
Wszystko było jakby trudniejsze i prostsze zarazem. Brak wielu przedmiotów, które są dziś produktami pierwszej potrzeby sprawiał, że musieliśmy mieć nawyki i dobre zwyczaje, bo inaczej trudno byłoby w ogóle funkcjonować. Gdy się umawialiśmy, trzeba było stawić się na czas, bo nie odwoływało się spotkań w ostatniej chwili. Do szkoły nosiliśmy kanapki, oglądaliśmy wieczorynkę, a program telewizyjny z zaznaczonymi filmami do obejrzenia miał ważne miejsce obok fotela ojca.
Było jeszcze coś - optymizm niezbędny do tego, abyśmy dziś mieli to, co mamy. Bez niego i bez wiary w lepsze jutro nie byłoby szczęk pod Pałacem Kultury, wypożyczalni kaset czy handlu na składanych łóżkach.
Mieliśmy wszyscy radosne poczucie, że odzyskaliśmy niepodległość. Dla większości osób z mojego pokolenia było to jednak zaskoczenie. Dowiedzieliśmy się właściwie o wszystkim w ostatniej chwili. Wybory 1989 roku były dla nas okryciem, że jednak wszystko jest możliwe.
Pisarka Krystyna Kofta przyznaje, że i ona chętnie wraca myślami do tamtych czasów. Dla niej jednak, najważniejsze w latach 90-tych były kontakty międzyludzkie, których nie można porównać do dzisiejszych. – Dziś też ma się kontakt z najbliższymi, ale już przyjaciele zanim przyjdą, to mailują, telefonują, smsują. Te kontakty straciły na spontaniczności, a takie były wtedy – mówi. Pisarka przyznaje, że było to również niekiedy uciążliwe. – To również męczyło, bo mieszkaliśmy w centrum miasta i każdy, kto przechodził mógł do nas wpaść. Było w tym natomiast coś bardzo spontanicznego i za tym tęsknię – mówi.
Tęsknię za tym, że człowiek miał inny stosunek do rzeczy, do przedmiotów. W tej chwili wszystkiego jest za dużo. Żałuję na przykład małych sklepików i małych księgarń. Jeszcze istnieją, ale jest ich coraz mniej. Kłopoty są także z książką papierową. Dla mnie, jako pisarki jest to dość bolesne. Gdybym mogła coś przywrócić z tych czasów, to te małe sklepiki i księgarnie.
Lata 90-te również smaki i produkty, których dziś już nie ma, lub przynajmniej trudno je znaleźć. W Warszawie pojawiła się wtedy pierwsza restauracja McDonald's, czy amerykańska cukiernia Dunkin' Donuts. Dla jeszcze młodszych, smak lat 90-tych to guma Turbo, serek waniliowy, Vibovit, czy Cola Cao.
Pisarka Dominika Słowik zauważa jednak, że nasze wspomnienie lat 90-tych to wizja wyidealizowana. – nie przekształcajmy narracji o tej dekadzie w cepelię. Mamy tendencję do tworzenia z naszych wspomnień o tamtych czasach jakiegoś dziwnego, folklorystycznego upiora, na którego składają się ówczesne tokeny: oranżada w proszku, walkmany, Balcerowicze i Wałęsy, Miliard w rozumie w telewizji – mówi.