Wczoraj zakończył się proces przeciwko abp Michalikowi, wcześniej – przeciw prowadzącemu „na gazie” bp Jareckiemu. Proces przeciwko s. Bernadetcie trwa. Jak i o co pozywa się kler?
Lekarz i ksiądz to zawody raczej powszechnie traktowane jako profesje zaufania społecznego. O ile w przypadku lekarzy dopuszczających się błędów medycznych pozwy lawinowo rosną, o tyle sprawy wytaczane duchownym w Polsce nadal są ewenementem, wywołującym niemałe zainteresowanie opinii publicznej.
Feministka kontra arcybiskup
Tak było choćby w przypadku głośnego procesu, jaki Małgorzata Marenin wytoczyła abp. Józefowi Michalikowi. A nawet nie jednego procesu, bo feministyczna działaczka aż trzykrotnie występowała przeciwko metropolicie przemyskiemu.
Co było przedmiotem procesu? Marenin poczuła się urażona homilią, jaką abp Michalik wygłosił 16 października 2013 roku w archikatedrze we Wrocławiu. – Wiele dziś się mówi, i słusznie, o karygodnych nadużyciach dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie pyta o przyczyny. Żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi – powiedział duchowny.
Zdaniem duchownego, winę za moralne zepsucie ponoszą także promotorzy ideologii gender i feministki, które promują aborcję, walczą z tradycyjnym modelem rodziny i wierności małżeńskiej.
Marenin poczuła się urażona tymi słowami i uznała, że biskup pomówił ją jako samotną matkę, w dodatku feministyczną działaczkę. Wystąpiła na drogę sądową, choć od początku mało kto wierzył w jej szanse na wygraną.
„Specjalnie się nie starała”
– Nie wystarczy podszyć się pod abstrakcyjne słowa arcybiskupa i twierdzić, że zostało się pomówionym. Duchowny musiałby konkretnie powiedzieć, że ta i ta osoba zachowuje się w określony sposób, jego wypowiedź musiałaby być bardziej precyzyjnie adresowana – mówił w rozmowie z naTemat prof. Marian Filar, karnista.
I miał wiele racji, bo nie dalej niż wczoraj przemyski Sąd Okręgowy w całości oddalił pozew przeciwko abp. Michalikowi uznając, że Marenin w niewystarczający sposób udowodniła rzekome naruszenie jej dób osobistych przez duchownego.
– W naszej ocenie pozew był jedynie po to, aby postawić przed sądem osobę ks. abp. Michalika, jednego z najwyższych hierarchów Kościoła katolickiego w Polsce. Powódka nawet specjalnie się nie starała, aby przedstawić dowody, na których mogłaby oprzeć swoje żądania – powiedział „Naszemu Dziennikowi” mec. Andrzej Lis, który reprezentował przed sądem abp. Michalika.
Porażka Marenin jest tym większa, że sąd nakazał jej zwrócenie abp. Michalikowi kosztów na rzecz zastępstwa adwokackiego. Ale to nie musi oznaczać końca zmagań feministki. Wczorajszy wyrok jest nieprawomocny, więc powódka może złożyć apelację w rzeszowskim Sądzie Apelacyjnym. Marenin zamierza oczywiście skorzystać z przysługującego jej prawa.
Ekscelencja „na gazie”
Mniej szczęścia w sądzie miał bp Piotr Jarecki, przyłapany w październiku 2012 roku na prowadzeniu samochodu pod wpływem 2,5 promili alkoholu. A właściwie, nie tyle prowadzeniu, co rozbiciu auta na latarni. I być może właśnie ten wypadek spowodował, że alkoholowy problem duchownego wyszedł na jaw, a kościelne władze postanowiły zrobić coś, by mu pomóc.
Co ciekawe, bp Jarecki już dwa dni po ekscesie wydał specjalne oświadczenie, w którym przeprosił wszystkich, których „zgorszył swoim czynem”, oddał się do dyspozycji papieża i zadeklarował skorzystanie ze specjalistycznej pomocy.
Bp Jarecki nie stawił się na pierwszej rozprawie, podobnie jak w przypadku abp. Michalika reprezentował go adwokat. Duchowny od początku deklarował, że w sposób dobrowolny podda się karze. W porozumieniu z prokuraturą miała ona mieć wymiar ośmiu miesięcy ograniczenia wolności i cztery lata zakazu prowadzenia pojazdów. Duchowny miał w tym czasie wykonywać także prace społeczne – 20 godzin miesięcznie.
Sąd nie zgodził się jednak na takie rozwiązanie, postanawiając że sprawa będzie toczyła się w normalnym trybie. Bp Jarecki w styczniu 2013 roku stawił się w sądzie, ale na jego prośbę składane przez niego wyjaśnienia zostały utajnione.
Powrót biskupa
Biskup mający problem z alkoholem przez kilka miesięcy przebywał w Stanach Zjednoczonych. Wbrew doniesieniom tabloidów, nie była to „ucieczka do USA” czy zwiedzenie tego, skądinąd interesującego kraju, ale pobyt w klasztorze trapistów. Zakonnicy ci żyją według jednej z najsurowszych reguł w Kościele katolickim, czyli według reguły św. Benedykta. Są w pełnej izolacji od świata, żyją w absolutnym milczeniu, wiele poszczą, modlą się i oczywiście pracują fizycznie.
Tuż przed Wielkanocą bp Jarecki, po przejściu terapii, wrócił zresztą do archidiecezji warszawskiej.
Komunikat kurii warszawskiej
Biskup Piotr Jarecki podejmuje na nowo obowiązki biskupa pomocniczego archidiecezji warszawskiej w zakresie posługi duszpasterskiej. Taką decyzję podjęła Stolica Apostolska, a ogłosił ją podczas dzisiejszego spotkania z księżmi kard. Kazimierz Nycz. Posługa w Warszawie, która nastąpi po ponad dwóch latach zawieszenia w konsekwencji wypadku samochodowego pod wpływem alkoholu, będzie miała charakter czasowy – można było przeczytać w komunikacie kurii warszawskiej.Czytaj więcej
Co dalej z bp Jareckim? Jak przekazał Nuncjusz Apostolski abp Celestino Migliore, Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej ma znaleźć „taką biskupią posługę duszpasterską, która będzie również odpowiadała licznym zdolnościom” Jareckiego.
S. Bernadetta od maltretowania dzieci
Sprawa sióstr ze Specjalnego Ośrodka Wychowawczego w Zabrzu to stosunkowo najświeższy epizod, jeśli chodzi o potyczki sądowe duchownych. Choć być może epizod nie jest tu zbyt dobrym słowem, gdyż maltretowanie i znęcanie się nad wychowankami ośrodka miało trwać długimi latami.
Dramat dzieci ujrzał światło dzienne dokładnie rok temu, kiedy Justyna Kopińska opisała na łamach „Dużego Formatu” to, co działo się w Zabrzu. A działy się rzeczy najgorsze, które normalnemu człowiekowi trudno sobie wyobrazić.
Wychowawczynie z ośrodka miały nie tylko tolerować przemoc, jaką wzajemnie stosowały względem siebie dzieci. Same również stosowały dotkliwe kary fizyczne i znęcały się psychicznie – biły dzieciaki, zamykały je w izolatkach, nakazywały ciężkie prace fizyczne. Co więcej, przyzwalały także na przemoc seksualną, a s. Bernadetta zamknęła na noc chłopca z dwoma innymi wychowankami, którzy dopuścili się na nim gwałtu.
Diabeł przez lata bezkarny
To nie jest tak, że o tym, co działo w ośrodku w Zabrzu nikt nie wiedział. Przecież były także „normalne” siostry, świeccy opiekunowie... Być może panującej zmowie milczenia uległ także sąd, który przez kilka lat odraczał wyroki przeciwko Agnieszce F. (bo tak w „cywilu” nazywa się s. Bernadetta).
Dyrektorka ośrodka, aby uniknąć kary pisała wnioski, w których zwracała uwagę na swój podeszły wiek (59 lat), słaby stan zdrowia oraz zaangażowanie na rzecz zgromadzenia boromeuszek.
Te również trzymały stronę współsiostry – po pierwszych głośnych publikacjach o ośrodku w Zabrzu Zarząd Kongregacji Sióstr Miłosierdzia pod wezwaniem Karola Boromeusza w Trzebnicy wydał oświadczenie, w którym ubolewał nad rozpowszechnianymi przez media "potwornie zniekształconymi faktami”.
Sprawiedliwość jednak wzięła górę – miesiąc po pierwszej publikacji w „Dużym Formacie” s. Bernadetta za znęcanie psychiczne i fizyczne oraz pomoc w gwałtach trafiła do zakładu karnego.
Z pewnością na początku nie mogła się pogodzić z tą „niesprawiedliwością”. Kiedy jeszcze w 2007 roku prokuratorka pojechała do ośrodka wraz z policjantami usłyszała, że „to atak na Kościół” i „ktoś za to odpowie”.
Duchowni ponad prawem?
Trzy różne sytuacje, trzy różne wykroczenia (choć trudno o tym mówić w przypadku abp. Michalika) i trzy różne reakcje organów ścigania. Zestawiam je ze sobą nie po to, by pokazać, że kler to jakaś uprzywilejowana, wyższa kasta, która nie podlega wymiarowi sprawiedliwości.
Jak się okazuje, do wytoczenia procesu metropolicie przemyskiemu wystarczyło wyłącznie subiektywne odczucie feministki, która poczuła się urażona jego homilią. W przypadku bp Jareckiego sąd nie zgodził się na orzekanie kary z pominięciem przeprowadzenia zwykłego trybu procesowego.
Zresztą, sprawy dotyczące alkoholu (a zwłaszcza jazdy samochodem po jego spożyciu) są chyba stosunkowo najłatwiejsze do osądzenia. W polskim społeczeństwie tolerancja dla kierowców na gazie z roku na rok maleje, więc dlaczego duchowni mieliby być wyłączeni z tej reguły?
Jeszcze 11 lat temu bp Andrzej Śliwiński za samochodowe zderzenie pod wpływem alkoholu (0,8 promila) został skazany na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, 1 tys. grzywny oraz zakaz prowadzenia auta przez rok.
Znacznie gorzej wymiar sprawiedliwości spisał się w przypadku s. Bernadetty – czy naprawdę trzeba było głośnych na całą Polskę publikacji, aby ktoś postawił tamę fali przemocy, jaka przelewała się ośrodek w Zabrzu?
Kościelny immunitet
Trzeba to jasno powiedzieć – w ośrodku pracowały też „dobre” siostry, które widziały, co się dzieje. Zarząd zgromadzenia boromeuszek dał ciała na całej linii, dopuszczając do takiej sytuacji. Tyle tylko, że to jest jedyna (znowu, mało adekwatne słowo!) wina Kościoła w całej tej historii. Bo oprócz duchownych przez ośrodek przewijali się jeszcze świeccy nauczyciele, wizytatorzy czy psychologowie. Nie widzieli co się dzieje czy udawali, że nie widzą?
Jedna z nauczycielek przyznaje wprost w rozmowie z Kopińską, że nikomu nie powiedziała, bo to „grzech donosić na osoby duchowne”. To żaden grzech, ale najzwyklejsza powinność każdego człowieka, nie tylko chrześcijanina. Jeśli widzę zło, mam najpierw osobiście upomnieć czyniącego je człowieka, a jeśli to nie poskutkuje, jestem wręcz zobowiązany do poinformowania stosownych organów. I nie jest to żadne donosicielstwo, ale gest chrześcijańskiego miłosierdzia – względem tego, kto krzywdzi samego siebie oraz innych wokół.
To, że za duchownymi stoi Kościół, potężna instytucja jakoś nie wywołuje wielkiego postrachu wśród sędziów.
Zachowanie zdrowego rozsądku to chyba najlepsze, co możemy w takich sytuacjach zrobić...
Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe.
Joanna Smorczewska, prokurator
Siostra słuchała o wychowankach, którzy byli w ośrodku bici i gwałceni, z kamienną twarzą i lekkim uśmiechem politowania. Pytała: „Jak pani prokurator może wierzyć tym dzieciom, one są upośledzone, złe?!”. Nie byłam już w stanie mówić do Agnieszki F. zwanej Bernadettą „siostro”. Odpowiedziałam więc: „Pani Agnieszko, jeśli ktoś tutaj jest zły, to jedynie pani".
Prof. Marian Filar
To nie jest tak, że ktoś jest duchownym, więc powiedzieć może wszystko. Ale z drugiej strony muszę dodać, że nie możemy we wszystkim doszukiwać się przestępstwa. Starajmy się zachować zdrowy rozum i nie przesadzać.