– To był konkurs na odstrzał kandydata – tak trzygodzinne maglowanie Katarzyny Kalaty przez komisję konkursową Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej podsumowała jej przedstawicielka prasowa Magdalena Bukowska.
Ostateczna rozmowa kwalifikacyjna na stanowisko prezesa ZUS miała być nieprzyjemna. Marek Bucior i członkowie komisji zarzucali kandydatce, że stała się celebrytką. Pytano, czy zamierza zwolnić cały zarząd ZUS z pracy, jakie trupy jej zdaniem kryją się w szafach instytucji? Wcześniej, w udzielonych wywiadach Kalata zapowiadała, że jeśli wygra konkurs zakończy nękanie firm przez instytucję i będzie pracowała nad zmianą stylu pracy tej instytucji. Jej praca doktorska, obroniona w tym roku, dotyczyła właśnie błędów w ZUS i niekonstytucyjnego traktowania obywateli.
Jak dowiaduje się naTemat, chwytem poniżej pasa podczas ostatniej rozmowy miały być pytania dotyczące wiedzy o ZUS o charakterze niejawnym, których nie powinna znać żadna osoba z zewnątrz. Komisja żądała podania z pamięci nazwisk wiceprezesów, szczegółowych danych z finansów instytucji. Sama Kalata po wyjściu z przesłuchania nie chciała rozmawiać. Ostatecznie komisja ogłosiła, że kandydat nie zdał egzaminu. W rozmowie z serwisem Wyborcza.biz członek komisji konkursowej mówił tak:
Konkurs zakończony
Z formalnego punktu widzenia konkurs się zakończył, a minister pracy i Polityki Społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz zaproponuje premier Ewie Kopacz własnego kandydata. Sprawdziły się więc przeczucia niektórych ekspertów, w tym Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. Adama Smitha, że fotel prezesa ZUS to posada polityczna, a publiczne konkursy to pic na wodę.
Takiej rekrutacji w historii ZUS jeszcze nie było. Po tym, jak w lutym swoją dymisję ogłosił dotychczasowy prezes ZUS Zbigniew Derdziuk, do rywalizacji o stanowisko nie przystąpił żaden z dyżurnych krytyków i medialnych reformatorów instytucji w rodzaju: Roberta Gwiazdowskiego czy Jeremiego Mordasewicza. Pojawili się za to mało znani kandydaci: Piotr Kobierski z Warszawy, Michał Schröder z Gdyni, Edyta Stępień z Częstochowy i Adam Niedzielski z Warszawy. Tylko ten ostatni był wcześniej związany z ZUS, pracując jako dyrektor departamentu kontrolingu.
Ale najwięcej zainteresowania wzbudziła najmłodsza, 31-letnia kandydatka z Warszawy, dr Katarzyna Kalata. Brawurowo, jako jedyna, przeszła test wiedzy o prawie i ubezpieczeniach społecznych. Następnie zdała 4-godzinny test psychologiczny i ze zdolności menedżerskich. W kilkudniowych przerwach pomiędzy posiedzeniami komisji udzieliła dziesiątek wywiadów, przedstawiając swoją wizję działania ZUS. Zjednała sobie tysiące fanów na fb. Zdawała sobie sprawę, że głosi niepopularne poglądy. – Mam szansę skoro sami pracownicy ZUS życzą mi powodzenia – mówiła.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej powinno teraz ujawnić, ile kosztowała procedura konkursu, który do niczego nie doprowadził. Z przejściem takiego konkursu miałby problemy nawet były prezes ZUS Zbigniew Derdziuk. Przychodząc do instytucji z politycznej nominacji
zbierał doświadczenie i wiedzę o ubezpieczeniach społecznych na stanowiskach: dyrektora biura w TVP, dyrektor Gabinetu Szefa Kancelarii Sejmu, dyrektora Biura Promocji i Informacji PKO BP, sekretarza stanu w rządzie Jerzego Buzka, sekretarza miasta st. Warszawy. Pełnił też funkcje członka rad nadzorczych PKO BP, BGK i innych. Myślicie, że znał saldo deficytu FUS i wszystkich wiceprezesów, kiedy wskakiwał na fotel?
Jesteśmy zszokowani brakiem wiedzy kandydatki o strukturze ZUS i wielkości deficytu poszczególnych funduszy ZUS. Wiadomo że deficyt trzeba liczyć w miliardach, a ta pani wciąż mówiła o milionach.Czytaj więcej