Tak jak przed dziś Sejmem związkowcy i politycy, w całej Polsce po dwóch stronach barykady coraz częściej stają rodzice i ich dzieci. Ci pierwsi oczekują od państwa opieki, chcieliby wyższymi podatkami obciążyć najbogatszych. Z kolei młodzi mają zupełnie inne spojrzenie na świat, Polskę i gospodarkę.
Politycy, którzy przekonywali Polaków do podnoszenia podatków najbogatszym, likwidowania umów o dzieło i zlecenie, czy budowania fabryk przez państwo srogo się zawiodą - tak wynika z badania przeprowadzonego przez Homo Homini dla "Dziennika Gazety Prawnej". Ponad połowa z nas nie chce lewicowej gospodarki.
Lewicowi politycy są najdalsi od porozumienia się z młodymi - aż 70 proc. z nich zupełnie nie zgadza się na podnoszenie podatków, przeciwnie: uważają, że obciążenia należy obniżać i skupić się na pobudzaniu przedsiębiorczości, gdyż dopiero to pozwoli na obniżenie bezrobocia. Może nie do „zera procent”, ale do poziomu neutralnego dla gospodarki.
Tata socjalista, syn liberał
- Fantastyczny wynik. Jesteśmy lata świetlne od sytuacji sprzed kilku lat, gdy skłonność do socjalizowania była znacznie większa - komentuje wynik sondażu główna ekonomistka PKPP Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek. Wynik może cieszyć ekonomistów, ale bynajmniej nie znaczy to, że te lata świetlne pokonali w ostatnich latach wszyscy. Pokoleniową przepaść widać dobrze w zwykłych rodzinach, w których młodzi myślą już „po nowemu”, a seniorzy mają bardziej lewicowe podejście. Z badania wynika, że aż 60 procent starszych osób zgadza się z lewicowymi postulatami, zgłaszanymi na różnych wystąpieniach 1 maja.
- Obniżanie podatków to podstawa, szczególnie w dzisiejszych czasach, przy wysokim bezrobociu. Zupełnie nie rozumiem tych wszystkich postulatów, "ozusowanie" umów zlecenia i o dzieło sprawi tylko, że nie będzie mnie stać na zatrudnianie nowych pracowników - mówi naTemat przedsiębiorca z Warszawy w średnim wieku. Z tym zdaniem zupełnie nie zgadza się jego emerytowany ojciec. - Dawniej było tak, że państwo dawało i praca była. Moim zdaniem niesprawiedliwe jest, że najbogatsi płacą tyle samo podatków, co biedni.
- Ale przecież nie płacą tyle samo, bo im więcej zarabiasz, tym więcej z tych procentów oddajesz państwu! - irytuje się syn.
- No i powinni jeszcze więcej oddawać, żeby na biednych starczało, a teraz starcza? Nie. I dlaczego państwo ma nie budować fabryk? Te duże firmy ludzi zwalniają, a jakby państwo zbudowało, to ci co bez pracy są mogliby działać. Ja mam poczucie krzywdy, mam niską emeryturę, nieraz nie starcza mi do końca miesiąca i co ja mogę zrobić? Przecież to państwo ma pomagać, niech weźmie od tych, którym jest lżej - uważa ojciec.
Gdy przychodzi do dyskusji o gospodarce, iskrzy również w innej rodzinie, między Michałem - trzydziestopięcioletnim przedsiębiorcą, i jego ojcem, który pracuje w państwowej firmie. Michał zresztą jest idealnym przykładem, który potwierdza regułę z badania. - Przyznaję, że całe życie głosowałem na lewicę, ale odkąd prowadzę firmę, zupełnie inaczej na to patrzę. Nie popieram podnoszenia podatków, moim zdaniem to nic nie da. Jak będę chciał płacić niskie podatki, to będę płacił niskie. Poza tym im więcej regulacji, tym gorzej. Naprawdę sądzę, że ludzie (nawet jeśli z egoistycznych pobudek) są w stanie lepiej zająć się swoim biznesem i zatrudnianiem ludzi, niż państwo - mówi Michał. Ta wypowiedź spotyka się z ripostą z lewej flanki: - Głupoty opowiadasz! Spójrz, jakie jest bezrobocie, kryzys jaki był. To nie państwa zrobiły, tylko banki i firmy. Ja zarabiam 3 tysiące miesięcznie i wcale mi się nie podoba, że mi się ulgi zabiera, że będę musiał jeszcze dłużej pracować, a z pracą dla młodych jest masakra - mówi tata.
- No tak, bo podniesienie podatków i zlikwidowanie tych umów śmieciowych to rzeczywiście pomoże.
- Przynajmniej ludzie będą wyższe emerytury mieli!
Te dwa przykłady nie są odosobnione. Coś jest na rzeczy i przyznaje to nawet dr Konrad Maj, psycholog społeczny i trener z SWPS. - Starsze pokolenie w swoim myśleniu jest jeszcze zakorzenione w minionych czasach. Rola państwa była tam znacznie większa. Z kolei młodzi w dużej mierze nie dotknęli tamtych czasów, nie mają takiego punktu odniesienia. Oni skończyli szkoły w nowych czasach, w nowym systemie - mówi. Zdaniem Maja po wynikach badania widać, że w umysłach młodych Polaków zaczynają kiełkować lekcje przedsiębiorczości i zajęcia z ekonomii. - Ludzie są świadomi tego, że powinni bazować na własnej aktywności gospodarczej, że bierne obserwowanie rzeczywistości nie działa, a na pewno nie pomaga. Nie ma na co czekać, co najlepiej widać podczas zagranicznych wyjazdów. Trzeba brać sprawy w swoje ręce - dodaje.
Według dr. Konrada Maja warto zwrócić uwagę na nowy element w zachowaniach młodych ludzi. - Oni obserwują rynek pracy, zastanawiają się nad własną przyszłością. Spora część na własne oczy mogła zobaczyć, jakie są skutki opiekuńczego podejścia państwa do obywateli. Wystarczy spojrzeć na Włochy, Grecję, czy Hiszpanię. Przedsiębiorczy Polacy rozumieją, że nie tędy droga, że taka postawa może nas zgubić - mówi. Dodaje, że wśród młodych ludzi jest więcej niż wśród starszych refleksji nad przyczynami kryzysu. Ci drudzy bowiem ograniczają się głównie do oskarżania banków, młodzi z kolei analizują sytuację, widzą, że niezgoda na zmiany i reformy w Grecji wynika ze stylu życia, z podejścia, że „czy się stoi, czy się leży grecka pensja się należy”. Okazuje się - w końcu - że polityka nastawiona na opiekuńczość nie do końca się sprawdza.
- Głęboko wierzę, że w młodych ludziach jest liberalizm - mówi Maj. - Edukacja, świadomość ekonomiczna i podróżowanie - dzięki temu młodzi mogą porównywać różne modele państw. Dzięki temu widzą, że własną aktywnością można wiele zdziałać, a czekanie na państwo nie jest najlepszym sposobem na życie. Mało tego, oni obserwują swoich bliskich - rodziców i dziadków, którzy czekając na pomoc państwa często tracili i czas i pieniądze. Tak odpowiedzialna postawa młodych ludzi cieszy, ba, może nawet pomóc w zbudowaniu społeczeństwa obywatelskiego, które czuje, jaki ma wpływ na gospodarkę - dodaje Konrad Maj.