jeszcze większy zysk. Robią więc dużo, aby i Wielkanoc sprowadzić wyłącznie do wesołych kicających zająców i cukrowych baranków. Mirosław Pęczak pisze w najnowszym numerze „Polityki”, że oba największe chrześcijańskie święta obchodzimy w dzisiejszej Polsce całkiem podobnie, mieszając folklor z tradycją.
Wielkanoc nie daje się tak łatwo wprzęgnąć w dźwignię handlu, jak Boże Narodzenie. Przede wszystkim dlatego, że nie wiąże się ze zwyczajem obdarowywania prezentami (choć w niektórych regionach Polski ponoć upominki z tej okazji przynosi zajączek). Nie oznacza to jednak, że nie można tych świąt przeżyć, ograniczając się wyłącznie do poświęcenia pokarmu (nazywanego przez mniej wtajemniczonych w eklezjalną rzeczywistość po prostu „zrobieniem koszyczka”) i malowania pisanek.
Co robią katolicy, aby Wielkanoc przeżyć głębiej, unieść się ponad kurczaczki i cały ten zwierzyniec ze święconki? Jola Szymańska, słynna Hipster Katoliczka ma bardzo prostą poradę.
Jola Szymańska

Zacząć szczerze rozmawiać z Bogiem! Gadać z Nim jak gadamy z bliskimi, przyjaciółmi. Zacząć Go traktować jak prawdziwą, realną Osobę.


Niebezpieczeństwo rytualizacji
O. Paweł Gużyński spogląda na problem rytualizacji świąt z nieco szerszej perspektywy. Dominikanin w rozmowie z naTemat zauważa, że w jakimś stopniu zawsze będziemy skazani na niebezpieczeństwo pustości rytuałów. Wynika to po prostu z natury człowieka. Gdyby tak nie było, Pan Jezus nie musiałby w Ewangelii przypominać, aby na modlitwie nie być gadatliwym, jak poganie. Nie kazałby też najpierw godzić się z bratem, a dopiero potem składać ofiary na ołtarzu.
– To pokazuje, że problem jest znany od zawsze. Dowodzą tego wszystkie pacyfikacje, których Jezus dokonywał na faryzeuszach z powodu ich skłonności do rytualizacji – przypomina zakonnik.
logo
Jedną z wielkanocnych tradycji jest polewanie się wodą. Lany Poniedziałek w Wilamowicach (woj. śląskie) Fot. Tomasz Fritz/Agencja Gazeta

Tendencja skupiania się na tym, co powierzchowne, czyli na przykład na samej obrzędowości, to pewien generalny problem natury ludzkiej po grzechu pierworodnym. W skrajnych przypadkach efektem może być popadanie w fałszywe kształty religijności czy pobożności. – Mamy niezbyt sprzyjający punkt startowy, dlatego ciągle trzeba podejmować duży wysiłek, aby przeciwdziałać tej skłonności – podkreśla o. Gużyński.
Jakie są niezawodne metody dominikanina? Jak mówi z uśmiechem, nie da się uciec od pewnej oczywistości, bo w końcu źródłem wszystkiego jest... nawrócenie. - Jeśli człowiekowi nie objawi się Bóg, to ciągle będzie praktykował religijność pierwotną, płaską. Ale jeśli wejdzie w proces nawrócenia, pojawi się głębia. To, na początku pewnie minimalne wyczucie sensu, może rozwijać – przekonuje zakonnik.
Przed płaskim przeżyciem świąt, bez względu na to, czy mowa o Wielkanocy czy Bożym Narodzeniem, niewątpliwie uchroni odpowiednie przygotowanie. A z tym katolicy w Polsce też czasem stoją na bakier. Łatwiej jakoś przychodzi nam wyprawa na zakupy, nagotowanie na dwa dni tylu potraw, że można nimi wykarmić mały oddział wojska, mycie okien i trzepanie dywanów niż pogłębiona refleksja nad sensem swojego życia. Nie mówiąc już o spowiadaniu się, co odkładamy na ostatnią chwilę.
Spowiedź last minute
Przykazania kościelne nakazują, by „co najmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty”, a w „okresie wielkanocnym przyjąć Komunię Świętą”. To oczywiście absolutne minimum, ale i do tego, jak widać, niektórych wierzących trzeba specjalnie zachęcać.
Takim rodzajem zachęty (a może też po prostu ułatwieniem dla zabieganych) jest inicjatywa, którą od kilu lat podejmują kapłani w większych miastach Polski, spowiadając... nocami. Noc Konfesjonałów ma być propozycją dla tych, którzy całymi dniami pracują i nie zdążyliby w „normalnych” warunkach wyspowiadać się przed świętami. Tym bardziej, że pospolite ruszenie do konfesjonałów jednak daje się we znaki, a w kolejkach do kapłana trzeba odstać swoje.
W tym roku Noc Konfesjonałów odbywa się w różne dni Wielkiego Tygodnia, ale i tak najwięcej kościołów będzie otwartych do późnych godzin w Wielki Piątek. Ks. Tomasz Grzyb mówił, że nocna spowiedź to więcej czasu, jaki kapłan może poświęcić penitentowi – bo kolejki mniejsze, więc i większa szansa na wytłumaczenie, o co tak naprawdę chodzi w przeżywaniu Świąt.
Ale nie wszyscy są zachwyceni nocnym wyznawaniem grzechów. Inicjatywa, z punktu widzenia zabieganych z pewnością bardzo cenna i przynosząca wiele dobrych efektów, to z drugiej strony usprawiedliwienie odkładania tego ważnego elementu duchowej pracy nad sobą na ostatnią chwilę.
logo
Rezurekcyjna procesja w Zakopanem Fot. Marek Podmokły/Agencja Gazeta

Katolickie pospolite ruszenie...
– Jeśli będziemy zostawiać tak ważne sprawy jak spowiedź na ostatnią chwilę, z okazji świąt, ślubu, chrztu, pogrzebu, trzęsienia ziemi albo śmierci papieża, to nie będzie głębi. Jeśli nie nauczymy ludzi, że sakrament pokuty powinien towarzyszyć nam codziennie, ale będziemy uparcie obstawali przy praktyce narodowej zbiórki za pięć dwunasta, to z tego nic nie będzie – mówi naTemat o. Gużyński, porównując takie jednorazowe zrywy i solidne przygotowania do... pospolitego ruszenia i zawodowej armii.
Zdaniem zakonnika, wiele inicjatyw podejmowanych przez katolików ma charakter doraźnych działań, których celem jest... zrobienie klimatu. Ale co to daje na dłuższą metę? – Z czcigodnym o. Janem Górą wielokrotnie spierałem się o Lednicę, coroczne spotkanie katolickiej młodzieży. Jako jednorazowa akcja to jest super, ale co dalej? – pyta dominikanin i wspomina, że spowiadając młodych ludzi w poznańskim konfesjonale często widział taki schemat: Tam „czułem”, a tu „nie czuję”.
Oczekiwanie duchowych fajerwerków to kolejny efekt „ślizgania” się po przestrzeni religijności. Do świąt też czasem tak podchodzimy – ma być pięknie i podniośle, ale tylko kilka razy w roku, bo przecież na co dzień nie może być tak na bardzo emocjonalnie. To błędne nastawienie. Aby poczuć głębię i pełen wymiar uroczystości, potrzebna jest żmudna i nudna codzienna praca.
...i religijny orgazm
Dominikanin ujmuje problem nawet dosadniej.
O. Paweł Gużyński OP

Żeby pojawiła się głębia, księża muszą wziąć się do roboty i przynajmniej przyzwoicie sprawować codzienną Eucharystię. I mówić przyzwoite kazania „od siebie”. Wyrzucić na zbity pysk wszystkie książki z gotowcami. Głębia rodzi się od codzienności sprawowania Eucharystii, w sposób może nawet skromny, ale sakralny, od przeżywania Słowa Bożego, doświadczania go na własnej skórze. Po „akcji z okazji” będzie pięć minut religijnego orgazmu i koniec.


Niestety, czasem sami księża traktują święta jako fajerwerki co pół roku – bo wtedy do świątyń przychodzi więcej wiernych niż co niedziela, jest więc okazja, żeby powiedzieć z ambony kilka mocnych słów.
Ale nie zawsze są to słowa, które przemawiają do serca człowieka. Bo czy dla „odświętnego katolika”, który odwiedza kościół z okazji Bożego Narodzenia i Wielkanocy naprawdę najistotniejsze są kwestie in vitro i aborcji? Jeśli już raz na pół roku przyjdzie do świątyni usłyszy, że jest zbrodniarzem, bo używa antykoncepcji albo żyje w konkubinacie, to czy będzie miał szansę zachwycić się potęgą miłości Jezusa Chrystusa, który dał się zabić dla jego zbawienia?
– Przy okazji dużych świąt, biskupi zamiast zająć się wprowadzaniem w misterium, walną coś o gender, in vitro albo jeszcze czymś innym. To wszystko są bardzo ważne kwestie i nikt nie będzie tego podważał, ale nie osiągniemy celu, o który – jak mniemam – chodzi biskupom. A chodzi przecież o to, aby ludzie coś zrozumieli, weszli w głębie procesu – mówi naTemat o. Gużyński.
Wtajemniczenie czy moralizowanie?
Jego zdaniem, nie da się człowiekowi narzucić religijności. Nie sprawdzi się też wskazanie, jak powinno być, podczas gdy ludzie nie wiedzą, jak dojść do wyznaczonej mety. Drogą, którą zresztą Kościół wskazuje od początku, jest właśnie mistagogia, czyli wtajemniczenie.
logo
Wielkanoc to pamiątka przejścia Chrystusa ze śmierci do życia Fot. Adam Stępień/Agencja Gazeta

– W Kościele starożytnym więcej uwagi poświęcano kwestiom mistagogicznym, aniżeli moralnym. Panowało przekonanie, że jeśli wtajemniczymy człowieka w misteria, wiarę, relację z Chrystusem, tym bardziej stanie się on moralny. Kluczem do przejścia z rytualizmu do wewnętrznego doświadczenia, związanego z nawróceniem jest praca typu mistagogicznego – mówi o. Gużyński. I dodaje, że wszystkie chrześcijańskie święta powinny być przestrzeniami, w których kapłani wręcz stają na rzęsach, by wtajemniczać ludzi w misteria.
Podobnie problem ujmuje Konrad Kruczkowski, autor bloga Halo Ziemia (Blog Roku 2013).
Konrad Kruczkowski

Za rozbieżność pomiędzy deklaracją wiary, a jej rzeczywistym zrozumieniem i przeżywaniem, w największym stopniu odpowiedzialny jest sam Kościół. Zamiast narracji, która pozwoli wiernym zrozumieć święta, a w rezultacie poprawić jakość swojego życia, mamy do czynienia z narracją wojny i konfliktu. Intuicja podpowiada mi, że świąteczne listy hierarchów nie będą dotyczyć samych świat, ale bieżących wydarzeń i sporów ideologicznych. Niestety, ryba psuje się od głowy.


Kruczkowski podkreśla, że wiara, oczywiście osadzona we wspólnocie, jest przede wszystkim osobistą relacją człowieka z Bogiem. A więc również osobistym zaangażowaniem. – Jeśli więc dzisiaj ktoś oczekuje od świąt więcej, musi się na to zaangażowanie zdobyć. Znaleźć dla siebie czas – mówi bloger.
Wielkanoc dla ateistów?
Wtajemniczać w misteria katolików (nawet tych „odświętnych”), to jedno, ale co można zaoferować tym, którzy Wielkanocy nie obchodzą? Teoretycznie, wszyscy mamy weekend ustawowo dłuższy o jeden wolny dzień. Praktycznie – wielu deklarujących się jako niewierzący Polaków i tak spotka się z rodziną i bliskimi. Bo przecież każda okazja do nadrobienia rodzinnych czy towarzyskich zaległości jest dobra. Jeszcze inni, korzystając z możliwości i nieprzepełnionych tego weekendu hoteli, ruszą na podbój krajowych i zagranicznych kurortów.
To wcale nie oznacza, że w Wielkanocy nie ma niczego, co mogłyby przeżyć osoby niewierzące. – Wszystko zależy od tego, jak dany człowiek podchodzi do istoty Wielkiej Nocy. Refleksyjnie czy pragmatycznie? Historia Jezusa może być inspirująca także dla niewierzących – przekonuje w rozmowie z naTemat Jola Szymańska.
Życie Boga-Człowieka bez wątpienia jest niezwykłą tajemnicą i może inspirować, ale... Wielkanoc nie zainspiruje żadnego ateisty ani antyklerykała, jeśli nie zobaczy on... miłości we wspólnocie chrześcijan.
Jezus inspiruje
O. Gużyński radzi, aby szukając odpowiedzi na pytanie, jak niewierzący mogą skorzystać z Wielkanocy, znowu sięgnąć do Nowego Testamentu, gdzie czytamy, że inni patrzyli na wspólnoty chrześcijańskie i zadziwiali się, jak bardzo oni się miłują.
logo
Wielkanocny folklor Fot. Michał Łepecki/Agencja Gazeta

– To powinna być nasza najsilniejsza broń. Kiedy świętujemy i jesteśmy w społeczeństwie, spotykamy się z niewierzącymi, ateistami... Oni patrząc na nas, powinni widzieć ludzi, których Bóg przemienia. A Bóg przemienia nas tak, że poszukujemy miłości i to widać gołym okiem. Taka jest nasza celebracja świąt. Boża miłość, która przyszła do nas i zstąpiła pośród nas, zmienia diametralnie. Niewierzący, obcując z nami, patrząc na nasze obyczaje, życie powinni mieć materiał do przemyśleń – mówi o. Gużyński.
Dominikanin dodaje, że ważne jest także piękne sprawowanie misterium chrześcijańskiego, jako miejsca objawiania się Pana Boga. – To jest to, co powinno obserwatorów intrygować. Tylko wtedy mają szansę na uzupełnienie swojego życia – komentuje.
W idealnym układzie, niewierzący, patrząc na katolików, powinni zapytać samych siebie, dlaczego ci ludzie tak żyją.
O. Paweł Gużyński OP

Nie chodzi o sprzedawanie uniwersaliów, bo oczywiście wartości etyczne czy Dekalog mogą być wspólne. Jako Kościół nie dążymy jednak do nijakiej, amorficznej postaci uniwersalności. Dążymy do tego, aby ludzie poznali prawdziwego i żywego Boga. Nie chodzi o to, by Go im narzucić. Niech oni, obcując z nami, mają szansę Go poznać.


– W ostatnim czasie bardzo, ale to bardzo dużo biorę dla siebie z kultury Indii i duchowego dorobku tamtego regionu. Nie zmieniam wyznania, nie wychodzę poza ortodoksję Kościoła, ale bardzo wiele elementów kulturowych wydaje mi się bliskich i do wykorzystania. Niewierzący w Polsce mogą podobnie podejść do naszych świąt. Wiara w Zmartwychwstanie, czy w ogóle w osobowego Boga, nie jest koniecznie potrzebna do tego, żeby spróbować popatrzeć na własne codzienne wybory przez pryzmat takich wartości jak ofiara, konsekwencje, lojalność, odwaga, w tym ta cywilna – Kruczkowski.
Zamiast narzekać, że znowu święta, znowu trzeba sprzątnąć, ugotować i grzecznie uśmiechać się do nielubianej ciotki, warto spróbować przeżyć je trochę inaczej. Tylko od nas zależy, jak wiele „weźmiemy” dla siebie z Wielkiej Nocy. Nocy, która w końcu ma moc przemieniania życia.

Napisz do autorki: marta.brzezinska@natemat.pl