
W Korei Północnej właśnie ruszyła rekrutacja do „drużyny rozkoszy”. Kim Dzong Un wskrzesił skład niemalże dokładnie w trzecią rocznicę jej rozwiązania. Grupę postanowiono rozwiązać po po śmierci poprzedniego przywódcy. Ale na pomysł osobistego haremu Kim nie wpadł ani pierwszy, ani – jak zgodnie osądzają eksperci – ostatni.
Kultywowanie tradycji wynikającej z kultury czy rozbuchane ego przywódcy? My, obywatele oświeconej od wieków Europy powiemy natychmiast – przerośnięte ego męskiego szowinisty, tyrana negującego wartość kobiet i poniżającego je jako istoty słabsze od siebie. I jakkolwiek racji nam w tym nie brak, o niezrozumiałych dla nas względach kulturowych warto tu jednak wspomnieć.
W cesarskich Chinach można było mieć jedną żonę, (tylko cesarz mógł mieć 4 żony), ale też oprócz niej nieokreśloną liczbę konkubin. Przy czym zazwyczaj ilość tych dam zależała od zamożności ich pana. Z tego też powodu najwięcej konkubin miał cesarz. Ilość kobiet należących do cesarza była ściśle określona. W sumie było ich zazwyczaj w około 122, ale nie zawsze, ponieważ różne dynastie wydawały własne przepisy w tym względzie. Czytaj więcej
"The Mirror" podaje, że Kim Dzong Un w dążeniach do stworzenia swojej „drużyny rozkoszy” inspiruje się istnieniem takiego samego składu, jaki niegdyś znajdował się w posiadaniu jego poprzedników. Ale z pewnością nie tylko.
(...) Z czasem pociąg przewodniczącego do kobiet zaczął nosić znamiona dewiacji. Aranżował za plecami Jiang publiczne spotkania na przykład na krytym basenie. Polegały one na wpuszczaniu na pływalnię pokaźnej ilości młodych, nagich dziewcząt (najlepiej – co podkreślał – niewykształconych i oddanych komunizmowi) a następnie nurkowaniu między nimi. Wielu dostojników uważało, że udział w tych i podobnych spotkaniach jest… zaszczytem, w związku z czym przysyłali przewodniczącemu swoje córki i siostry. Czytaj więcej
Na Starym Kontynencie także zdarzali się politycy, którzy gustowali w licznej obecności młodych dam. Daleko nie trzeba szukać. Mamy tu przecież chociażby przypadek włoskiego premiera Silvio Berlusconiego i jego hucznych imprez, w których obok niego i jego przyjaciół uczestniczyły także nieletnie, acz piękne dziewczęta. I choć forma „haremu” nieco inna, problem pozostaje ten sam.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze o jednej kwestii. A mianowicie – obecność w haremie wodza jest czasem większym powodem do dumy niż rozpaczy. To dlatego, że status żony, kochanki, konkubiny najważniejszej osoby w państwie bywa dla kobiet nie tylko prestiżem, ale i drzwiami do kariery.
(...) Zdarzało się, że do haremów trafiały wypatrzone gdzieś przez bogaczy piękności, co było dla nich rodzajem kariery, dlatego tak ogromną wagę przykładano do wyglądu córek (...). Czytaj więcej
