Wielkim dramatem dla współczesnych kobiet jest spóźniający się okres. "Przecież nie mogę być w ciąży! Jeszcze nie teraz". Dla nich tragedią były plamki krwi na bieliźnie. "Znowu nam nie wyszło?". Co czują kobiety (i ich partnerzy), którzy przez długie miesiące bezskutecznie starają się o dziecko? Jak reagują na wścibskie pytania ciotek i wujków? Jak wygląda ich życie seksualne, podporządkowane cyklowi miesiączkowemu? Jeśli przeżywasz podobne rozterki, ta książka może ci pomóc.
Skąd pomysł na napisanie książki o problemach z poczęciem dziecka?
Dr Joanna Kwaśniewska: Tak naprawdę, najpierw zaczęłyśmy pisać, idea książki pojawiła się później. Zarówno ja, jak i moja siostra Justyna, doświadczyłyśmy niepłodności, więc wzajemnie się wspierałyśmy. To było takie szczęście w nieszczęściu, że miałyśmy siebie – dużo rozmawiałyśmy, dzieliłyśmy się naszymi radościami i porażkami. W dodatku, obie jesteśmy psychologami, zastanawiały nas nie tylko medyczne przyczyny niepłodności, ale też sfera psychologiczna. Wkrótce nastąpił moment radosny, a zarazem (dla mnie) po części tragiczny.
To znaczy?
Justyna zaszła w ciążę, ja zostałam sama na polu bitwy. To rodziło ambiwalentne uczucia, z którymi nie umiałam sobie radzić. Cieszyłam się, że jej się udało i byłam załamana, bo wciąż czekałam. Czułam, że nie mogę jej tym żalem obciążać, więc zaczęłam spisywać swoje przemyślenia i odczucia. Tak się jednak złożyło, że po 2,5 miesiąca i ja zaszłam w ciążę. Przestałam pisać, bo nie widziałam w tym większego sensu, ale kiedy już urodziłam dziecko, zrozumiałam, że byłam po obu stronach lustra, więc warto podzielić się tym doświadczeniem z ludźmi, którzy walczą z niepłodnością i jest im ciężko.
Wróciła Pani do pisania?
Pomyślałam, że fajnie byłoby stworzyć książkę składającą się z 28. rozdziałów (tyle dni trwa średnio cykl kobiety), z których każdy będzie dotyczył innego obszaru zmagań z niepłodnością. Jestem psychologiem, nie terapeutą, więc o pomoc w pisaniu poprosiłam siostrę, która ma wykształcenie kliniczne. Początkowo bazowałyśmy na własnych doświadczeniach. Z czasem doszły spostrzeżenia z warsztatów psychologicznych Wielkie Chcenie prowadzonych przez Justynę i naszą przyjaciółkę Agnieszkę , oraz indywidualnych konsultacji z osobami. Książka jest zbiorem różnych doświadczeń – osobistych, zawodowych, naukowych, badawczych, ale też ukrytych talentów literackich (śmiech). Chcemy na różne sposoby wesprzeć ludzi walczących z niepłodnością.
Czyli jak?
Na przykład opisując, jak wygląda świat po tamtej stronie lustra, pokazując, z czym się zmagają. Chciałyśmy, by nasi czytelnicy mieli poczucie, że nie są sami a to, czego doświadczają jest normalne, typowe dla tej sytuacji. Przyświecało nam silne poczucie misji, by nie tylko wesprzeć niepłodne pary, ale też dać społeczeństwu porcję wiedzy na ten temat. Mam wrażenie, że wiele przykrości, jakich doświadczają osoby mające kłopoty z płodnością, wynika z braku wiedzy. Ludzie nie wiedzą, jak bardzo można pragnąć dziecka, a jednocześnie – jak szalenie bezradnym być. To wymaga niezwykłej delikatności.
Być może ten brak wiedzy wynika także z tego, że niepłodność nadal jest w Polsce tematem tabu?
To prawda, a jest tak dlatego, że temat niepłodności wiąże się z bardzo intymnymi obszarami naszego życia – seksualnością, zdrowiem, narządami rozrodczymi kobiety i mężczyzny. Dotyczy sfery psychicznej, cierpienia, bólu i bezradności. Kolejnym aspektem jest wyznawany system wartości – normy moralne, etyczne... O tych trzech przestrzeniach w ogóle jest nam ciężko rozmawiać, a co dopiero wtedy, kiedy wszystko łączy się przy okazji jednego tematu!
Efekt jest taki, że niepłodne pary często bywają wścibsko dopytywane „a kiedy wreszcie dziecko?”, albo raczone złośliwymi uwagami i propozycjami lekcji „jak to się robi”. Jak niepłodne osoby sobie z tym radzą?
Bardzo często sobie nie radzą. Nierzadko trudno im znaleźć uniwersalną formułę, którą ucinaliby takie pytania. Nasze doświadczenia z pracy z niepłodnymi parami pokazują, że budują one wokół siebie fortecę milczenia. Mają nadzieję, że wcześniej czy później problem sam się rozwiąże i nie trzeba będzie w ogóle o nim mówić.
Odkładają to w czasie...
...a presja społeczna staje się coraz silniejsza. Pary obawiają się, że jeśli będą mówić o swoim cierpieniu, to ich ból się pogłębi. Jeśli wpuszczą postronne osoby do sfery swojej intymności i lęków, to one wprowadzą tam jeszcze większy zamęt i ból.
Mają rację?
Doświadczenia terapeutyczne pokazują, że otworzenie się (w takim stopniu, na jaki jest się gotowym) i porozmawianie o problemie, może przynieść ulgę i spokój. Ile powiemy, zależy od nas samych, naszej osobowości, naszej gotowości w danym momencie życia, ale i od rozmówcy. Okazuje się jednak, że nawet najprostsza, hasłowa, dowcipna odpowiedź może być dla naszych znajomych cenną informacją.
A nie zachętą do dalszych żartów?
Raczej sygnałem, by nie drążyć tematu zbyt głęboko, bo skoro małżonkowie mówią, że „pracują nad dzieckiem” to znaczy, że się o nie starają. Być może mają z tym jakiś kłopot, nie należy robić im większej przykrości. Ludzie często zadają dociekliwe pytania i popełniają gafy, bo nie wiedzą, jak interpretować sytuację, że ktoś nie ma dzieci. Szukają wytłumaczeń.
Jednym z nich może być to, że para po prostu JESZCZE nie zdecydowała się na dziecko...
...bo na przykład stawia na karierę. „Chcą się dorobić, mieć dużo kasy, dzieci są dla nich nieważne” – zgadują. Druga interpretacja jest taka, że może naprawdę się starają, ale mają kłopot. Ludzie chcą wybadać, która jest prawdziwa, więc drążą temat. Paradoksalnie, jeśli para przyzna, że ma problem z poczęciem dziecka, może im to przynieść wiele spokoju. Przestaną być piętnowani pytaniami, a wśród ciekawskich mogą być osoby, które staną się nieocenionym źródłem wsparcia. Kiedy nie rozmawiamy o problemach w naszej relacji tworzy się dystans. Jeśli się otworzymy w stosunku do osób, które darzymy zaufaniem, może się okazać, że wspaniały powiernik, którego szukaliśmy jest tuż obok. Przede wszystkim, trzeba być jednak w kontakcie z samym sobą, by wiedzieć, jak daleko mogę posunąć się w rozmowie z innymi.
Czego potrzeba z tej drugiej strony?
Ogromnej delikatności i nierozdrapywania tych miejsc, w które rozmówca nie chce wchodzić. Trzeba wyczuć moment, kiedy nasza walcząca z niepłodnością przyjaciółka/przyjaciel chce się otworzyć. Wziąć tego człowieka w jakieś ciche, spokojne miejsce, po prostu być przy nim i słuchać. Mam wrażenie, że książka Nadzieja na nowe życie może okazać się pomocna także dla rodzin, przyjaciół i bliskich par, zmagających się z niepłodnością. Dzięki niej będą potrafili wyobrazić sobie, z jakim wielkim spektrum przykrych odczuć wiąże się ta sytuacja.
Niepłodność to nie tylko ciężkie doświadczenie dla kobiety, ale także ogromna próba dla związku. Jeśli problem leży po stronie mężczyzny, to tym bardziej, bo jego męska duma zostaje urażona. Jak sobie z tym radzić?
Niepłodność zastawia wiele pułapek, tak jak mówiłam wcześniej, jedną z nich jest uciekanie od ludzi, zamykanie w sobie, inną – zmonopolizowanie rozmów z mężem tematem starań o dziecko. Nasza relacja zaczyna opierać się na analizie badań diagnostycznych, planowaniu co robić dalej oraz współżyciu, którego jedynym celem jest prokreacja – tylko w dni płodne, w pozycjach zalecanych przez lekarzy. Seks jest traktowany mechanicznie. Mężczyźni mają potrzebę dbania o swoją partnerkę, czują się odpowiedzialni za to, w jakim nastroju jest miłość ich życia. W sytuacji niepłodności czują się więc szalenie bezradni, to ich frustruje.
Co mogą zrobić, jeśli czują, że sami nie potrafią wystarczająco dobrze wesprzeć swoich kobiet w tej sytuacji?
Warto wówczas poszukać pomocy u specjalistów. W zaleceniach WHO, dotyczących pokonywania niepłodności wskazuje się na wielką potrzebę udzielania psychologicznego wsparcia osobom niepłodnym na poszczególnych etapach diagnostyki i leczenia. Kobiety potrzebują wsparcia w radzeniu sobie z emocjami, niskim poczuciem wartości, poczuciem winy... Mężczyźni zaś potrzebują pomocy w radzeniu sobie ze stresem oraz deklarują potrzebę, by profesjonalista udzielił wsparcia ich partnerkom.
Niektórzy mężczyźni jednak czują się w tej sytuacji tak niekomfortowo, że w ogóle trudno im podjąć rozmowę?
Tak. Często mężczyźni, rzadziej kobiety, tak reagują na niepłodność. Zamykają się w sobie, wpadają w pracoholizm, zostają po godzinach w pracy, nie dzielą z nikim przeżyciami, a przecież cierpią tak samo, jak ich żony. Ta droga donikąd nie prowadzi, bo trudne emocje nadal są wyrażane, tyle że nie wprost. Nadmuchuje się emocjonalny balon i wystarczy niewielki bodziec, by go z hukiem przebić.
Jak wyjść z tej klatki niepłodności?
Niepłodność zalewa wiele obszarów życia, ale mimo to trzeba dążyć do tego, aby mimo wszystko doznawać w życiu przyjemności. Radość życia nie spadnie na osoby niepłodne sama, trzeba aktywnie jej szukać i to we wszystkich przestrzeniach – przede wszystkim w relacji z partnerem, ale też w życiu prywatnym, społecznym, zawodowym. To małe „kamyczki” szczęścia, które pozwalają przetrwać.
Sprawianie sobie przyjemności, a nawet szukanie plusów niepłodności – ta rada mnie zaskoczyła. Skoro niepłodność to bolesny temat, to widzimy go tylko w czarnych kolorach. A przecież życie małżeńskie, kiedy jeszcze nie ma dziecka, może być wspaniałe! Mamy czas dla siebie, możemy robić, co tylko chcemy, podróżować.
Kiedy czegoś bardzo pragniemy zapominamy, że każda nasza życiowa decyzja, sytuacja ma plusy i minusy. Ten rozdział rzeczywiście bywa dla niektórych bardzo kontrowersyjny, kobiety reagują na niego niekiedy z oporem. Tymczasem warto pamiętać, że niepłodność może być szansą.
Na co?
Może osoba, która ma kłopoty z płodnością ma zaopiekować się samą sobą tak, jakby opiekowała się dzieckiem, którego tak bardzo pragnie? Kobiety, które zmagają się z niepłodnością to często perfekcjonistki. Muszą mieć wszystko pod idealną kontrolą, są świetnie wykształcone, szalenie dużo pracują, stawiają na rozwój osobisty, intelektualny. Często w tym pędzie życia zapominają o tym, by dbać o siebie – ale dbać w szerszym niż potocznie (wygląd zewnętrzny) rozumieniu. Wśród kobiet uczestniczących w warsztatach psychologicznych wielką ulgą bywa myśl, że mogą się wreszcie zatrzymać, zrelaksować. Chodzi o to, by poczuć się szczęśliwą i zadowoloną z życia, bo wtedy kobieta staje się „domem” bardziej przyjaznym, aby zamieszkało w nim, poczęło się dziecko.
Po lekturze książki doszłam do wniosku, że zmagająca się z niepłodnością kobieta powinna być nieco egoistyczna – ma nie tylko bardziej dbać o siebie, ale też unikać spotkań z ciężarnymi znajomymi, jeśli ją to boli albo nie chodzić tam, gdzie jest pełno małych dzieci. Jak zachować zdrowy umiar w tym pozytywnym egoizmie, by jednak nie przesadzić (w końcu nie da się w ogóle nie wychodzić z domu)?
Trzeba wejść w buty niepłodnej kobiety, by zrozumieć, co czuje. To niewyobrażalny stres – według badań WHO pod względem natężenia jest on równy stresowi w okresie choroby nowotworowej albo zawału mięśnia sercowego. Ona nie potrafi o niczym innym myśleć, więc taki pozytywny egoizm jest jak najbardziej potrzebny. Nie chce dokładać sobie cierpienia, bo to ponad jej siły, więcej nie wytrzyma. Nie wychodzi więc z domu, bo nie chce widzieć kolejnych kobiet z okrągłymi brzuszkami czy uśmiechniętych mam z noworodkami.
Tak się jednak nie da na dłuższą metę.
Owszem, bo to może doprowadzić do szaleństwa. Trzeba znaleźć rozsądne rozwiązanie. Jednym z nich może być nazwanie wszystkich odczuwanych emocji, zrozumienie ich, niezmuszanie się do innych odczuć. To może nam nieco ułatwić spotkania z kobietami w ciąży, chociaż zawsze będzie to jakiś rodzaj bólu.
Kolejnym wyzwaniem jest sfera seksualna. Co zrobić, żeby współżycie nie było ukierunkowane wyłącznie na jeden cel, aby nie zgasić namiętności, robiąc „to” z zegarkiem w ręku?
Parom zmagającym się niepłodnością pomaga dbanie o to, żeby seks był sexy. Trzeba wyjść ponad to, że kochamy się wyłącznie w dni płodne, bo tak musi być. Chodzi o wzbogacanie naszej sfery erotycznej, szukanie tego, co sprawia nam w seksie radość. Może to właśnie czas, aby próbować nowych pozycji, miejsc, sytuacji... W każdej trudnej sferze trzeba aktywnie szukać przyjemności. Nieszczęścia spadają na nas same, ale szczęścia musimy już poszukać.
Kluczowym słowem dla publikacji jest „nadzieja”. Wstrząsnął mną pierwszy rozdzialik dziennika Anny, w którym pisze ona, z jaką wielką nadzieją czeka na to, by wreszcie zatrzymał się jej okres i z jakim rozczarowaniem są krople krwi na bieliźnie. Kiedy jednak obserwuję młode kobiety, mam wrażenie, że jeśli już mowa o nadziei, to raczej w kontekście czekania na okres, a jego spóźnianie to wielki dramat.
I to jest wielki paradoks. Wiele kobiet latami stara się, by nie być w ciąży. Dla wielu kobiet pomiędzy 18 a 30 rokiem życia, każdy kolejny okres jest wielkim wybawieniem. Potem to się zmienia i czekają, by okresu nie było. Jaki jest tego wspólny mianownik? Współczesna kobieta chce dokładnie kontrolować swoją płodność i ma ku temu medyczne możliwości. Sytuacja, kiedy pojawiają się problemy z zajściem w ciążę jest dla wielu z nich pierwszą „rzeczą” w życiu, której nie mogą kontrolować. Nie chcę być w ciąży – stosuję antykoncepcję, chcę – powinien być szybki na to sposób. Nie ma, więc pojawia się bezradność, bo przecież wszystko tak świetnie do tej pory kontrolowałam, swoje życie, pracę, życie towarzyskie, a teraz co? Okazuje się, że taka perfekcyjna nie jestem, bo chcę mieć dziecko, a nie mogę.
Kobietom często robi się zarzut z tego, że odkładają decyzję o dziecku na później, ale to chyba nie jest do końca sprawiedliwe. Od nas się tak wiele oczekuje, i to pod każdym względem, że właściwie mamy związane ręce. Mamy być świetnie wykształcone, mieć dobrą pracę, więc wychodzimy za mąż później. Potem nadal musimy pracować, bo z jednej pensji ciężko opłacić kredyt na mieszkanie, poza tym trzeba sobie wyrobić jakąś pozycję na rynku, żeby było do czego wracać. 30-latki, z którymi rozmawiam przyznają, że chętnie urodziłyby dziecko, ale po prostu nie mogą, bo oczekiwania społeczne względem nich są przeogromne. Nie ma co winić kobiet, że po latach decydują się na dziecko i mają problem z poczęciem...
Rzeczywiście. To raczej specyfika naszych czasów, do której próbujemy się dostosować. Kobiety uczy się, że mogą osiągać takie same cele, jak mężczyźni. Skoro tak, to zajmujemy się realizacją tego zadania. A przecież przez lata kobieta miała być opiekunką domowego ogniska. Byt materialny miał zapewnić rodzinie mężczyzna.
Dziś już tak nie jest.
Współcześnie nierzadko oczekuje się, aby kobieta spełniała oba cele – ma realizować się zawodowo i ma być opiekunką. Niepłodność jest trochę efektem nałożenia na siebie tych oczekiwań, które trudno idealnie pogodzić. Odkładając decyzję o dziecku, kobiety podejmują ryzykowną grę.
Formułowane przez panie propozycje walczenia z niepłodnością wydają się takie metodologiczne, rozłożone w czasie... Mam wrażenie, że to nie do wszystkich przemówi, bo przecież są trochę szybsze metody, zamiast rocznej obserwacji swojego ciała. Żyjemy w świecie, w którym wszystko dzieje się szybko - jest problem, jest lekarstwo. Nie możesz zajść w ciążę, zrób in vitro.
W Polsce nadal jest mało badań na ten temat, ale z doświadczenia Justyny i Agnieszki wynika, że jest dokładnie odwrotnie. One spotykają pary, które chcą przejść przez pełną diagnostykę. Chcą poznać przyczyny swoich problemów. Nie patrzymy na niepłodność jako na przestrzeń zero-jedynkową. WHO definiuje niepłodność jako niemożność poczęcia po bezskutecznym rocznym staraniu się o dziecko, przy współżyciu ok. 5 razy w tygodniu bez stosowania antykoncepcji. My opieramy się na założeniu, że niepłodność może być definiowana przez różne odcienie szarości. W tym czasie wszechstronnie, kompleksowo dbamy o siebie, styl życia, unikamy stresu, dobrze się odżywamy. Wszystko po to, by zwiększyć szanse na rodzicielstwo.
Polskie państwo dostatecznie pomaga niepłodnym parom? Mamy wprawdzie program dofinansowania do in vitro, ale przecież z różnych względów (także religijnych) nie wszystkie osoby chcą z niego skorzystać. Lekarze z klinik naprotechnologii żalą się, że są przez państwo pomijani, ale prawdziwy problem tkwi chyba w niedostrzeganiu potrzeb niepłodnych par, których będzie jeszcze więcej.
W 2003 roku takich osób było w Polsce 1,5 miliona, co stanowi ok. 20 proc. osób w wieku reprodukcyjnym. To ogromna liczba! Oczywiście, że państwo robi za mało. Trzeba dbać o wszystkie pary niepłodne. Wsparcie psychologiczne, nie dość, że zwiększa szanse na poczęcie, to jeszcze zmniejsza ból i psychiczne cierpienie. WHO formułuje konkretne wytyczne w sferze walczenia z niepłodnością.
Jakie to wytyczne?
Na przykład tworzenie krajowych i lokalnych grup wsparcia dla niepłodnych pacjentów, zapewnienie różnorodnych form pomocy psychologicznej, także przez media czy fora internetowe. Wsparcie nie tylko dla par, ale ich rodzin, jako rutynowe działanie w klinikach i poza nimi. Na pewno wartościowe może być prowadzenie badań naukowych, które pomogą ocenić, jak pary niepłodne postrzegają swoją sytuację i jak reagują na różne etapy diagnostyki i leczenia. Warto to stosować także w Polsce. Mamy ośrodki wsparcia psychologicznego dla chorych na nowotwór, ale dla niepłodnych już nie. Trzeba to zmienić.
Wspominałyśmy o religijnych względach, dla których część par nie chce korzystać z in vitro, ale kwestia duchowości w kontekście starań o dziecko jest znacznie szersza. Bardzo wierzące osoby, które latami próbują zajść w ciążę, czasem z wyrzutem pytają, gdzie w tej niepłodności jest Bóg. Przecież mówi On: Rozmnażajcie się...
Spotykamy na swojej drodze zawodowej wyznawców religii chrześcijańskich, którzy odczuwają ogromne frustracje. Z jednej strony jest to związane z mniejszą pulą możliwości, z jakich mogą skorzystać (bo odrzucają techniki wspomaganego rozrodu), z drugiej – często odczuwają kryzys wiary. Tym, co przynosi ulgę, jest poczucie, że Bóg ma dla nich inną drogę. Ona ma jakiś sens i do czegoś prowadzi. Trzeba przeżyć swoje życie prawdziwie takim, jakie ono jest. Niepłodność wiąże się z wieloma drogami. Jedne pary decydują się na adopcję, inne na rodzicielstwo zastępcze, a jeszcze inne – na płodne życie bez dzieci, czyli takie, w którym dajemy innym ludziom naszą miłość (wynikającą z pragnienia dziecka).
Przeczytałam już Waszą książkę, ale załóżmy, że to dla mnie za mało – gdzie mogę szukać pomocy?
Justyna założyła Instytut Nadziei – to fundacja, która kontynuuje i rozszerza działalność istniejącą dotychczas pod hasłem Wielkie Chcenie. Wielowymiarowo wspiera osoby zmagające się z niepłodnością, poprzez warsztaty psychologiczne, konsultacje indywidualne, wykłady itp. Informacji można także szukać na stronie internetowej książki oraz na fanpage książki. Chcemy tam gromadzić ludzi zainteresowanych tematem. Będziemy udzielać wsparcia, zamieszczając posty, rozmawiając, informując gdzie i kiedy można się z nami spotkać.