
Tak było choćby w przypadku głośnego procesu, jaki Małgorzata Marenin wytoczyła abp. Józefowi Michalikowi. A nawet nie jednego procesu, bo feministyczna działaczka aż trzykrotnie występowała przeciwko metropolicie przemyskiemu.
Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe.
Zdaniem duchownego, winę za moralne zepsucie ponoszą także promotorzy ideologii gender i feministki, które promują aborcję, walczą z tradycyjnym modelem rodziny i wierności małżeńskiej.
Marenin poczuła się urażona tymi słowami i uznała, że biskup pomówił ją jako samotną matkę, w dodatku feministyczną działaczkę. Wystąpiła na drogę sądową, choć od początku mało kto wierzył w jej szanse na wygraną.
– Nie wystarczy podszyć się pod abstrakcyjne słowa arcybiskupa i twierdzić, że zostało się pomówionym. Duchowny musiałby konkretnie powiedzieć, że ta i ta osoba zachowuje się w określony sposób, jego wypowiedź musiałaby być bardziej precyzyjnie adresowana – mówił w rozmowie z naTemat prof. Marian Filar, karnista.
Mniej szczęścia w sądzie miał bp Piotr Jarecki, przyłapany w październiku 2012 roku na prowadzeniu samochodu pod wpływem 2,5 promili alkoholu. A właściwie, nie tyle prowadzeniu, co rozbiciu auta na latarni. I być może właśnie ten wypadek spowodował, że alkoholowy problem duchownego wyszedł na jaw, a kościelne władze postanowiły zrobić coś, by mu pomóc.
Biskup mający problem z alkoholem przez kilka miesięcy przebywał w Stanach Zjednoczonych. Wbrew doniesieniom tabloidów, nie była to „ucieczka do USA” czy zwiedzenie tego, skądinąd interesującego kraju, ale pobyt w klasztorze trapistów. Zakonnicy ci żyją według jednej z najsurowszych reguł w Kościele katolickim, czyli według reguły św. Benedykta. Są w pełnej izolacji od świata, żyją w absolutnym milczeniu, wiele poszczą, modlą się i oczywiście pracują fizycznie.
Komunikat kurii warszawskiej
Biskup Piotr Jarecki podejmuje na nowo obowiązki biskupa pomocniczego archidiecezji warszawskiej w zakresie posługi duszpasterskiej. Taką decyzję podjęła Stolica Apostolska, a ogłosił ją podczas dzisiejszego spotkania z księżmi kard. Kazimierz Nycz. Posługa w Warszawie, która nastąpi po ponad dwóch latach zawieszenia w konsekwencji wypadku samochodowego pod wpływem alkoholu, będzie miała charakter czasowy – można było przeczytać w komunikacie kurii warszawskiej. Czytaj więcej
Co dalej z bp Jareckim? Jak przekazał Nuncjusz Apostolski abp Celestino Migliore, Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej ma znaleźć „taką biskupią posługę duszpasterską, która będzie również odpowiadała licznym zdolnościom” Jareckiego.
S. Bernadetta od maltretowania dzieci
Sprawa sióstr ze Specjalnego Ośrodka Wychowawczego w Zabrzu to stosunkowo najświeższy epizod, jeśli chodzi o potyczki sądowe duchownych. Choć być może epizod nie jest tu zbyt dobrym słowem, gdyż maltretowanie i znęcanie się nad wychowankami ośrodka miało trwać długimi latami.
To nie jest tak, że o tym, co działo w ośrodku w Zabrzu nikt nie wiedział. Przecież były także „normalne” siostry, świeccy opiekunowie... Być może panującej zmowie milczenia uległ także sąd, który przez kilka lat odraczał wyroki przeciwko Agnieszce F. (bo tak w „cywilu” nazywa się s. Bernadetta).
Siostra słuchała o wychowankach, którzy byli w ośrodku bici i gwałceni, z kamienną twarzą i lekkim uśmiechem politowania. Pytała: „Jak pani prokurator może wierzyć tym dzieciom, one są upośledzone, złe?!”. Nie byłam już w stanie mówić do Agnieszki F. zwanej Bernadettą „siostro”. Odpowiedziałam więc: „Pani Agnieszko, jeśli ktoś tutaj jest zły, to jedynie pani".
Duchowni ponad prawem?
Trzy różne sytuacje, trzy różne wykroczenia (choć trudno o tym mówić w przypadku abp. Michalika) i trzy różne reakcje organów ścigania. Zestawiam je ze sobą nie po to, by pokazać, że kler to jakaś uprzywilejowana, wyższa kasta, która nie podlega wymiarowi sprawiedliwości.
Jak się okazuje, do wytoczenia procesu metropolicie przemyskiemu wystarczyło wyłącznie subiektywne odczucie feministki, która poczuła się urażona jego homilią. W przypadku bp Jareckiego sąd nie zgodził się na orzekanie kary z pominięciem przeprowadzenia zwykłego trybu procesowego.
Trzeba to jasno powiedzieć – w ośrodku pracowały też „dobre” siostry, które widziały, co się dzieje. Zarząd zgromadzenia boromeuszek dał ciała na całej linii, dopuszczając do takiej sytuacji. Tyle tylko, że to jest jedyna (znowu, mało adekwatne słowo!) wina Kościoła w całej tej historii. Bo oprócz duchownych przez ośrodek przewijali się jeszcze świeccy nauczyciele, wizytatorzy czy psychologowie. Nie widzieli co się dzieje czy udawali, że nie widzą?
To nie jest tak, że ktoś jest duchownym, więc powiedzieć może wszystko. Ale z drugiej strony muszę dodać, że nie możemy we wszystkim doszukiwać się przestępstwa. Starajmy się zachować zdrowy rozum i nie przesadzać.
Zachowanie zdrowego rozsądku to chyba najlepsze, co możemy w takich sytuacjach zrobić...
Napisz do autorki: marta.brzezinska@natemat.pl