– Jak mówi kobieta, każda miłość jest pierwsza – tłumaczy Jerzy Kalibabka, hochsztapler, uwodziciel, który skradł serca ok. 3 tys. kobiet. Same panie też zostały przez flirciarza okradzione. Teraz, po wyjściu z więzienia, dzieli się doświadczeniem – oczywiście za pieniądze. Uczy, jak być polskim casanovą.
Zrobił oszałamiającą karierę, a jego serialowe losy – z mistrzowską rolą Jana Monczki – śledziły miliony. Niewiele jednak brakowało a nie byłoby serialu o namiętnym kochanku i oszuście. Gdyby "Tulipan", jak go ochrzczono, nie zobaczył w sobie... króla świata.
Tylko ślepy nie ma ochoty
na kobiety.
Bo ich nie widzi.
Cóż niestety.
Jak się poruszą,
jak prowokują.
Tylko konsument
wie jak smakują.
To nie jakaś antyczna mądrość, tylko wiersz przypisywany Kalibabce. Istotę osobowości tego podrywacza można zawrzeć w tych kilku wersach, bez przesady.
Wszystko zaczęło się na Pomorzu Zachodnim, w 1956 roku. Kalibabka przyszedł na świat w Dziwnowie (według innych danych w Kamieniu Pomorskim). W małej miejscowości, bez perspektyw na świetlaną przyszłość. Miał pływać na kutrze i łowić ryby – tak jak jego ojciec. Ale Jurek chciał innego życia.
Przełom przyszedł w 1972 roku. 16-latkowi zawalił się świat, zmarł jego ojciec. Młodzieniec ciężko pracował, ale łowienie ryb nie sprawiało mu radości. W końcu, w 1977 roku, wyjechał do Międzyzdrojów. Przybył tam w gumowych kaloszach, w dalszą podróż wyjeżdżał już "bogatszy". Okradł jedną z kelnerek, która nabrała się na wdzięki rybaka. Tak rozpoczęła się kariera uwodziciela.
Był stałym bywalcem nocnych klubów, królem szczecińskiej "Kaskady", posługiwał się wieloma nazwiskami. Sprawiał wrażenie człowieka z klasą, podawał się za syna bogatych rodziców. Do tego złoty łańcuch i sygnety na palcach – jak na ówczesne standardy przystało. Jego główną bronią były jednak komplementy. Przekonywał, że każda jest tą "jedyną". Setki młodych, naiwnych dziewczyn uwierzyło. Mijały miesiące, a ofiary "Tulipana" liczono w tysiącach. Więzienie było już tylko kwestią czasu.
– Poczułem w sobie nadczłowieka – mówił Kalibabka o przyczynach, dla których z rybaka stał się uwodzicielem nr 1. Gdy wypowiadał te słowa, przebywał już w areszcie. – Niestety, Polska ma piękne dziewczyny, jest w czym wybierać – tłumaczył. Usłyszał wyrok w 1984 roku – za kradzieże, gwałty i inne przewinienia miał odsiedzieć 15 lat. Tymczasem wolność odzyskał po dziewięciu. – Ja naprawdę kochałem każdą kobietę, z którą spałem – przyznał po odsiadce.
Wszystko wskazuje na to, że "Tulipan" naprawdę wierzył w to, co robił przez lata. I robi do dziś – z przerwą na celę oczywiście. Inaczej nie byłby obecnie ekspertem w męsko-damskich relacjach. Ojcem nawet 30 dzieci, choć pełnej prawdy o "rodzinie" zapewne nie poznamy nigdy.
Dziś człowiek-legenda radzi adeptom podrywu, jak zdobyć kobietę, nie będąc ani urodziwym, ani bogatym. – Nie jesteś aktorem? Piosenkarzem? Milionerem? To w niczym nie przeszkadza, a wręcz może ci pomóc – reklamuje się "szkoła flirtu", firmowana przez Kalibabkę. W spotkaniach z tym prawie 60-letnim panem biorą udział tylko zorganizowane grupy. Za możliwość słuchania rad trzeba trochę zapłacić. Półroczny kurs to wydatek rzędu 1200 zł. Ponoć efekty murowane.
– Po półrocznej szkole, będziesz bił na głowę Casanovę. Będziesz poznawał kobiety, jakie ci się najbardziej podobają. Będziesz szczęśliwym mężczyzną, spędzającym dużo czasu z pięknymi kobietami w łóżku – czytamy na "szkolnej" stronie.
W efekty wierzy oczywiście sam "wykładowca". – Każdą kobietę można uwieść, należy tylko umiejętnie odczytywać jej fantazje i potrzeby – przekonuje Kalibabka w jednym z filmów na Youtube. Kiedyś na flirtach oszukiwał, dziś sprzedaje rady. Jego serialowy odpowiednik nie miał tak łatwo – cwaniactwo przypłacił niemiłosiernym bólem.