Katarzyna Kalata jako kandydat na szefa ZUS wzbudziła sporo euforii.
Katarzyna Kalata jako kandydat na szefa ZUS wzbudziła sporo euforii. naTemat.pl
Reklama.
Ostateczna rozmowa kwalifikacyjna na stanowisko prezesa ZUS miała być nieprzyjemna. Marek Bucior i członkowie komisji zarzucali kandydatce, że stała się celebrytką. Pytano, czy zamierza zwolnić cały zarząd ZUS z pracy, jakie trupy jej zdaniem kryją się w szafach instytucji? Wcześniej, w udzielonych wywiadach Kalata zapowiadała, że jeśli wygra konkurs zakończy nękanie firm przez instytucję i będzie pracowała nad zmianą stylu pracy tej instytucji. Jej praca doktorska, obroniona w tym roku, dotyczyła właśnie błędów w ZUS i niekonstytucyjnego traktowania obywateli.
Jak dowiaduje się naTemat, chwytem poniżej pasa podczas ostatniej rozmowy miały być pytania dotyczące wiedzy o ZUS o charakterze niejawnym, których nie powinna znać żadna osoba z zewnątrz. Komisja żądała podania z pamięci nazwisk wiceprezesów, szczegółowych danych z finansów instytucji. Sama Kalata po wyjściu z przesłuchania nie chciała rozmawiać. Ostatecznie komisja ogłosiła, że kandydat nie zdał egzaminu. W rozmowie z serwisem Wyborcza.biz członek komisji konkursowej mówił tak:

Jesteśmy zszokowani brakiem wiedzy kandydatki o strukturze ZUS i wielkości deficytu poszczególnych funduszy ZUS. Wiadomo że deficyt trzeba liczyć w miliardach, a ta pani wciąż mówiła o milionach. Czytaj więcej

Konkurs zakończony
Z formalnego punktu widzenia konkurs się zakończył, a minister pracy i Polityki Społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz zaproponuje premier Ewie Kopacz własnego kandydata. Sprawdziły się więc przeczucia niektórych ekspertów, w tym Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. Adama Smitha, że fotel prezesa ZUS to posada polityczna, a publiczne konkursy to pic na wodę.
Takiej rekrutacji w historii ZUS jeszcze nie było. Po tym, jak w lutym swoją dymisję ogłosił dotychczasowy prezes ZUS Zbigniew Derdziuk, do rywalizacji o stanowisko nie przystąpił żaden z dyżurnych krytyków i medialnych reformatorów instytucji w rodzaju: Roberta Gwiazdowskiego czy Jeremiego Mordasewicza. Pojawili się za to mało znani kandydaci: Piotr Kobierski z Warszawy, Michał Schröder z Gdyni, Edyta Stępień z Częstochowy i Adam Niedzielski z Warszawy. Tylko ten ostatni był wcześniej związany z ZUS, pracując jako dyrektor departamentu kontrolingu.
Ale najwięcej zainteresowania wzbudziła najmłodsza, 31-letnia kandydatka z Warszawy, dr Katarzyna Kalata. Brawurowo, jako jedyna, przeszła test wiedzy o prawie i ubezpieczeniach społecznych. Następnie zdała 4-godzinny test psychologiczny i ze zdolności menedżerskich. W kilkudniowych przerwach pomiędzy posiedzeniami komisji udzieliła dziesiątek wywiadów, przedstawiając swoją wizję działania ZUS. Zjednała sobie tysiące fanów na fb. Zdawała sobie sprawę, że głosi niepopularne poglądy. – Mam szansę skoro sami pracownicy ZUS życzą mi powodzenia – mówiła.
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej powinno teraz ujawnić, ile kosztowała procedura konkursu, który do niczego nie doprowadził. Z przejściem takiego konkursu miałby problemy nawet były prezes ZUS Zbigniew Derdziuk. Przychodząc do instytucji z politycznej nominacji
zbierał doświadczenie i wiedzę o ubezpieczeniach społecznych na stanowiskach: dyrektora biura w TVP, dyrektor Gabinetu Szefa Kancelarii Sejmu, dyrektora Biura Promocji i Informacji PKO BP, sekretarza stanu w rządzie Jerzego Buzka, sekretarza miasta st. Warszawy. Pełnił też funkcje członka rad nadzorczych PKO BP, BGK i innych. Myślicie, że znał saldo deficytu FUS i wszystkich wiceprezesów, kiedy wskakiwał na fotel?

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl